Mają dość czekania
Irlandzkie lecznictwo to problem, z którym nie potrafią sobie poradzić kolejni ministrowie, więc niezależnie od ilości pieniędzy, jakie przekazują HSE, tych wciąż jest zbyt mało, aby pokryć potrzeby szpitali, co powoduje ogromne opóźnienia w przyjmowaniu pacjentów i ich leczeniu.
Jest jeszcze jedna kwestia, która pojawia się w takiej sytuacji, bo pacjenci znudzeni i zdenerwowani wielogodzinnym czekaniem na udzielenie pomocy, bez jej uzyskania opuszczają oddziały ratunkowe. W pierwszej połowie zbliżającego się ku końcowi roku, oddziały „Emergency” opuściło bez udzielenia im pomocy lekarskiej ponad 53 000 osób, co oznacza, że średnia dzienna to około 300 osób. W II kwartale roku było to 25 720, natomiast w trzecim 27 850.
Największy wskaźnik opuszczenia placówki medycznej bez udzielenia pomocy lub konsultacji zanotował szpital Mater w Dublinie i było to 7215 osób, a kolejnym szpital Our Lady of Lourdes w Droghedzie 4687. Kolejną placówką w tym niechlubnym rankingu stał się szpital w Tallaght, gdzie 4440 chorych, nie doczekało się nagłej pomocy.
Podobnie dzieje się w innych miejscach w Irlandii, bo Szpital Uniwersytecki w Limerick nie przyjął 2770 pacjentów, a także szpital w Cork po wielogodzinnym oczekiwaniu opuściły bez pomocy 1683 osoby. Szpital Uniwersytecki Mercy miał na tyle duże opóźnienia, iż 1221 osób uznało, że lepiej przetrwać chorobę we własny łóżku, niż w szpitalnej poczekalni.
Dane można mnożyć, gdyż w innych szpitalach sytuacja wygląda podobnie, ale HSE poniekąd sugeruje, że to wina samych pacjentów.
Jeżeli przyjrzeć się raportom, to zauważy się tam statystyki, które mają ciekawe określenia, więc informuje się w nich, że „pacjenci decydowali się opuścić placówkę przed przeprowadzeniem wstępnej selekcji, niektórzy już po, a kolejni podczas podejmowania decyzji o przyjęciu lub nie do szpitala”.
HSE informuje:
– Dane nie rozróżniają ani nie kategoryzują pacjentów, którzy mogą wymagać przyjęcia do szpitala, ale opuścili oddział ratunkowy przed przyjęciem lub rozpoczęciem leczenia. Jeśli pacjent jest poważnie chory lub ranny, jego potrzeby będą traktowane priorytetowo w stosunku do potrzeb osób z mniej poważnymi schorzeniami. W idealnym przypadku szpitale byłyby w stanie leczyć pacjentów po ich przybyciu. W Irlandii około 27% pacjentów jest faktycznie przyjmowanych do szpitala, podczas gdy wielu innych jest kierowanych lub zgłasza się na specjalistyczne badania, diagnostykę lub z powodu drobnych chorób, lub urazów.
*
Jak od wielu lat informuje się mieszkańców Irlandii, największy kłopot tutejszego szpitalnictwa jest zbyt mała ilość lekarzy, w tym specjalistów. To prowadzi do opóźnień, a i obarcza lekarzy ogromem pracy. Irlandia postawiła jednak na zatrudnienie większej ilości konsultantów, którzy mieli dokonać rewolucji, ale nic takiego się nie stało. Oznacza to, że oddziały ratunkowe są przepełnione, lekarze pojawiają się na nich w wolnych chwilach, więc czas oczekiwania na pomoc doraźną jest horrendalnie długi.
Temu wszystkiemu można jednak zaradzić, ponieważ większość przypadków na oddziałach ratunkowych to proste choroby i urazy, czyli nie muszą się nimi zajmować specjaliści. W prostym rozwiązaniu należy zatrudnić zwykłych internistów, aby zajmowali się pacjentami. Wówczas specjaliści zajmą się chorymi na oddziałach i przypadkami nagłymi.
Jak wiem, nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, żeby zaproponować internistom pracującym w przychodniach, nawet tych prywatnych, aby pracowali też dla szpitali, kiedy dysponują wolnym czasem, bo wówczas mogłoby się okazać, że oddział „Emergency”, nie jest już wąskim gardłem szpitala.
Oczywiście można spojrzeć też na tę sprawę z kontekstu kształcenia medyków, bo ci po zakończeniu nauki i nabyciu niewielkiego doświadczenia, opuszczają Irlandię i wyjeżdżają tam, gdzie znajdują lepsze warunki zatrudnienia. To kolejny punkt do rozwiązania przez gabinet, choć ten nawet nie otrze się o takie propozycje, a tylko dlatego, iż trwoni pieniądze na inne, zbędne inwestycje i wspieranie tych, którzy tego nie potrzebują.
Poza tym od lat nie widzę na stanowisku ministra zdrowia menadżera z prawdziwego zdarzenia, a są to tylko księgowi, którzy liczą budżetowe pieniądze przeznaczane na służbę zdrowia.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Image Public domain