I bądź tu Polakiem

Wesprzyj naszą pracę na Go Fund Me. Dziękujemy!

Tak się złożyło, że od dawna staram się promować Polskę w Irlandii, a to przez swoje pochodzenie, ale też kontakty zawodowe, co z całą pewnością jest dużym ułatwieniem.

Jednak coraz częściej zdarza mi się zastanawiać, czy ma to w ogóle jakiś sens, gdyż za sprawą naszego rodzimego biznesu, coraz ciężej jest przedstawić Polskę w pełnym blasku reflektorów. Sprawa ma obecnie dwa konteksty, więc bezpośredni związek z irlandzkim biznesem, a kolejnym będą moje własne przeżycia smakowe.

Zacznijmy od pewnej firmy, która w Irlandii zajmuje się dystrybucją wędlin, warzyw i owoców, a bezskutecznie próbowała zakupić je w Polsce. Problemem stały się szczegółowe rozmowy handlowe, które w pewnym momencie utknęły w martwym punkcie.

Wtedy jeden z pracowników tej irlandzkiej firmy przypomniał sobie, że od dawna się znamy i przysłał mi e-mail, w którym pokrótce naświetlił całą sytuację. Zaproszony zostałem do firmy, a że czasem wolnym to ja jednak niespecjalnie dysponuję, umówiliśmy się na rozmowę telefoniczną. Wyjaśniono mi, na czym polega problem i poproszono, żebym skontaktował się z potencjalnym kontrahentem. Tak uczyniłem, próbując wyjaśnić irlandzkie realia i sposób prowadzenia interesów, jednak trafiło to w próżnię i biznesmen z Polski nastawał, żeby umowa została podpisana, ale na jego warunkach.

Tych oczywiście nie znałem, bo nie taka miała być moja rola, a miałem wyłącznie wyjaśnić, jak działa irlandzka firma, jak długo funkcjonuje na tym rynku i właściwie mogę ją polecić, co nawiasem mówiąc, mogłem zrobić z pełną odpowiedzialnością. Po przekazaniu treści rozmowy właścicielowi przedsiębiorstwa w Cork, ów uznał, że nie będzie już podejmował rozmów z firmą z okolic Poznania.

Szkoda.

Kolejna sprawa to nasze polskie produkty wędliniarskie, którymi szczycimy się na całym świecie, więc ślemy wszędzie, by dać się poznać, jako kraj fantastycznych kiełbas, szynek i innych wyrobów z mięsa wszelakiego. Tu jednak zaczyna się problem, bo od dawna nie jestem użytkownikiem tzw. polskich sklepów w Irlandii, czyli pojawiam się w nich nienachlanie często, więc bardzo rzadko.

Zdarza mi się to najczęściej w okresie świątecznym i o ile zapomnę czegoś kupić, w którymś ze sklepów rodzimych sprzedawców, a to oznacza parę razy w roku.

Ostatnio napadło mnie jednak i zaczęła mną targać nieodparta ochota, by wprowadzić w czyn przepis mojej babci, która raczyła mortadelą à la schabowy całą rodzinę. Taki dawny polski smak, czyli panierowana w bułce tartej perfidnie drobno zmielona kiełbasa, a ten smak dawnych lat chciałem odtworzyć. Nie udało się, chociaż sprzedawczyni zapewniała, że „martadel” – tak mówiła moja babcia, jest porażająco świeża i smaczna, że strach.

No i nie poszło dziewczęciu, gdyż po przyjściu do domu, uszczknąłem niewielki kawałek i…

Cóż, smak nie przypominał mortadeli, a był mieszaniną, Bóg wie, jakich rodzajów odpadów zwierzęcych, a na dodatek użyte w tzw. kiełbasie przyprawy, bardziej pasowałyby do zagłuszenia smaku zepsutej ryby, niż tego wyrobu myśli jego „tfurcy” i to przez duże TFU.

Powiem szczerze, nie wiem, co znalazło miejsce ostatniego spoczynku w wyrobie martadelopodobnym , ale nie było to raczej mięso, a przynajmniej nie takie, z jakiego robi się ją obecnie, np. we Włoszech. Dlaczego we Włoszech, bo taką właśnie kupuję u jednego z zaprzyjaźnionych irlandzkich rzeźników, a ów otrzymał przepis i zezwolenie na produkcję od swojego kolegi z włoskiego regionu Bolonia, który przez wiele lat zajmował się produkcją wędlin, a właściwie tylko mortadeli. Czasami kupuję kilka plasterków i zapewniam, że jest lepsza od wielu gatunków szynek.

Wracając do mortadeli z tzw. polskiego sklepu, powędrowała do kosza, bo bałem się ją sprezentować nawet psu sąsiadów. To jednak irlandzki pies i mógłbym zostać oskarżony o próbę, możliwe, że udaną zamachu na „zwierzęcie” szczekające.

To teraz, tak na koniec, czy po takiej wpadce przemysłu wędliniarskiego z Polski, mam nasze wyroby polecać Irlandczykom, czy może to sobie odpuścić? Jeszcze się zastanowię.

Bogdan Feręc


 Image by gate74 from Pixabay

© POLSKA-IE: MATERIAŁ CHRONIONY PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Komitet Wspomaganego
Naciągnie faktów w

Irlandzka trasa koncertowa Dory Goli: Galway - 13 kwietnia, Clare - 27 kwietnia, Wicklow - 18 maja, Limerick - 31 maja.

Bilety są już dostępne na stronach internetowych Monroe's Galway, Port Duggans, The Whale Theatre, Upstairs at Dolan's i przy wejściach. Zapraszamy!!!

Irlandzka trasa koncertowa Dory Goli: Galway - 13 kwietnia, Clare - 27 kwietnia, Wicklow - 18 maja, Limerick - 31 maja.

Bilety są już dostępne na stronach internetowych Monroe's Galway, Port Duggans, The Whale Theatre, Upstairs at Dolan's i przy wejściach. Zapraszamy!!!