Komentarz zamiast lektury, czyli jak zginął sens

Nie trzeba już czytać. Wystarczy tytuł albo, co gorsza, wystarczy to, co się wydaje, że tytuł mówi. Przecież wszyscy jesteśmy zbyt zajęci, zbyt rozproszeni, zbyt przekonani o własnej racji, by przeczytać tekst przed jego skomentowaniem. Czytanie? To relikt. Teraz króluje reakcja. Komentarz jako wyraz impulsu, nie refleksji. Klik –  i już jesteś wojownikiem sprawy, której nawet nie zrozumiałeś.

Pod postem z felietonem o transformacji przemysłowej Chin ktoś pisze: „Kolejny chiński agent, propaganda Komunistycznej Partii!” – choć tekst wyraźnie krytykuje cenzurę w Pekinie i apeluje o innowacyjność w Europie. Artykuł o amerykańskiej obecności wojskowej w Irlandii? „Widać, że pisane na zlecenie Moskwy” – chociaż całość oparta na danych z irlandzkich źródeł rządowych. Publicystyka o upadku czytelnictwa? „Lewacki bełkot o tym, że ludzie są głupi”, ale w treści nie pada ani jedno słowo o poglądach politycznych kogokolwiek. Jednak, kto by się przejmował treścią? Emocja ma pierwszeństwo. Reakcja równa się racji, a przecież lajki nie pytają o logikę.

Zrozumienie to luksus

Komentowanie bez czytania to nie jednostkowe zjawisko – to już systemowy objaw. W erze scrollowania – instant messagingu i clickbaitu, czas na refleksję i zrozumienie jest luksusem, na który coraz mniej osób może sobie pozwolić. Zamiast przetworzyć informację, wolimy ją skwitować. Niechętnie czytamy całe akapity, nie mówiąc już o dłuższych formach. Felieton mający powyżej 6 tysięcy znaków? „Za długi, nie przeczytam”, ale komentarz o 300 znakach, pełen jadu i błędów ortograficznych, to już proszę bardzo. Na to zawsze znajdzie się czas.

Co więcej, nie tylko nie czytamy, ale też nie potrafimy czytać ze zrozumieniem. Dane z raportów edukacyjnych PISA pokazują, że spora część młodzieży (i dorosłych) ma trudności z interpretacją intencji autora, wychwyceniem ironii, rozróżnieniem między faktem a opinią. A przecież większość przestrzeni medialnej to dziś opinie, interpretacje, polemiki. Jeśli nie potrafisz ich odczytać, to twoja reakcja będzie nie tyle odpowiedzią, ile strzałem w próżnię.

Algorytm nie wymaga sensu

Nie byłoby tego zjawiska, gdyby nie sprzyjał temu technologiczny ekosystem. Facebook, X (dawny Twitter), Instagram czy LinkedIn – wszystkie te platformy premiują zaangażowanie, ale nie każde. Najcenniejsze jest to gwałtowne, emocjonalne, szybkie. Komentarz, udostępnienie, reakcja i nie jest ważne, czy reakcja jest trafna. Algorytm nie sprawdza, czy przeczytałeś. On sprawdza, czy zareagowałeś i jeśli zareagowałeś silnie, ze wściekłością, ironią, sarkazmem, podsuwa ci więcej takich treści.

To dlatego tak dobrze działają tytuły z haczykiem: „Szokujące słowa papieża”, „Tusk mówi, że Polacy nie zasługują”, „Zobacz, co zrobił Putin”. Każde z tych haseł ma wywołać emocję, nie refleksję i w większości przypadków to robi skutecznie. Komentarze lecą lawiną – „Zdelegalizować!”, „Zamknąć!”, „Brawo!”, „Tyle w temacie!”. Tyle że tematu nikt nie przeczytał.

W tym sensie media społecznościowe stworzyły kulturę, w której emocja ma pierwszeństwo przed treścią, a szybkość przed dokładnością. Komentarz zastępuje lekturę. Oburzenie – analizę. Uczucie – myśl. To nie tylko degradacja dyskursu publicznego, to wręcz amputacja zdolności społeczeństwa do rozmowy.

