Prawa ekonomii przestały działać
Zasadniczo jest tak, że wraz ze spadkiem popytu, pełnymi magazynami wyprodukowanych dóbr i niższym zapotrzebowaniem na siłę roboczą, zaczynają działać niewidzialne prawa rynku.
Tak było do tej pory, ale nie w obecnie miłościwie nam panującym kryzysie, bo nawet wygaszanie produkcji, rozpoczynająca się fala zwolnień pracowniczych i właśnie pełne magazyny, nie mają znamion wyhamowania inflacji, czyli ceny rosły i chyba wzrastać będą nadal.
Jest oczywiście jaskółka, która wiosny może i nie czyni, ale, przynajmniej teoretycznie, powinna mieć istotny wpływ na inflację.
Kiedy Europejski Bank Centralny zaczął podnosić oprocentowanie kredytów, również hipotecznych, zareagowały na to banki krajowe i też zaczęły podnosić oprocentowanie, najpierw to z ruchomymi stopami, a następnie stałymi. Taki ruch wywołał pewną panikę na rynku mieszkaniowym, albowiem ów zareagował prawie natychmiast i w Europie, czyli również w Polsce oraz Irlandii, spadła ilość potencjalnych kredytobiorców.
Ważne jest w tym wszystkim to, że rynek kupna-sprzedaży mieszkań nie zareagował tak, jak spodziewali się tego „centralni bankowcy”, bo zrobił krok do przewidzenia, ale uznany za mniej prawdopodobny. Chodzi więc o to, że firmy budowlane wstrzymują inwestycje, ale z zachowaniem dotychczasowych cen na gotowe domy. Podobnie wygląda obecnie mieszkaniowy rynek wtórny, a to oznacza, iż zmniejszyło się znacznie zainteresowanie kupnem domów, ale ich ceny niezmiennie są wysokie i nie ma sygnałów, aby w najbliższym czasie zaczęły się obniżać – istotnie.
Nie można zapominać o innych działach gospodarki, a mowa tu o Irlandii oraz Polsce, które zgłaszają, że nie są w stanie utrzymać produkcji na wcześniejszym poziomie, więc tę będą wygaszać, a i muszą pozbyć się zapasów magazynowych, by nie utracić płynności finansowej.
Tak dzieje się w wielu sektorach produkcji przemysłowej, ale przenosi się to również na handel hurtowy i detaliczny, bo przecież i sprzedawcy twierdzą, iż zmniejszyła się ilość klientów, więc i u nich obroty spadają.
Tak dochodzimy do gospodarki rynkowej, a to ni mniej, ni więcej oznacza, że powinna rozpocząć swoją pracę niewidzialna ręka rynku i prowadzić do poszukiwania możliwości pozbycia się zgromadzonych w magazynach dóbr. To z kolei dawało zazwyczaj efekt obniżania cen, uatrakcyjnienia oferty dla kupujących, by cała gospodarka poprzez handel detaliczny ponownie nabierała rozpędu.
Niestety, zdemolowany ekonomicznie świat rządzi się obecnie innymi prawami, więc wszelkie decyzje biznesowe uzależnione są od rynku energetycznego, a to on właśnie nadaje ton wszystkim wydarzeniom gospodarczym. W szerokim rozumieniu rynku energetycznego ważne jest też, że nawet hurtowe obniżki cen na nośniki energii, nie wpływają na niższe ceny dla odbiorców indywidualnych i przemysłowych prądu, gazu i paliw płynnych, więc i tutaj mamy poważne naruszenie zasad, jakie obowiązywały przed tym całym ekonomicznym obłędem. Spada również zużycie nośników energii i stało się tak trochę z powodu oszczędności, które w ramach przeciwdziałania kryzysowi wprowadziły gospodarstwa domowe, ale też firmy, a i poprzez wysokie, jak na tę porę roku temperatury, więc i zużycie prądu oraz gazu jest niższe również z tej przyczyny.
Żaden jednak z wymienionych elementów nie zaczął wpływać na światowe tendencje cenowe, więc mamy wciąż rosnącą inflację, a to oznacza tylko jedno, coraz mniej pieniędzy w naszych portfelach. Stanie się też w wielu przypadkach tak, jak można to obserwować już u wielu osób dzisiaj, iż zarobione pieniądze, wydawane będą wyłącznie na opłaty związane z utrzymaniem mieszkania i na skromne życie, bo dochód rozporządzalny, na nic więcej im nie wystarczy.
