Ryanair znów leci bez filtra. O’Leary na kursie kolizyjnym z rządem
Michael O’Leary zrobił to, co robi najlepiej, czyli wyszedł przed mikrofon i podpalił debatę publiczną jednym zdaniem. „Będziemy ścigać Micheála Martina, bo jest bezużyteczny” – powiedział w wywiadzie, a Irlandia, jak długa i szeroka wylała sobie kolejną kawę na klawiaturę. Ryanair znów wystartował, zanim ktokolwiek zdążył zapiąć pasy.
To nie jest pierwszy raz, gdy szef tanich linii lotniczych bierze na celownik irlandzki rząd. O’Leary od lat gra rolę enfant terrible biznesu: bogaty, bezczelny, skuteczny i kompletnie odporny na konwenanse. Garnitur nosi jak mundur bojowy, a język ma ostrzejszy niż czujniki bezpieczeństwa na lotnisku. Tym razem oberwało się Micheálowi Martinowi, więc urzędującemu taoiseachowi i jednej z kluczowych postaci irlandzkiej sceny politycznej ostatnich lat. Kontekst? Klasyczny irlandzki miks: lotnictwo, podatki, regulacje, infrastruktura i rząd, który – zdaniem O’Leary’ego – więcej gada, niż robi. Szef Ryanaira od dawna zarzuca władzom brak ambicji, ślamazarność i niezdolność do strategicznego myślenia o transporcie lotniczym. Jego zdaniem Irlandia to państwo, które lubi chwalić się byciem globalnym hubem, jednocześnie rzuca kłody pod skrzydła własnym przewoźnikom.
Słowo „bezużyteczny” nie padło przypadkiem. To ulubiona kategoria O’Leary’ego: ludzie, instytucje i regulacje, które – w jego narracji – istnieją głównie po to, by przeszkadzać tym, którzy faktycznie coś produkują, przewożą i sprzedają. Micheál Martin stał się tu symbolem szerszego problemu, polityki, która nie nadąża za tempem gospodarki, a już na pewno nie za tempem Ryanaira.
Oczywiście krytycy O’Leary’ego natychmiast przypominają, że łatwo jest krzyczeć z pokładu prywatnego odrzutowca. Ryanair korzystał przez lata z taniej infrastruktury, ulg i przychylnego klimatu regulacyjnego, ale to nie jest buntownik z marginesu, tylko jeden z najpotężniejszych graczy w europejskim lotnictwie. Jego „wojna z rządem” bywa postrzegana raczej jako element strategii PR niż autentyczna troska o państwo, choć wiele prawdy jest zazwyczaj w słowach szefa linii lotniczej z Irlandii. Pamiętajmy jednak, że jest w tym wszystkim coś więcej niż marketing. O’Leary mówi to, co wielu myśli, ale nie ma ochoty mówić głośno, więc w epoce wygładzonych komunikatów i politycznej waty cukrowej jego brutalna szczerość działa jak kubeł zimnej wody. Nawet jeśli przesadza, a przesadza często, to zmusza do reakcji. Natomiast polityka, jak lotnictwo, nie znosi próżni.
Czy „ściganie” Micheála Martina oznacza realne działania prawne, polityczną krucjatę czy po prostu kolejną rundę medialnych połajanek? Najpewniej wszystko naraz, w stylu Ryanaira i samego szefa, czyli głośno i bez dodatkowych usług. Jedno jest pewne – Michael O’Leary nie zamierza milczeć, a irlandzka polityka znów musi liczyć się z tym, że ktoś z biznesu powie jej prosto w twarz, że król jest nagi.
I jak zwykle w takich przypadkach, nie chodzi tylko o Martina. Chodzi o system, bo O’Leary, czy się go lubi, czy nie, z uporem godnym lepszej sprawy wali w ten system jak w stary automat z kawą na lotnisku, aż w końcu coś wypadnie.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo CC BY 2.0 World Travel & Tourism Council


