Zapaść pod tynkiem. Rząd zatopiony danymi z rynku mieszkaniowego

Rząd Irlandii otrzymał kolejny zimny prysznic i to nie w formie letniego deszczu, lecz lodowatego prysznica statystyki. Centralny Urząd Statystyczny (CSO) opublikował dane, które brutalnie demaskują rzeczywistość sektora budownictwa mieszkaniowego: zamiast odbicia – tąpnięcie. W pierwszym kwartale 2025 roku produkcja w tym kluczowym segmencie spadł o 4,3% względem ostatniego kwartału 2024 i choć całościowo sektor budowlany wykazuje wzrosty, to mieszkaniówka wyraźnie schodzi na dalszy plan.
To nie tylko złe wiadomości – to dramatyczny sygnał ostrzegawczy dla rządu, który już od dawna tonie w kryzysie mieszkaniowym i szamocze się w obietnicach, których nie potrafi dotrzymać. Nawet w szerszym kontekście rocznych danych sytuacja wygląda ponuro: podczas gdy cała branża budowlana zwiększyła wolumen produkcji o 13,5%, budownictwo niemieszkalne wzrosło o 13,7%, a inżynieryjne aż o 35,9%, to sektor mieszkaniowy odnotował spadek o 10,6%.
Minister mieszkalnictwa James Browne nie owijał w bawełnę: zapowiedziany cel budowy 41 000 nowych domów w 2025 roku „nie jest realistyczny”. Central Bank jeszcze wcześniej stonował oczekiwania, obniżając prognozy do 32 500 jednostek. W praktyce dane CSO pokazują, że liczba ukończonych mieszkań w pierwszym kwartale 2025 wzrosła zaledwie o 2% rok do roku i to w porównaniu z rokiem, który zakończył się mizernym wynikiem niewiele ponad 30 000 nowych domów.
Co gorsza, maleje nie tylko liczba oddanych do użytku budynków, ale i sama aktywność inwestycyjna. W pierwszym kwartale liczba domów, na których budowę wydano pozwolenie, spadła o 2,5% do poziomu 8177 jednostek. To nie tylko sygnał słabnącego tempa realizacji, ale i zapowiedź przyszłych problemów.
Tymczasem rząd próbuje ratować sytuację, wprowadzając kosmetyczne zmiany legislacyjne, m.in. reformując zasady obowiązujące w tzw. Rent Pressure Zone i zapowiadając dalsze, jak dotąd niesprecyzowane, środki przed letnią przerwą parlamentarną. Tanaiste Simon Harris zapewnia, że „coś jeszcze się wydarzy”, ale nikt nie wie dokładnie co – i czy nie będzie to kolejne przesuwanie mebli na tonącym statku.
Eksperci branżowi nie pozostawiają złudzeń. Dyrektor zarządzający Roundtower Capital Ian Lawlor wprost nazywa spadek o 4,3% „ogromnie rozczarowującym”, dodając, że dane wskazują na kolejne niepowodzenie w osiągnięciu rządowych celów mieszkaniowych. – Choć niedawne reformy dotyczące najmu są z pewnością mile widziane, trudno powiedzieć, czy przełożą się na realny wzrost podaży mieszkań – stwierdza Lawlor. Jednocześnie ostrzega, że bez usunięcia takich barier jak zaporowe opłaty deweloperskie, wysoki VAT, niewystarczające zachęty podatkowe oraz ograniczona dostępność partnerstw publiczno-prywatnych, nie ruszymy z miejsca.
To, że sektor budownictwa ogólnie rośnie, nie jest pocieszeniem, skoro nie rośnie tam, gdzie społeczne oczekiwania są największe, czyli w budownictwie mieszkaniowym. Mówiąc brutalnie: budujemy hale, budujemy drogi, ale nie budujemy domów, a przecież to właśnie domów potrzebuje dziś społeczeństwo pogrążone w kryzysie dostępności mieszkań i eksplozji czynszów.
Dane CSO to kolejny gwóźdź do trumny rządowych narracji o „ambitnych celach” i „pełzającym sukcesie”. Kryzys mieszkaniowy trwa, a jego epicentrum przesuwa się w stronę absolutnej bezradności. Widać wyraźnie, że przyjęty model działania – punktowe poprawki, zapowiedzi i polityczne PR-y – nie działa. I działać nie będą. Zamiast deklaracji potrzebne są decyzje, a tych jak dotąd brakuje nie tylko mieszkańcom, ale także inwestorom, deweloperom i całemu sektorowi.
Nawet jeśli liczby rosną w Excelu ministerstw, to życie nadal pokazuje wykrzyknik: Irlandia nie buduje wystarczająco, by wyjść z kryzysu.
Bogdan Feręc
Źr. Independent