Słowa, które ranią (choć nikt ich nie przeczytał)

Zdarza się, że autorzy tekstów, głównie publicystycznych są potem atakowani w wiadomościach, także prywatnych. „Jak pan śmie pisać takie rzeczy?” – pisze ktoś, kto zatrzymał się na tytule. „Nie rozumiem, co pan miał na myśli, ale to bardzo źle świadczy o pana poglądach”. Kiedy autor prosi: „Proszę przeczytać cały tekst, a potem porozmawiajmy”, odpowiedź brzmi: „Nie muszę czytać, wystarczy mi, co pan napisał w leadzie”.

Niektórzy dziennikarze już się poddali. Piszą „na krótko”. Tytuły robią wyważone, bezpieczne i nijakie. Bo inaczej zostaną spaleni na stosie komentarzy przez ludzi, którzy nigdy nie przekroczą trzeciego akapitu. Tworzy się medialna autocenzura – teksty pisane są nie po to, by powiedzieć prawdę, ale by nie wkurzyć tych, którzy nie będą ich czytać.

Zjawisko socjologiczne: komentarz jako tożsamość

Trzeba jednak przyznać: komentowanie bez czytania ma swój sens. To nie jest przypadek, to jest strategia tożsamościowa. Komentarz nie jest dziś już tylko reakcją – to deklaracja: „ja jestem z tych, którzy myślą tak i tak”. Tytuł tekstu jest tylko pretekstem do manifestu. Nie ważne, co autor napisał. Ważne, że ja mogę powiedzieć, co ja myślę – ja.

W tym sensie media społecznościowe zamieniły się w plac boju, a nie forum wymiany myśli. Komentarz to pocisk, a jak każdy pocisk – nie musi być celny. Ważne, by był szybki i głośny.

Edukacja: czytanie jako sztuka wymierająca

Wróćmy do korzeni. Dlaczego ludzie nie czytają? Bo ich tego nie nauczono. Polska szkoła (i wiele innych w Europie) nie uczy rozumienia tekstu publicystycznego, eseju, polemiki. Nie uczy rozpoznawania ironii, kontekstu, konstrukcji argumentu. Zamiast tego mamy kanon lektur pisany archaicznym językiem i testy, w których liczy się odpowiedź zgodna z kluczem. Szkoła zabija interpretację, a potem ci uczniowie idą do internetu i spotykają się z tekstami pisanymi przez ludzi, którzy umieją pisać. Tylko że nikt ich już nie umie czytać.

Nie chodzi o brak inteligencji, bo chodzi tu o brak narzędzi. Czytanie dłuższego tekstu, analizowanie go, konfrontowanie z własnymi poglądami – to wszystko trzeba ćwiczyć. Jeśli tego nie robimy, nasze zdolności interpretacyjne zanikają jak nieużywane mięśnie. Zostaje impuls… I komentarz.

Nadzieja (mała, ale prawdziwa)

Pisząc ten felieton, mam świadomość, że część ludzi skomentuje go po przeczytaniu dwóch zdań, część nie zrobi tego wcale, aby nie narazić się innym. Niektórzy wrzucą cytat wyrwany z kontekstu jako „dowód braku logiki autora”. Inni stwierdzą, że to „zrzędzenie pseudoelity oderwanej od rzeczywistości”. Niech będzie, na to jestem odporny, ale mam też cichą nadzieję, że ktoś przeczyta całość. Że zanim kliknie „komentuj”, zatrzyma się na chwilę i pomyśli: „Co ten tekst naprawdę chciał powiedzieć?”. Bo tylko wtedy jest szansa, że wrócimy do rozmowy, a nie tylko do cyfrowego wrzasku.

Bogdan Feręc

Photo by dole777 on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Czy darmowy GP dla w
Czy da się w Irland
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.