Mieszkań będzie pod dostatkiem

Ostatnio postawiłem tezę, że dobrze nie będzie, a może nawet będzie bardzo źle, gdyż sztucznie utrzymywana na niskim poziomie inflacja, wybuchnie ponownie po wyborach lokalnych i do Parlamentu Europejskiego ze zdwojoną mocą.

Przyjrzyjmy się działaniom rządów w Europie, co teraz robią, więc rozdają pieniądze na prawo i lewo, czyli kupują sobie głosy. To jednak ma drugie dno, czym jest działanie wbrew polityce Europejskiego Banku Centralnego, a ten podnosząc stopy oprocentowania kredytów, wpływał na rynki, by wystudzić zakupowe zachcianki. Następnie przyszedł rok wyborczy i nagle, bez istotnego gospodarczo powodu, inflacja zaczęła jakoby hamować, a i stopy procentowe zostały zatrzymane na wysokim, ale jednak stałym poziomie. To sygnał dla społeczeństw, że sytuacja się stabilizuje, że idziemy w dobrym kierunku, więc nie będą już nas cisnąć, byśmy i my zaciskali pasa.

Nic bardziej mylnego, bo w mojej ocenie, jest to celowe działanie, a wymuszone nastrojami Europejczyków. Ci zaś zaczęli powoli odrzucać wcześniejsze modele zarządzania Unią i krajami członkowskimi, kierując swoją uwagę w stronę ugrupowań skrajnych. Tak dochodzimy do chwili, że czymś trzeba zniechęconych przekonać do zniechęcających, więc mamy wstrzymanie kolejnych podwyżek stóp procentowych i radosną rozrzutność rządów.

Właśnie na tej teraz powinniśmy się skupić, albowiem wprowadzenie na rynek większej ilości gotówki, jak czyni to np. Dublin, zaburza dwa lata manewrów EBC, żeby ustabilizować inflację. Niestety wszelkie gabinety w Unii Europejskiej, dokładają czynników, które w cięższych warunkach gospodarczych, obciążają budżety, a co za tym idzie, zaczynamy mieć efekt kuli śniegowej, a ta napędza zadłużenia państw i inflację, która wciąż jest niska, chociaż powinna teraz już poważnie wzrastać.

Kula musi się jednak kiedyś rozbić, co stanie się jeszcze w tym roku, a odnoszę wrażenie, że będzie to w okolicach września, a może jeszcze wcześniej. Wówczas spadać będą wskaźniki gospodarcze, w górę szybować będzie inflacja, a wszystko przez opublikowane w połowie roku dane ekonomiczne, ale już po czerwcowych wyborach do PE i władz lokalnych. Powiem to otwartym tekstem, więc zarówno Dublin, jak i Warszawa, ale też Paryż i Berlin, zadłużają budżety coraz bardziej, więc kiedyś, gdy wyjdzie to na jaw, znajdziemy się w sytuacji, w której do bankructwa będzie Europie bardzo blisko.

Kilka sygnałów zbankrutowania mieliśmy w Irlandii w roku ubiegłym, gdy Zielona Wyspa trzy razy znalazła się w recesji technicznej, a to prosta droga do niewypłacalności. Jedynie zabiegi księgowe dały możliwość, aby się ze złych wyników wykaraskać, więc jak już wcześniej mówiłem, dobrze nie jest, a i nie będzie.

O ile się nie mylę, tłumiona obecnie inflacja, zacznie pokazywać swoje prawdziwe oblicze za kilka miesięcy, więc uderzy nas ponownie po kieszeni, a te są już przecież nadszarpnięte wcześniejszą drożyzną, czyli wiele osób stanie nad ekonomiczną przepaścią. Pół biedy dla tych, których dochody kształtują się na poziomach niskich, bo oni przyzwyczajeni są do radzenia sobie w trudnych warunkach finansowych, więc mogą całkiem dobrze poradzić sobie w chwili zapaści rynkowej. Inaczej będzie w grupie średniej, czyli tej, która najczęściej żyje na kredyt, a to właśnie zobowiązania wobec instytucji bankowych staną się dla nich przeszkodą nie do pokonania. Do pewnego momentu będą podejmować próby ochrony zdobytych na kredyt i niespłaconych dóbr, ograniczą wydatki na mniej istotne zajęcia i rozrywkę, ale to tylko przedłużać będzie ich finansową agonię.

