Pierwszy raz w Social Welfare

To był prawie mój pierwszy raz, bo kiedyś już byłem, a okazja była dokładnie taka sama, czyli potrzebowałem zaktualizować kartę PSC.

Tak się stało, więc na początku telefonicznie ustaliłem termin wizyty, następnie kilka dni oczekiwania i przestąpiłem progi tej instytucji. Już przy wejściu napadł mnie rosły ochroniarz z pytaniem, „czy wszystko w porządku”? Prawie tak, bo byłem nieco zagubiony, gdyż Social Welfare w Galway znajduje się w nowym miejscu, a i taki jest nowoczesny, że szok. Wyjaśniłem, że przyszedłem odnowić Kartę Usług Publicznych i zostałem pokierowany na drugie piętro.

Zaproponował mi ów nadzorca wejścia skorzystanie z windy, ale że czułem się na siłach, skorzystałem ze schodów i podziwiałem nowoczesny wygląd „socjala”.

Na pierwszym piętrze stanowiska do obsługi bieżącej, a jak domniemałem wcześniej, było pusto, bo w Irlandii bezrobocia praktycznie nie ma i nie pracuje ten, który nie chce pracować. Wspinałem się dalej, trzymając metalowej poręczy wykańczającej szklaną balustradę, a docierając w ten sposób na „second floor”, gdzie zostałem zatrzymany przez kolejnego członka ochrony, a żaden z nich nie był rodowitym Irlandczykiem, na co wskazywały rysy twarzy.

Po złożeniu kolejnych wyjaśnień – nieznoszącym sprzeciwu ruchem ręku wskazano mi drzwi, gdzie miałem się udać, by dokonać procesu okartowania usługą publiczną.

Tam w pomieszczeniu cztery okienka, czynne dwa, ale zajęte tylko jedno i gdy tylko zaobserwowały mnie aktywne oczy urzędniczki, usta wydały dźwięk „nexter” i już siedziałem, wyłuszczając problematykę spotkania. Zapytano mnie o imię i nazwisko, kazano podać adres, nazwisko matki, nie madki, bo tej nie mam, ale i podać numer telefonu, gdyż trzeba było wysłać mi kod potwierdzający, a ten musiałem wklepać w niewielką klawiaturę numeryczną.

Później padły słowa „wyprostuj się”, będziemy się fotografować, ale zdjęcie przemiła urzędniczka z Czarnego Lądu zrobiła tylko mnie.

Sprawa była załatwiona, poinformowano mnie, że za kilka dni otrzymam kod, który muszę wpisać na stronie internetowej Social Welfare i karta przybędzie do mnie za pośrednictwem narodowego irlandzkiego dostarczyciela listów oraz paczek, czyli An Post.

Obsługa sprawna, miła i bezproblemowa, a na dodatek bez zbędnego oczekiwania w kolejkach. Super.

Nawiasem mówiąc, trochę dziwnie się poczułem na samym początku, kiedy przekraczałem próg tej instytucji, a chociaż nie szedłem naciągnąć państwa irlandzkiego na jakiś zasiłek, miałem odczucie, że przechodnie patrzą na mnie, jak na kolejnego bezrobotnego, który żyje na ich koszt.

Może gdybym faktycznie był etatowym bezrobotnym, byłbym pozbawiony takich odczuć, ale cóż, pracuję, nie korzystam z zasiłków i płacę podatki, by inni mogli żyć na mój koszt, a wcale mi się to nie podoba w kraju, gdzie pracy nadal jest dużo.

Bogdan Feręc

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Należy znieść ogr
Kolejny chytry ruch,