Okruchy przeczucia Dziadów ucztujących z dziećmi Samhaina
Wszystko to składa się na jakąś prawdę, którą człowiek usiłuje odkryć przez całe życie, choć czasem, w swym milczeniu, ma wrażenie, że tylko traci, że wciąż się od niej oddala. Pogrążeni w bólu nie zauważamy, że sami stajemy się jego częścią, a każda jego fala zmienia nas, nie pozostawiając niczym więcej jak tylko śladami w sercu. Pytania, które zadajemy, nie szukają odpowiedzi, bo odpowiedź jest tylko częścią złudzenia, które zbudowaliśmy, by przetrwać.
Mówi się, że człowiek żyje w oczekiwaniu, ale czy kiedykolwiek nie jest to oczekiwanie na coś, czego nie znamy? A może czekamy tylko na koniec tej nieskończonej drogi, której nie dostrzegamy, bo każdy krok popycha nas wciąż do przodu, jak mrówki w mrowisku, które nigdy nie przestaje drgać. Ono nigdy nie zasypia.

Czasem, gdy rozmawiamy, to tylko wykrzykujemy swoje pytania do samego siebie. I dzieje się to niezależnie, czy mówimy do drugiej osoby, tłumu, czy milczymy. Zawsze jest to rozmowa z Tym, którego nie możemy wyprzeć z siebie. Odpowiedzi? Nigdy nie padną, bo żadna nie usatysfakcjonuje tego, kto pyta. Pyta dziecko, pyta starzec, pyta ten, który już nie ma nadziei. I wszystkie odpowiedzi umierają w ciszy, której nie jesteśmy w stanie usłyszeć.
Człowiek jest zagubioną istotą, która wciąż stara się znaleźć miejsce w świecie, który nigdy nie jest taki, jak go sobie wyobrażał. Chciałby zatrzymać wszystko w jednej chwili, jakby to było możliwe. Chciałby, by przeszłość nie była tylko cieniem, który zgubił się za horyzontem. Ale przecież przeszłość to tylko wewnętrzna tęsknota, coś, co nigdy się nie wydarzyło, a mimo to, wciąż w nas żyje, prowadząc nas przez labirynt wyobraźni.
Słowa stały się tylko fragmentami w tej wiecznej grze z życiem, które nie ma końca. I choć możemy milczeć, i choć możemy mówić, to zawsze będziemy sami z tym, czego nie możemy powiedzieć. Dni mijają, jakby życie stawało się jednym wielkim snem, który przestajemy rozumieć, bo nie ma w nim już miejsca na odpowiedzi.
Prawda o życiu, może ta jedyna prawda, to że nigdy nie dostaniemy jej w całości. Zawsze będzie się wymykać, jak światło, które świeci, ale nigdy nie poznaje swojego celu. Słowa będą się ścierać, a my, poszukując siebie wśród nich, będziemy się tylko oddalać od tej jedynej odpowiedzi, której nie ma.

Każdy strach, każda nadzieja – wszystko to jest jak zbłąkany ptak, który krąży w niebie, nie wiedząc, gdzie jest jego gniazdo. I tak samo, jak każdy dzień zdaje się nie mieć końca, tak i każda noc, choćby najciemniejsza, jest tylko kolejnym etapem w tej nieskończonej podróży, która prowadzi nas ku… ku czemu właściwie?
Czasem nie wiemy, a może nigdy nie będziemy wiedzieli. Wszystko zlewa się w jedno, a my jesteśmy tylko drobinkami w tym chaosie, co nie ma porządku, nie ma celu, a jednak istnieje.
I w tym wszystkim, co nie ma sensu, pozostaje nam tylko wiara – wiara w to, że to wszystko ma jakiś sens. Choćby to był tylko sen, w którym każda chwila jest zapisem naszych niepowodzeń i marzeń.
Tomasz Wybranowski
Tomasz Wybranowski
Tryptyk I – Migawka
I.
Kto goni wiatr, szuka wiersza w powietrzu,
wena – mewa na parapecie albo w locie.
Skrzydła jak błyski lampy od aparatu..
Przelotna, tajemnicza, zatrzymana
w jednym uderzeniu serca, w jednym hauście oddechu
a w kącie stoi cień
– konsekwencja.
Nie szuka światła, nie czeka na migawkę
natchienia i kłotnię muz pijanych w głowie.
To ręka, która stawia litery w rzędach,
jak cegły na murze, jak krople na szybie.
Każda linia buduje most
z chwil ulotnych
do trwałości słowa. Potem mistrzostwa

II.
Pisanie wiersza to bójka twórcy i niszczyciela,
wyrywanie z ciała chaosu słów.
To skok na główkę w nicość,
rozbieg w rytmie kroków dygresji,
czasem w tańcu ostrym i zmysłowym
jak czerwone światło neonów.
Musi pulsować
Migawka chwyta obraz i wyciemnia go wolno.
Nie myślę, czy piszę dobrze. Nie pytam, czy jest pięknie.
Każda fraza jak oddech: żyje i znika. Na zawsze…
Wiersz z czasem przemienia się
w obraz,
w krew,
w pamięć,
w iskrę,
w cykutę…

III.
Pokusy rozproszenia są jak wino
na ukwieconym stole Baudelaire’a.
Jednak najważniejsze, by wiersz powstał –
nie utkwić w pierwszej migawce,
nie spalić fraz na stosie pychy.
Twórca i niszczyciel – jedno ciało.
Magia jest tu, gdzie z chaosu powstaje linia,
gdzie słowo idzie do łóżka z ciszą.
Migawka. Ujęcie. Słowo.
Wiersz żyje, choć my już odeszliśmy.
Tryptyk II – Wizja
I.
Kto szuka wiersza, musi widzieć więcej,
wena – biała sowa w półmroku myśli –
raz zjawi się nagle, raz zniknie bez śladu.
To iluzja, o której marzymy,
gdy w dłoniach zostaje pył codzienności.
Konsekwencja jest innym zwierzęciem,
ciemnym koniem wędrującym przez pustynię.
To w niej, nie w wenie, rodzi się wizja.
To jej kroki tłoczą rytm wersów,
to jej cień splata chaos w formę.
II.
Pisanie to taniec Picassa –
jedna ręka tworzy, druga niszczy.
Wiersz powstaje z ruin planów,
z odrzuconych szkiców,
z popiołu niezrealizowanych wizji.
Migawka – światło chwili –
rozświetla jedną metaforę, jedną myśl,
lecz bez dłoni konsekwencji
byłaby jak ulotny sen.
Dyscyplina splata te chwile w całość.
III.
Praca nigdy nie jest skończona,
jakby Baudelaire mówił zza kurtyny:
„Magia jest w bólu tworzenia”.
Ale wiersz, raz napisany,
żyje, choćbyśmy chcieli go zniszczyć.
Twórca, niszczyciel, świadek.
Każda linia jak złodziej czasu,
każda fraza jak pieśń o nas samych.
Magia jest w chwili, gdy wiersz powstaje,
choć nikt nie może jej dostrzec w pełni.
Tomasz Wybranowski


Fot. Tomasz Szustek