Spójrzmy na tę sprawę realnie, czy w Europie widać, jakie przedsiębiorstwa i korporacje zaczynają wygaszać produkcję i wprowadzają oszczędności? Widać, więc są to wszelkiego typu firmy, które nazywa się technologicznymi i motorami napędowymi gospodarek. Co więcej, są to też firmy, gdzie zarobki kształtują się zwyczajowo na poziomach średnich oraz wysokich, więc to tu pracują beneficjenci kredytowi banków. Jeżeli natomiast odetnie się ich od źródeł zarobkowania, tracą w jednej chwili możliwość spłacania wysoko już teraz oprocentowanych kredytów i banki zaczynają odbierać im samochody oraz domy i mieszkania.

Tak trafia na rynek pokaźna ilość lokali, chociaż będą stały puste, bo nie będzie chętnych na ich ponowny zakup. Przyczyna, gdy stanie się widoczna, będzie następstwem głębokiego kryzysu ekonomicznego, jaki już wtedy będzie w pełnym rozkwicie.

Nie jest wykluczone, że zmieni się cała sytuacja na rynku mieszkaniowym, czyli także najmu, bo przecież duża część osób wciąż mieszka w wynajętych domach lub apartamentach. Właściciele, jeżeli nie dostaną comiesięcznego czynszu, pozbędą się lokatorów i znajdą nowych, by z kolei ci płacili czynsze. W Irlandii nie będzie z tym kłopotu przez pewien czas, ale i to zacznie się zmieniać, bo, jak było przed pandemią, migranci zarobkowi zaczną podejmować decyzje, iż nadszedł czas zmian i nie warto całej wypłaty przeznaczać na mieszkanie oraz jedzenie, więc o ile tak musi się dziać, to lepiej we własnym kraju.

Po jakimś czasie pustoszeć będą lokale przeznaczane na najem, a i skończy się sprzedażowa hossa na rynku wtórnym, co prowadzi nas do wniosku, że mieszkań do wynajęcia będzie dużo, a i tych na sprzedaż znacznie więcej niż jest obecnie. Niestety zainteresowanie kupnem oraz najmem może być wówczas nikłe i zacznie, zgodnie z prawidłami ekonomii, obniżać ceny zakupu domów, natomiast spadek czynszów też stanie się kwestią realną. Kiedy? W Irlandii chyba już w przyszłym roku, ale do tego potrzeba dwóch czynników, więc wzrostu inflacji oraz wyższych stóp procentowych, choć powinien do tego dołączyć upadek dolara.

Pamiętajmy również, że kraje grupy BRICS robią teraz wszystko, żeby amerykańską walutę osłabić, a celem jest wyrugowanie jej z rozliczeń dotyczących ropy i gazu.

Obecnie cała Europa odkłada problemy, o których mówię w czasie, więc czyni ukłony wobec swoich obywateli, a to przez podwyższanie zasiłków, obniżki, bardziej niż symboliczne podatków, ale i np. VAT-u, co ma wzbudzać w nas wrażenie, że jest lepiej i do jeszcze lepszego idzie. Nie, nie idzie, bo problemy są przed nami ukrywane! Zadłużenie państw jest teraz finansowane poprzez zaciąganie kolejnych kredytów, a każdy z nich, trzeba będzie, tzn. my będziemy musieli kiedyś spłacić i to z odsetkami, a te będą szły w miliony, jeżeli nie miliardy euro. Obecny system gospodarczy w Europie prowadzi nas wszystkich po równi pochyłej, więc aby wyjść z kryzysu, o którym cały czas mówię, że się zbliża, chociaż już jest, powinno się przemodelować wszystkie unijne gospodarki, a na dodatek obniżyć stopy procentowe, żeby dać sygnał do wydawania pieniędzy.