Warto też wspomnieć, że wysoka inflacja, nie jest dobra dla nikogo, a dla Polski i Irlandii w ogóle. W pierwszym przypadku mamy widoczny już niewielki exodus migracyjny z naszej ojczyzny i młodzi ludzie coraz częściej szukają informacji na forach dyskusyjnych, gdzie wyrwać się z Polski, by żyć godnie, a i widać też, że Polska jakby zatrzymała się w swoich działaniach gospodarczych, skupiając wszelkie siły na zbliżających wyborach. Pomocną dłoń wyciąga się też częściej jakby w stronę Ukraińców, bo mamy nadzieję na powojenne kontrakty, ale nie tylko my, więc i szanse spadają, gdy spojrzymy na stan państwowej kasy, bo ta nie będzie miała na tyle środków, żeby wygrać z konkurentami w odbudowie wojennych zniszczeń na Ukrainie.
Irlandia to inna strona całej układanki, więc poprzez wszechobecną od lat drożyznę, brak mieszkań i brak odpowiednich programów uniezależnienia się od świata pod względem żywnościowym, bo to jest najważniejsze dla wyspy, traci siłę roboczą, a posiłkuje się obecnie przybyszami z zagranicy. Ci jednak mniej chętnie pojawiają się na skądinąd ładnej wysepce, a to tylko dlatego, że nie mają gdzie mieszkać, natomiast czynsze są horrendalnie wysokie. W konkluzji można powiedzieć, iż o ile irlandzcy rządzący iść będą tą właśnie drogą, bezpowrotnie utracą możliwości rozwoju wielu dziedzin tutejszej gospodarki i kraj zacznie cierpieć z powodu braku rąk do pracy i to w wielu zawodach.
Niedawno pod jednym z moich tekstów padło stwierdzenie, że Irlandia nie jest bogata, a utrzymuje się z zagranicznych inwestycji, co czyni ją w pewien sposób krajem ubogim. Już w tym stwierdzeniu mamy błąd myślowy, bo bogactwo kraju można budować na różne sposoby. Czy biednym jest ten, kto zarabia na życie w zagranicznej fabryce, a ta daje mu zatrudnienie na wiele lat, czyli życiową stabilizację? Czy biednym jest kraj, który poprzez inwestycje zagranicznych koncernów czerpie zyski podatkowe? Nie i o tym należy pamiętać, bo z tych wpływów ma na programy np. socjalne, a czerpią z tego również Polacy. Czy mamy, jako Irlandia, wrócić do lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, gdzie bieda była powszechna, bezrobocie wysokie, a w sklepach nie kłębiły się tłumy kupujących? Obecni klienci to właśnie ci, którzy swoje prywatne zyski mają z inwestycji, jakie pojawiły się tu za sprawą korporacji, utworzonych miejsc pracy i rozwijaniu fabryk oraz zakładów produkcyjnych. To uczyniło Irlandię bogatą, a jej mieszkańców stać obecnie na to, by na każde święta wyjeżdżać na zagraniczny wypoczynek, mieć po kilka samochodów i nie patrzeć, czy wystarczy im tygodniówki na lunch z przyjaciółmi.
Polecam dotrzeć do źródeł historycznych i poczytać o Irlandii sprzed roku 1990, wtedy okaże się, że fala emigracji spowodowanej wielkim głodem w latach 1845 – 1849 na znacznie mniejszą skalę, ale trwała do pojawienia się tutaj pierwszej amerykańskiej fabryki i jej inwestycji. Następnie Irlandia zauważyła, że da się z tego dobrze żyć i w ten sposób ustawiła swój model ekonomiczny, który realizuje do dzisiaj. Wcześniej, wraz z zachodnimi inwestycjami, miała też rozbuchane programy socjalne, ale te w chwili załamania gospodarki światowej, więc w kryzysie bankowym, doprowadziły ją do bankructwa, co przypisuje się rządowi Fianna Fáil, a co nie jest do końca prawdą, gdyż cegiełki do tego dokładały też wcześniejsze ekipy.
Bogdan Feręc
Photo by Ibrahim Boran on Unsplash