Krwawa bawełna w irlandzkich sklepach? Czy Dunnes, Penneys, Tesco i M&S wplątane są w system pracy przymusowej?

Kupujesz koszulkę za 5 euro lub spodnie za 10 i wydaje Ci się, że to tylko tani łup z Penneys czy Dunnes Stores? Otóż nie – to może być materiał utkany cudzym cierpieniem. Raport RTÉ Investigates obnażył brutalną prawdę: do Irlandii trafia bawełna z chińskiego Xinjiangu, więc regionu, w którym Ujgurzy zmuszani są do pracy w warunkach przypominających obozy koncentracyjne XXI wieku.
Dwie chińskie firmy – Equel Group i Jiangsu Lianfa Textiles – powiązane z programem pracy przymusowej, sprzedają tkaniny fabrykom w Bangladeszu. Te same fabryki szyją dla Tesco, Marks & Spencer, Penneys i Dunnes Stores.
I tu zaczyna się swoista groteska: wszystkie te marki od lat powtarzają mantrę o „etycznej modzie”, o „odpowiedzialnych łańcuchach dostaw” i „zero tolerancji dla pracy przymusowej”. Tesco i M&S publicznie zapewniały, że bawełna z Xinjiangu nie trafi na ich półki. Penneys podbijało stawkę w reklamach o „świadomej modzie”. Dunnes Stores nawet nie udaje – po prostu milczy, jakby problem nie istniał.
Tymczasem do Irlandii płynie bawełna, której nie da się wyśledzić, bo certyfikaty i systemy kontrolne to fikcja. Better Cotton – organizacja, na którą lubią się powoływać sieci – wprost przyznała, że ich system bilansu masy nie daje żadnej gwarancji co do pochodzenia surowca, czyli mówiąc brutalnie: klient dostaje uspokajający papierek, a prawda i tak tonie w łańcuchu dostaw.
Za tą fikcją stoją realne ludzkie tragedie. ONZ dokumentuje masowe zatrzymania, gwałty, sterylizacje, aborcje, niewolniczą pracę – codzienność mniejszości ujgurskiej w Xinjiangu. A my w Irlandii spacerujemy po centrach handlowych, kupujemy T-shirty w promocji i karmimy system, który żeruje na cudzym upodleniu.
To nie jest problem „gdzieś tam daleko”. To problem tu i teraz – w Dublinie, Cork, Galway i na wieszakach, w naszych torbach z zakupami, w naszych szafach.
„Musimy patrzeć na poziom surowców, bo tam dzieją się największe nadużycia” – mówi Patricia Carrier z Koalicji na rzecz Zakończenia Pracy Przymusowej w Regionie Ujgurskim. I ma rację, ale problem w tym, że firmy wolą udawać, że nie widzą. Łatwiej rzucić slogan o „transparentności” niż naprawdę otworzyć swoje łańcuchy dostaw na światło dnia.
Hipokryzja zachodnich marek jest wręcz obsceniczna, bo to z jednej strony reklamy o „odpowiedzialnym stylu”, z drugiej – bawełna prana we łzach i krwi. To moda, która nie ma nic wspólnego z pięknem. To moda oparta na cierpieniu.
I dopóki my, konsumenci, nie zaczniemy pytać i wymagać – dopóty będą się nami posługiwać jak alibi. Bo tania koszulka zawsze ma swoją cenę. Tylko że nie płacimy jej my. Płacą ją inni – zmuszeni, prześladowani, bez prawa do głosu.
Bogdan Feręc
Źr. Independent/RTE
Photo by Dominic Kurniawan Suryaputra on Unsplash