Caravaggio i Vermeer zatrzymani w ruchu

Jakiś czas temu wraz z moim przyjacielem udaliśmy się, a właściwie zostałem wyciągnięty do National Gallery of Ireland, by tam obcować ze sztuką mistrzów.

Ze mną jest pewien kłopot, bo znawcą malarstwa nie jestem, chociaż umiem docenić i rozpoznać dzieło oraz odróżnić je od wytworu zwykłego pacykarza, więc znaleźć różnice, jak i widzę je też w słowie pisanym. Tak się złożyło, że zaprasza się mnie na różne wydarzenia, a i do grup w mediach społecznościowych, bym stał się obserwatorem zamieszczanej tam twórczości, a większość uczestników takich uważa, że jest np. poetami.

To też potrafię rozpoznać, gdyż znam kilku poetów osobiście, z niektórymi od czasu do czasu rozmawiam, a i kilka razy w roku zdarza się nam spotkać, chociaż rzadko dyskutujemy wtedy o ich twórczości. To też z mojej winy, albowiem moje oceny są nader skąpe, a i ciężko, żebym zaczął interpretować publicznie – w kilkuosobowym gronie wiersz, jaki wyszedł spod pióra któregoś z twórców.

Zazwyczaj mój komentarza zamyka się w kilku zaledwie słowach, a można też usłyszeć, że jest „dobry” i na tym się kończy. Nie oznacza to, że wiersze nie wywierają na mnie żadnego wrażenia, nie są tymi, które nie zapadły w pamięci, bo tak nie jest. Ważne jest to, co dzieje się później, gdyż czasami poeta w przypływie radości lub desperacji, obdaruje mnie maszynopisem, a na dodatek z własnoręcznym podpisem i dedykacją. Do takich wierszy wracam, czytuję w wolnych chwilach i wtedy częściej wchodzę w stan umysłu, którzy przenosi do miejsca, w którym płyną bardziej lub mniej rymowane słowa.

Znam też poetę, ale dzisiaj bez nazwisk, którego czytuję często, a to za sprawą sposobu, w jaki pisze. Otóż robi to w sposób pozwalający na dowolne rozumienie wiersza i to tylko za sprawą przecinków. On ich nie stawia, a słowem sugeruje, że może znaleźć się w jakimś miejscu, ale może być też w całkiem innym i wtedy zmieni się cały sens akapitu. Jest to nad wyraz ciekawe przeżycie, bo można mieć w taki sposób kilka wierszy, a dowolnie odczytywać tylko jeden. Uwielbiam to i uważam, że to jedna z lepszych form poezji.

Są też poeci, którzy opisowo przedstawiają w wierszach świat, swoje życie, swoje troski i obawy, ale też radości, a wtedy mawiam, że niewiele osób zrozumie taki utwór poetycki, bo nie zna autora, nie wie nic o jego życiu i nie wie, w jakich warunkach te słowa przelane zostały na papier. Tych wierszy się nie zrozumie i na nic będą nawoływania belfrów w szkołach, „co autor miał na myśli”? Są one natomiast bardzo prawdziwe, dają do myślenia i dla odmiany, gdyż są dosłowne, w prosty sposób kierują czytelnika w odpowiednie rejony. To też bardzo ciekawe i może dać wiele radości, z odnajdywania sensu strof, chociaż i tak nie zrozumie się prawdziwego przekazu lub chęci wykrzyczenia światu swoich uczuć.

Grupa, o której chciałem także powiedzieć, to właśnie ci, którzy zapraszają mnie do ich obserwowania, a ja na własne potrzeby nazywam takich bardzo często hurtownikami, bo trzepią jeden wiersz za drugim. Później tfurczość, uważana przez nich za pisaną przez duże tfu, jest jakościowo niska, nie niesie specjalnej głębi, a i można powiedzieć, że to coś, czego nikt nigdy nie powinien przeczytać. Można być płodną poetką lub takim samym, oczywiście w sensie artystycznym, poetą, ale jeden lub dwa wiersze dziennie, nie da nigdy wyrazu artystycznego wysokich lotów, jak nie daje ich pisanie wierszy na siłę, bo stają się wierszydłami.

Nie stanowi dużego problemu rozpoznawanie wierszy, które wyszły z głębi człowieka, poruszyło twórcę jakieś wydarzenia albo zawarł w nim jakiś przekaz, ale nie zrobił tego wyłącznie z chęci zaistnienia w wirtualnym świecie, żeby następnie zejść z niego, będąc do ostatnich dni niedocenionym, niezależnie od wysiłków, jakie wkładał się w tworzenie rymów.

Dokładnie tak samo jest z malarstwem, można jakiś obraz nazywać dziełem, a można też lanszaftem i obie formy będą wtedy odpowiednie. Niekiedy ludzie zachwycają się płótnami, które już dawno nazwano artystycznym majstersztykiem, chociaż ani im się to nie podoba, ani nie jest czymś, co mogłoby zawisnąć w ich salonie. Weźmy taką Monę Lisę, która z lekką nadwagą wygląda na nieco zaskoczoną, z mizernym uśmiechem, a i trochę jakby zezującą, więc szału nie ma. Tak samo jest, jak jakiś facet namalował puszkę po skondensowanej zupie pomidorowej i zaraz, że jest super artystą. Może i jest, ale nie dla mnie.

Cenię natomiast nieco innych mistrzów płótna, bo tych, którzy umieją w statyczności obrazu zatrzymać ruch i zdaje się, że scena jest żywa, trwa, widać na niej dramat, radość i jest zapowiedzią kolejnych zdarzeń. To właśnie jest sztuką, aby tak ubrać martwą scenkę w przekaz, żeby stała się niemal lepsza i bardziej żywa od rzeczywistości.

Takie doznanie miałem właśnie przy kilku obrazach w National Gallery w Dublinie, kiedy i na żywo było to pierwszy raz, zobaczyłem obraz Caravaggia „Pojmanie Chrystusa”. Oczywiście nie tylko to malowidło mogę nazwać dziełem, bo jest ich tam więcej, albowiem nie tylko oddaje wyraz słów malarza, a w bezruchu trwa w swojej nacechowanej zgiełkiem mobilności.

Nawiasem mówiąc, większość obrazów Caravaggia jest taka, czyli ma w sobie ruch.

Jest w Muzeum Narodowym Republiki Irlandii jeszcze jeden obraz, który zarówno wart jest obejrzenia, jak i charakteryzuje się podobnymi cechami, chociaż w mojej ocenie jest więcej niż żywy w swojej zatrzymanej formie. Tym obrazem jest „Kobieta pisząca list” Jana Vermeera i patrząc na nią, cały czas odnosiłem wrażenie, że wciąż pisze, wciąż kreśli kolejne słowa, a za chwilę spojrzy na mnie z wyrzutem, iż ośmieliłem się przeszkadzać jej tworzyć epistolograficzną formę przekazywania wiadomości.

Oba z tych obrazów, są godne polecenia, ważne dla zrozumienia, jak oglądać sztukę, jak przystosowywać ją do swoich potrzeb i wyobrażeń, ale też do pewnego rodzaju ucieczki od rzeczywistości i zagubienia się, choćby chwilowego, w pędzącym świecie.

Jest również sztuka nowoczesna, która nie trafia w ogóle w moje gusta artystyczne, więc nazywam ją na własny użytek „bur*elem na ścianie”.

Bogdan Feręc

Photo by Steve Johnson on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS: