Kryzys, który Cię wywiódł z ziemi irlandzkiej z domu energetyczno-mieszkaniowej niewoli
Od dawna zastanawiam się, czym to wszystko może się skończyć, ale nie widzę szans, żeby koniec był świetlisty, przynajmniej dla Irlandii.
Spustoszenie i opustoszenie kraju to jakże prawdopodobne zjawisko, a to może wkrótce przybrać na sile, jeżeli Irlandia wciąż kurczowo trzymać się będzie zasad, jakimi rządziła się przed pandemią, a nawet kryzysem z 2008 roku. Ów właśnie pokazał, co może się stać w kraju, gdy koszt życia stanie się nie do zniesienia, brakować będzie domów, a czynsze będą horrendalnie wysokie.
Otóż będziemy mieli do czynienia z exodusem, a ten rozpoczął się wraz z pandemią, chociaż wtedy z wyspy uciekał tzw. element napływowy.
Wtedy, a może tak w okolicach połowy pandemii, wicepremier Leo Varadkar wydalił ze swojego aparatu mowy słowa, iż spodziewa się, że po covidowej zawierusze, ludzie zaczną wracać do Irlandii.
Przyglądając się polskiej diasporze w Irlandii, nie widzę jednak realizacji Varadkarowych prognoz, bo Polacy, jak opuszczali wyspę, tak opuszczają ją nadal. Widać to właściwie na każdym kroku, bo rzadziej słyszy się naszą mowę ojczystą w środkach transportu publicznego, rzadziej w sklepach, a i mniej jakby Polaków maszeruje ulicami i dają upust swoim naturalnym zachowaniom oraz słownictwu.
Takoż samo stanie się potwierdzeniem moich słów, o ile prześledzimy internetowe miejsca rozmów naszych rodaków, bo tam, po chwilowym uspokojeniu, ponownie pojawiają się liczne pytania, jak zakończyć zgodnie z wymogami prawnymi przygodę z Irlandią?
To wszystko wskazuje, a kolejnym potwierdzeniem stanie się, zakończony niedawno spis powszechny, czyli Census 2022, że mniej jest nas coraz na wyspie, ale nie tylko nas, bo i innych mieszkańców Europy, głównie tej Wschodniej.
Idąc jednak dalej, przysłuchuję się też rozmowom rdzennych mieszkańców wyspy, a ci, jako żywo są podobnego zdania do tego prezentowanego przez niektórych naszych krajan, iż żyć to się już tutaj nie da i skorzystają z pierwsze nadarzającej się okazji, by zieloność wyspy zamienić np. na widoki z kangurami lub ośnieżone szczyty górujące nad Calgary.
Ważne jest też, gdyż wyznacznikiem exodusowych ucieczek z wyspy, stać się może najbliższych kilka miesięcy, więc pogłębiające braki w zaopatrzeniu w energię elektryczną lub paliwa, a w nawet żywność, więc fala emigracji i to o rozmiarach tsunami, może się dopiero rozpocząć.
Co się wtedy stanie z Irlandią?
Opustoszeje, a spustoszona zostanie brakiem rąk do pracy, co pociągnie za sobą kryzysowe czasy dla przedsiębiorstw, bo te może i będą chciały produkować, będą miały moce przerobowe, ale nie będą miały kim pracować i nawet wysokie pensje, nie będą w stanie dać rękojmi znalezienia pracownika.
W konsekwencji Irlandia będzie ubożeć, będzie krajem leżącym na rubieżach Europy, który pogrążony w marazmie niemocy produkcyjnej, stanie się jeszcze mniej samowystarczalny, niż jest teraz. Wróci więc do chętnie zapomnianych czasów sprzed Celtyckiego Tygrysa i historycznego okresu wielkiego głodu, a takim może pozostać przez wiele lat, bo drugi raz, nikt nie da się już nabrać, że to wyspa, która dba o ludzi i daje im wszelkie możliwości radosnego życia oraz rozwoju.
Będą przecież tacy, którzy przeżyli kryzys z roku 2008, będą też ci, którzy przemykali chyłkiem przez pandemię, a wtłoczeni zostali w kryzys o zasięgu globalnym, a z tym Irlandia nie potrafiła lub nie chciała sobie radzić i szła jak barany na rzeź, ciągnięta przez Unię Europejską. Irlandia, co może od niej odstręczać wiele osób, w tym ten wspomniany już element napływowy, ale i autochtonów, wiele zazwyczaj obiecuje, ale z realizacją tych słów nie jest już tak prosto, więc oszukani raz, będą się mocno zastanawiać, czy nie powtórzy się to w przyszłości?
Czy jest więc nadzieja na jakieś wyjście z tego polityczno-gospodarczo-energetycznego impasu? Oczywiście, chociaż wiele czasu zostało utracone, a pokazują to ostatnie lata, gdy z zadowoleniem prezentowało się dane ze wzrostów gospodarczych, ale nic poza tym, bo wyłącznie się nimi chełpiono, a działań na przyszłość, nie podejmowało się prawie żadnych. Stracona została więc ostatnia dekada, gdy Zielona Wyspa mogła rozpocząć cały proces transformacji, a teraz…
Teraz byłaby w całkiem innym momencie, możliwe, że prawie niezależna energetycznie i bez problemów mieszkaniowych, bo przez dziesięć lat, można zbudować kilka miast, nie mówiąc już o połowie miliona potrzebnych obecnie mieszkań.
Bogdan Feręc