Chińska ręka na gardle Zachodu. Europa „pęknie” pierwsza?

Pekin pokazał w tym tygodniu, że w wojnie gospodarczej nie używa się już czołgów, tylko pierwiastków widocznych na tablicy Mendelejewa. „Ogłoszenie nr 61 z 2025 r.” to nie biurokratyczny komunikat, bo stał się gospodarczym pociskiem balistycznym. Chiny rozszerzają kontrolę eksportu metali ziem rzadkich, obejmując już 12 z 17 strategicznych pierwiastków: od skandu i samaru, po lutet, terb, tal i europ. Ograniczenia dotyczą nie tylko surowców, ale i specjalistycznej technologii ich rafinacji. Wchodzą w życie 1 grudnia, ale efekt polityczny, jaki decyzją został wywołany, jest natychmiastowy.
W zarządzeniu nie chodzi o kaprys, a w oficjalnym oświadczeniu mówi się o bezpieczeństwie narodowym, obronie przed militarnym wykorzystaniem chińskich minerałów i materiałów przez „nieodpowiednie podmioty”. Nieoficjalnie natomiast… Decyzja stała się globalną partią szachów na najwyższym poziomie.
Warto powiedzieć, że to nie jest pojedynek równorzędnych partnerów, a dlatego, że Chiny kontrolują co najmniej 60% wydobycia i aż 90% przetwarzania metali ziem rzadkich na świecie. To absolutna dominacja nad USA, Europą i Japonią, które teraz już wykazują dziecinną niemoc w dziedzinie zapobiegania technologicznej katastrofie. Niestety od dłuższego już czasu globalny porządek technologiczny stoi na chińskich pierwiastkach, a Pekin właśnie zacisnął pięść, co uderzy z dużą mocą w Unię Europejską, bo ta w ramach zielonych ideologii, oczyściła się z przerobu minerałów ziem rzadkich i znakomitą większość kupowała właśnie w Chinach.
Metale (bo takie nazewnictwo również jest przyjęte) ziem rzadkich są krwiobiegiem współczesnej cywilizacji. Oto krótka lista sektorów, które właśnie usłyszały tykanie zegara, więc o brak komponentów do produkcji obawiają się przedsiębiorstwa wytwarzające baterie litowo-jonowe, samochody elektryczne, telewizory LED, obiektywy fotograficzne, półprzewodniki, sztuczną inteligencję i przede wszystkim przemysł zbrojeniowy.
To ostatnie boli szczególnie. Amerykański kompleks militarny napędzają F-35, okręty podwodne Virginia i Columbia, rakiety Tomahawk, drony Predator, systemy radarowe i inteligentne bomby JDAM. W każdym z tych urządzeń siedzi chiński gadolin, dysproz, erb albo terb. Nawet jeżeli Pentagon udaje niezależność, laboratoria i fabryki nie wyprodukują nic bez zasobów z Azji.
Nowe ograniczenia nie są przypadkowe, a wejdą w życie przed szczytem APEC i ogłoszone zostały przed spotkaniem Xi–Trump, kiedy oba mocarstwa udają, że rozmawiają o deeskalacji. Waszyngton wcześniej zablokował Pekinowi dostęp do zaawansowanych półprzewodników, natomiast teraz Pekin odpowiada, dokręcając kurek z minerałami na własnych warunkach. To broń, która boli bardziej niż cła. Bo ceł nie nałożysz na coś, czego nie masz. Kontrola eksportu oznacza pełny nadzór nad tym, kto kupi, do czego, w jakiej ilości, kiedy i za jakie ustępstwo, czyli cenę polityczną.
W 2023 roku Stany Zjednoczone sprowadziły z Chin 70% swoich związków i metali ziem rzadkich. Import o wartości 22,8 mld dolarów to tylko liczba, gdyż prawdziwa wartość to zależność całych sektorów. Pentagon może mówić o „dywersyfikacji”, ale chińska rafinacja jest bezkonkurencyjna. Nawet jeśli Australia, Kanada czy Afryka mają złoża, nie mają przemysłu przetwórczego na odpowiednią skalę. Amerykańscy analitycy z CSIS już mówią o „pogłębieniu luki zdolności” między Chinami a USA. Pekin nie tylko blokuje Zachód, ale równolegle przyspiesza własną militaryzację – wykorzystując każdy gram minerałów u siebie.
Na Stany czeka niestety bolesny szok strategiczny, ale Europa… ta dopiero oberwie, bo o ile USA mają arsenał polityczny i częściową produkcję, Europa żyje w iluzji zielonej gospodarki, transformacji energetycznej i technologicznej suwerenności… budowanej na imporcie pierwiastków z jednej geograficznej szuflady: chińskiej.
Wyobraźmy sobie brak metali, co spowoduje braki zwykłych i samochodowych baterii, czyli Ursula von der Leyen widzi już chyba oczami wyobraźni koniec elektromobilności. Na tym jednak nie można skończyć, ponieważ pojawi się brak półprzewodników, a to koniec europejskiego AI i przemysłu medycznego. Dodajmy do tego brak magnesów, więc zatrzymanie produkcji turbin wiatrowych, a brak komponentów doprowadzi do zawału w branży lotniczej i wojskowej. Jest jeszcze jedno i chyba najważniejsze w tej wyliczance, bo brak optoelektroniki wpłynie na załamanie łańcuchów dostaw w branży konsumenckiej.
To nie będzie spowolnienie i zaburzenia, jak za pandemii, to upadek cywilizacyjny, więc cały projekt Zielonego Ładu, przemysł samochodowy, energetyka odnawialna, europejskie start-upy deep tech, smartfony, drony, fotowoltaika, automatyka – wszystko stoi na fundamentach, które właśnie zaczęły się osuwać. Europa nie ma ani własnych złóż w użyciu (bo „ekologia”), ani rozbudowanej infrastruktury chemicznej, ani czasu na budowę alternatywy. Nawet jeśli dziś zacznie inwestować w wydobycie w Norwegii, Szwecji, na Bałkanach czy w Arktyce, proces potrwa 5 do 15 lat. Pekin daje Zachodowi… dwa i pół miesiąca.
Stany Zjednoczone stracą natomiast tempo w wyścigu zbrojeń i technologii. Europa nie straci tempa – Europa się zatrzyma!
Pekin właśnie przypomniał, że globalizacja była układem warunkowym, a warunki dyktowali inni. Zachód rozłożył swoją produkcję, oddał przetwórstwo, zamknął kopalnie, wierząc, że łańcuch dostaw to aksjomat. Tymczasem to dźwignia nacisku, której używa teraz Xi Jinping.
Europa może tego nie przetrwać. Przemysł padnie nie przez rakiety, tylko przez pierwiastki, których nie będzie.
Stany Zjednoczone ucierpią – nawet mocno, zwłaszcza militarnie, ale mają margines reakcji. Europa – nie.
Jak więc widać, Chiny nie muszą nikogo atakować. Wystarczy, że wyślą jedno „ogłoszenie nr 61” i świat zaczyna się dusić.
Bogdan Feręc
Źr. Al Jazeera