Oko nad miastem: Czy miejskie kamery mają pilnować przestępców, czy nas wszystkich?

W obliczu rosnących obaw o bezpieczeństwo publiczne, rząd coraz odważniej mówi o wykorzystaniu monitoringu miejskiego jako narzędzia walki z przestępczością. Ale czy większa liczba kamer rzeczywiście ma chronić obywateli, czy raczej systematycznie poszerza zakres kontroli nad ich codziennym życiem?
Poseł Fine Gael James Geoghegan reprezentujący okręg Dublin Bay South wezwał do uproszczenia przepisów, które umożliwiłyby Gardzie szybszy i pełniejszy dostęp do istniejącej infrastruktury monitoringu drogowego. Chodzi o około 400 kamer zarządzanych przez Urząd Miasta Dublina, czyli ponad dwukrotnie więcej niż obecnie zainstalowanych kamer CCTV działających w kontekście typowo policyjnym.
Geoghegan nie kryje zaskoczenia, że w całym Dublinie funkcjonuje zaledwie 200 kamer miejskiego monitoringu, co jego zdaniem jest liczbą niewystarczającą. Wskazuje na realne potrzeby – zwłaszcza w kontekście kradzieży sklepowych, aktów wandalizmu, czy zamieszek podczas dużych wydarzeń publicznych, jak Dzień Świętego Patryka czy międzynarodowe mecze sportowe.
Według posła same kamery nie stanowią „cudownego lekarstwa”, ale zwiększają możliwości operacyjne Gardy, zwłaszcza gdy są wykorzystywane w czasie rzeczywistym. Opisał sytuację w posterunku Pearse Street, gdzie funkcjonariusze mają dostęp do transmisji na żywo z ulic, a to pozwala na natychmiastową reakcję. To właśnie „dostępność na żywo” staje się kluczowym hasłem. Bo choć dziś funkcjonariusze mogą pozyskiwać nagrania z prywatnych kamer dopiero po incydencie, proponowana zmiana pozwoliłaby im śledzić wydarzenia w czasie rzeczywistym, często bez potrzeby zgody właściciela systemu.
To rodzi też pytania o granice prywatności i możliwość śledzenia obywateli niebędących podejrzanymi. Bo choć technologia ma służyć do wykrywania i odstraszania przestępców, jej potencjał sięga dużo dalej, więc w stronę nieustannego nadzoru.
Zwiększenie liczby kamer miejskich mogłoby rzeczywiście pomóc w identyfikowaniu podejrzanych i szybszym reagowaniu na sytuacje zagrożenia. Ale równie ważne, jak liczba kamer, jest to, kto i jak będzie miał do nich dostęp. Czy wprowadzone zostaną niezależne mechanizmy kontroli? Czy osoby postronne będą mogły domagać się wyjaśnień, gdy poczują się niesłusznie obserwowane?
Poseł wskazał, że należy zainwestować w montaż kamer w miejscach zgłaszanych przez mieszkańców jako niebezpieczne – np. tam, gdzie dochodzi do aktów wandalizmu czy zachowań antyspołecznych. Problem polega jednak na tym, że granica między miejscem publicznym a strefą prywatnej wolności staje się coraz bardziej płynna.
Rosnący zasięg monitoringu to nie tylko kwestia bezpieczeństwa. To również nowy wymiar życia społecznego, w którym obywatel coraz częściej zastanawia się, kto go widzi i dlaczego. Podczas gdy niektórzy poczują się bezpieczniej dzięki obecności kamer, inni mogą zacząć patrzeć na każdy spacer, protest czy prywatne spotkanie jako czynność rejestrowaną, ocenianą i archiwizowaną.
Czy Dublin i inne irlandzkie miasta staną się bezpieczniejsze dzięki większej liczbie kamer? A może – pod przykrywką walki z przestępczością – powoli posuwamy się w kierunku społeczeństwa prewencyjnego nadzoru, w którym każdy z nas jest potencjalnym podejrzanym?
Bogdan Feręc
Źr. NewsTalk
Photo CC BY 4.0 Kevin.B