Zapyta ktoś, jak to wszystko teraz szybko naprawić? Sposób jest jeden i trzeba go nazwać prawdziwą wolnością gospodarczą. Oznacza to tyle, że większa część przepisów regulujących działanie rynków wewnętrznych, powinna być zawieszona i puszczamy przedsiębiorstwa trochę samopas, więc gospodarki działają na zasadach wolnej amerykanki. Wygrywa ten, który sprzeda swoje towary większej ilości konsumentów. To trochę tak, jak działo się w Polsce tuż po 1989 roku, kiedy powstawały pierwsze prywatne firmy, kiedy na bazarach można było dostać wszystko i wszyscy brali się za handel.

Dynamizm to jedyne, co teraz potrzeba europejskim gospodarkom, ale ten jest tłumiony przez zarządzenia polityków, którzy w większości nie mają pojęcia o ekonomii, a są jedynie na poziomach krajowych wykonawcami poleceń swoich mocodawców.

Przykro to mówić, ale Unia Europejska, co twierdzę od kilku lat, jest już na tyle przeregulowana, że przepisy zaczynają same rozkładać ją na czynniki pierwsze, więc zabito już gospodarkę wolnorynkową na rzecz sterowanej odgórnie, a wystarczyło spojrzeć Brukseli na byłe państwa bloku socjalistycznego, by zobaczyć przepis na gospodarczą ruinę. Unia jest jednak ślepa i głucha, więc brnie cały czas w model socjalistyczny, czyli zarządzany centralnie.

Nie pamiętam też, żebym w ostatnich latach słyszał pojęcie „deregulacja”, co oznacza odchodzenie od nieżyciowych i przeszkadzających przepisów, a zamiast tego, wciąż mówi się o ich naprawie. Ile lat można naprawiać, a skoro się to nie udaje, dla mnie sprawa jest prosta, należy wszystkie regulacje wyrzucić do kosza.

Zajmijmy się jeszcze jedną ważną sprawą, więc w mojej ocenie stałemu niszczeniu małych i średnich przedsiębiorców. Kiedy to ostatnio w istotny sposób podniesiono podatki bankom i korporacjom? W ostatnich 10 latach nie było takiego przypadku, bo zwiększanie dochodów państw uzyskuje się przez wyższe obciążenia fiskalne małych i średnich firm, a co za tym idzie, ich klientów. To z kolei zmienia cały obraz gospodarek wewnętrznych, czyli małe firmy znikają, bo ubożejące społeczeństwa zaczynając szukać oszczędności i udają się w stronę zakupów korporacyjnych, co oznacza supermarkety. Teraz jeszcze tanie, ale też do czasu, gdy wykończą swoich małych i średnich konkurentów, a zostając na runku same, to one narzucać będą cenowy ton.

W przypadku Irlandii już w końcówce ubiegłego roku minister finansów mówił, że okres irlandzkich wzrostów gospodarczych się kończy, więc teraz tylko należy zaczekać, aby pojawiła się informacja, że zamiast nadwyżki budżetowej mamy spadek dochodów i pogłębiającą się dziurę w budżecie. To natomiast stanie się sygnałem do zawieszenia rozdawnictwa, czyli zamrożenia płac w sektorze państwowym, jak i wstrzymania podwyżek benefitów socjalnych.

Ergo – mamy poważny kryzys finansów i upadającą Irlandię, która stanie się taką swoistą Grecją sprzed kilku lat.

Bogdan Feręc

Photo by D koi on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Znacząco spadł nap
Wypowiedz się! Wype