Three in one

W zasadzie nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale jeżeli przyjrzeć się całej sprawie, to od lat działałem z przyzwyczajenia i całkiem mechanicznie, aż zwrócono mi na ten fakt uwagę, co z całą pewnością nie pozostanie bez odzewu.
Całkiem niedawno zadzwoniła do mnie koleżanka, która przejeżdżać miała przez Galway, a i planowała w nim postój, więc spytała, czy mógłbym ją przenocować. Znamy się od lat, nasze stosunki są na stopie przyjacielskiej, a to oznacza, że nie mamy przed sobą wielu tajemnic i rozmawiać możemy na wszystkie tematy, nawet te najbardziej prywatne.
Przyjechała, wprowadziła do mojego ustabilizowanego życia rozgardiasz, co robiła zawsze, gdy się widywaliśmy, ale to całkiem przyjemne, zmienić od czasu do czasu rytm swojego dnia.
Wszystko było w najlepszym porządku przez większość popołudnia, bo rozmawialiśmy, wyszliśmy do knajpki na kolację, wrócili po kilku godzinach i przyszła pora na nocny odpoczynek. Wówczas koleżanka zapragnęła wziąć gorącą kąpiel, co zrealizowała, ale z łazienki wyszła z szelmowskim uśmiechem.
Zacząłem się zastanawiać, co wymyśliła, a jest w stanie dużo, więc stała tak, patrzyła, lecz jej kąciki ust z każdą chwilą rozszerzały się coraz bardziej.
W końcu odpaliła i gładząc ręką moją nagą czaszkę, zapytała, „po jaką cholerę Ci żel pod prysznic trzy w jednym”? Wybuchnęliśmy śmiechem, ale kiedy już ten opanowałem, odpowiedziałem, że właściwie ma rację, więc żel do ciała, twarzy i włosów, w ogóle nie jest mi potrzebny.
Teraz muszę jednak udać się do sklepu i znaleźć odpowiedni dla mnie kosmetyk do mycia, a za radą koleżanki, wezmę dwa w jednym, ale z pominięciem włosów. Ciekawe, czy będzie tańszy, bo powinien, skoro działa na dwie rzeczy, a nie na trzy. 😉
Bogdan Feręc