Pokój na amerykańskich warunkach? Trump spotka Zełenskiego, a Europa już ustawia się w kolejce, żeby wszystko zepsuć

Świat ponownie wstrzymuje oddech. Po miesiącach dyplomatycznego impasu i coraz brutalniejszych walk na froncie prezydent Donald Trump zaprosił do Waszyngtonu Wołodymyra Zełenskiego, aby przeprowadzić – jak sam to nazwał – „najbardziej szczery dialog od początku wojny”. Dla wielu obserwatorów to wyjątkowa szansa na przełom i być może – realne zakończenie najkrwawszego konfliktu w Europie od blisko 80 lat.
Trudno jednak nie zauważyć, że zanim obaj prezydenci zdążą w ogóle usiąść do stołu, z każdej strony zaczęły napływać głosy… jak powinni rozmawiać i do jakich wniosków powinni dojść. Co więcej – europejscy przywódcy postanowili osobiście zjawić się w Waszyngtonie, aby – jak twierdzą – „wzmocnić pozycję Zełenskiego”. W praktyce oznacza to jedno: próbuje się ograniczyć pole manewru amerykańskiego prezydenta i utrudnić mu nacisk na ukraińskiego lidera – nacisk, który po raz pierwszy od początku wojny może naprawdę przynieść pokój, a nie kolejną rundę dostaw uzbrojenia i oświadczeń o „niezłomności”.
Nie chodzi zresztą o zwykłą obecność. Kanclerz Niemiec Friedrich Merz, prezydent Francji Emmanuel Macron i brytyjski premier Keir Starmer przygotowali nawet własne „ramy negocjacyjne”, które – rzecz jasna – zostały zaprojektowane tak, aby Ukraina nie mogła zgodzić się na żadne ustępstwo wobec Rosji bez dodatkowych, europejskich i amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa.
Jakby tego było mało, do delegacji dołącza również Ursula von der Leyen, która pokazała już wielokrotnie, że jeśli coś potrafi naprawdę skutecznie robić, to wtrącać się w geopolitykę bez mandatu i kompetencji, występując w imieniu całej Unii z najbardziej nieudolnymi inicjatywami.
Trump naciska na poważne rozmowy – Europejczycy chcą „kolejnych konsultacji”
W kuluarach Białego Domu mówi się zupełnie otwarcie: Trump chce, aby Ukraina przyjęła szybkie porozumienie, nawet jeśli oznaczałoby to oddanie części Donbasu – regionu, który i tak w dużej mierze znajduje się pod kontrolą Rosji. W zamian za to USA rozważają półformalny pakt bezpieczeństwa, który mógłby działać na zasadzie podobnej do art. 5 NATO.
Jak ujawnił wysłannik Trumpa Steve Witkoff, Rosjanie „po raz pierwszy nie wykluczyli” takiego rozwiązania – co samo w sobie jest przełomem. A co robi Europa? Ostrzega, że „nie można rozmawiać o ustępstwach terytorialnych bez pełnego udziału Ukrainy i wszystkich sojuszników”. Innymi słowy – Trump może rozmawiać, ale najlepiej wtedy, kiedy Emmanuel Macron będzie mu szeptał do ucha, co powinien powiedzieć.
Strach przed skutecznością
Europejskie stolice zaczynają rozumieć, że Donald Trump – w odróżnieniu od wielu zachodnich liderów – nie boi się przyznać, że wojna może zakończyć się tylko poprzez kompromis, a nie przez kolejne kontrataki i eskalacje na polu walki. A ponieważ Trump nie jest związany brukselską biurokracją i nie musi pytać każdej ze stolic o zgodę, istnieje realna obawa, że dojdzie do swoistego wymuszenia porozumienia, które podważy wieloletnią narrację o absolutnej nieustępliwości.
Nieprzypadkowo jeszcze przed spotkaniem w Waszyngtonie liderzy Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii odbyli własną naradę, zakończoną wspólnym komunikatem o gotowości „do wysłania sił bezpieczeństwa po zakończeniu działań bojowych” i „zabezpieczenia ukraińskiej przestrzeni powietrznej”. Czyli – tłumacząc z języka dyplomatycznego na ludzki – o utrzymaniu konfliktu tak długo, aż powstanie nowy, europejski model „zamrożonej wojny”, nad którym Bruksela będzie miała polityczną kontrolę.
W tle Putin, Łukaszenko i… golf
Sprawę komplikuje fakt, że Trump przed rozmowami z Zełenskim spotkał się już z Władimirem Putinem na Alasce – co samo w sobie wywołało w Brukseli wręcz panikę. Rosja otwarcie przyznaje, że jest gotowa zaakceptować porozumienie w zamian za wzajemne gwarancje bezpieczeństwa – co w praktyce oznacza uznanie, że Moskwa też może czegoś oczekiwać, co brzmi zupełnie szokująco dla unijnych urzędników.
Putin rozmawiał też z Łukaszenką i Tokajewem – budując szerokie poparcie w regionie, podczas gdy europejscy liderzy dopiero fotografowali na tle unijnych budynków.
Nie bez znaczenia jest obecność prezydenta Finlandii Alexandra Stubba – prywatnie dobrego znajomego Trumpa (obaj ostatnio grali razem w golfa). Europejczycy liczą, że wykorzysta swoją relację, aby przekonać Trumpa do bardziej „zbalansowanego” podejścia. Innymi słowy – do spowolnienia rozmów, zanim zaczną przynosić realne efekty.
Czy będzie przełom, czy europejska blokada?
Nikt nie twierdzi, że pokój jest na wyciągnięcie ręki, ale po raz pierwszy od dawna obie strony otwarcie wskazują, że kompromis jest możliwy. Sam Zełenski publicznie przyznał, że przyszłe gwarancje muszą być „naprawdę praktyczne” i „zapewniać ochronę na lądzie, morzu i w powietrzu” – co można czytać jako gotowość do negocjacji, byle nie pozostać sam na sam z Rosją.
Problem polega na tym, że coraz większa ilość decydentów próbuje uczestniczyć w tych rozmowach, a im więcej uczestników – tym trudniej o konkret. A jeśli na sali pojawią się jeszcze kolejni europejscy liderzy z własnymi interesami i „czerwonymi liniami” – cała szansa, którą stworzył Trump – może zostać po prostu zakrzyczana.
Nieudolna, brukselska sztuka „kolektywnego kompromisu” może w efekcie doprowadzić do najgorszego: utrwalenia wojny tylko po to, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że „ustąpił”.
*
Jeśli kiedykolwiek był moment, w którym trzeba było pozwolić dwóm głównym aktorom usiąść sam na sam – to jest właśnie ten moment, choć Europa tego nie rozumie. Pytanie tylko, czy europejscy przywódcy, z panią von der Leyen na czele, są gotowi na to, by przez chwilę nie wtrącać się w decyzje, które ważą o życiu milionów ludzi.
Tak na marginesie zastanawiam się też, jak miałaby wyglądać powojenna współpraca Europy z Federacją Rosyjską, gdy pod adresem Kremla padło z europejskich stolic tak wiele niepochlebnych słów i zapewnień, że Rosja to zło najgorsze. Ale to przecież tylko polityka, a skoro nie jest na Starym Kontynencie najwyższych lotów, to wkrótce wszyscy mogą zapomnieć, że mówili o Putinie: „bestia”, „dyktator”, „morderca” itp.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo: Public domain The White House