Cierpliwość pacjenta chirurgicznego

O irlandzkiej służbie zdrowia powiedziane zostało już dużo, powiedzieć można jeszcze więcej, a i można się wielu rzeczy czepiać, ale nie tego, że zapomina.

Ona jest jak Urząd Skarbowy, więc pamięta, a i żąda potwierdzeń, że się człowiek nadal uskarża i że potrzebuje interwencji lekarskiej. Oczywiście można też stwierdzić, iż powinna się dostosować do przysięgi lekarskiej „po pierwsze nie szkodzić”, czyli może czasami lepiej byłoby, aby trzymała się od nas z daleka.

Nie w tym przypadku, jaki miał miejsce ok. roku temu, a to wówczas pewne zdarzenie zaprowadziło mnie do szpitala, gdzie fachowcy uznali, iż zabieg to potrzebny mi jest natychmiast, gdyż zagraża. Nie zabieg, a choroba, więc operacja się nie odbyła, bo sale operacyjne były zajęte i tam już cięli innych ludzi.

Coś mi tam zadali, nawstrzykiwali roztworów chemicznych, zaleczyli i powiedzieli, ty Feręc idź do domu, a my Cię zawezwiemy i ci obetniemy, jak będziemy mieli akurat jakiś wolny skalpel.

Poszedłem, a nawet pojechałem, bo chodzić wówczas praktycznie nie mogłem, ale czekałem i czekam. Po drodze był jakiś telefon, czy w ogóle jeszcze żyję, mała sprzeczka ze szpitalem, dramat mojej lekarki pierwszego jeszcze kontaktu, której mój stan zdrowia wcale się nie podoba, a dwa dni temu przyszedł list. W kopercie znajdowało się kilka kartek, przepraszano mnie, że operacji nie było, że wiedzą, iż to może na mnie wpływać i że im jest przykro.

Przesyłka zawierała informację, bym odesłał informację, że ja wciąż oczekuję… Mogłem to zrobić na kilka sposobów, więc odesłać odpowiedź listowo, że czekam i zainteresowany jestem położeniem się na stole operacyjnym. Była też groźba, że muszę się spieszyć i odesłać ją informację w wyznaczonym terminie, bo jak się spóźnię, to mnie skreślą i będę wyrzucony z kolejki precz.

Zarządca szpitala dał też inne możliwości, bym potwierdził oczekiwanie, więc mogłem zadzwonić lub drogą elektroniczną przyrzec, iż cierpliwie wypełniać będę miejsce w kolejce.

Zrobiłem to przez stronę internetową, nadusiłem „tak”, podałem tajne hasło, datę urodzenia i adres, więc wszystko zgodnie z zapotrzebowaniem szpitala, by mnie wepchnęli na najbliższy wolny termin.

Co ciekawe, nie wspomniano, kiedy zabieg mógłby się w ogóle odbyć, czy będzie się w tym roku, chociaż wcześniej mnie zapewniano, iż najdalej w osiem miesięcy od chwili opuszczenia murów gościnnej placówki lecznictwa zamkniętego.

Może również dziwić, że list o zajmowaniu miejsca w kolejce, bez podania na niej pozycji, dotarł do mnie w 11 miesięcy od chwili pobytu w szpitalu, ale to szczegół. Widocznie uznano, że całkiem dobrze się trzymam, że nie jestem już przypadkiem nagłym, a moje ewentualne zejście będzie na rękę szpitalowi, bo zrobię miejsce następnym osobom.

W każdym razie wciąż czekam, cały czas wykazuję wolę operacyjną, a i jakąś tam wolę życia, czyli szpitalne listy oczekujących na chirurgiczne wyrżnięcie i przepchnięcie czegoś tam będę cały czas statystycznie psuł, by następnie cieszyć się wielomiesięczną rekonwalescencją.

Najbardziej w tym oczekiwaniu zależy mi właśnie na długim zwolnieniu lekarskim, bo to jednak przyjemnie jest móc nie pracować i patrzeć, jak każdego tygodnia Social Welfare przesyła kasę na moje konto.  

Bogdan Feręc

Photo by Piron Guillaume on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Sklep został zamkni
Nikt nie będzie tkw