Irlandia się budzi, a gniew rośnie. Limerick mówi: dość masowej imigracji!

Dzisiaj miasto Limerick nie będzie tylko miejscem spacerów i zakupów. Punktualnie o godzinie 13:00 Arthur’s Quay Park zamieni się w epicentrum irlandzkiego niepokoju – wybuchową mieszankę dumy narodowej, społecznego niezadowolenia i głośnego sprzeciwu wobec polityki masowej imigracji.
To nie jest pierwszy protest, ponieważ Limerick dołącza do ogólnokrajowej fali demonstracji, która od kilkunastu dni przetacza się przez Irlandię niczym burza – od małych miasteczek po większe aglomeracje. Z dnia na dzień rośnie nie tylko frekwencja, ale i frustracja zwykłych obywateli. Irlandczycy, którzy przez lata byli uczeni, że „gościnność to cnota”, zaczynają zadawać pytanie: ile ta gościnność będzie nas kosztować?
Pod hasłem „Ireland is Awake”, mieszkańcy Limerick nie kryją już irytacji. Ich głosy są coraz wyraźniejsze: „dość, dosyć, wystarczy”. Dość przymusowego współdzielenia szkół, przychodni, mieszkań socjalnych i całych dzielnic z ludźmi, którzy często nie dzielą ani języka, ani wartości, ani historii tego kraju. Dość milczenia, w którym obawy zwykłych ludzi stygmatyzuje się jako „rasizm” lub „ksenofobię”.
To nie ksenofobia. To obrona.
– mówią organizatorzy protestu. I rzeczywiście: sobotnia demonstracja ma być pokojowa, ale niepokorna. Irlandzka flaga, pieśni patriotyczne, hasła o suwerenności i tożsamości – to wszystko pojawi się w sercu Limerick nie z nienawiści, lecz z miłości. Miłości do ojczyzny, której mieszkańcy mają poczucie, że ktoś im po cichu i systematycznie ją odbiera.
W mediach głównego nurtu – jak zwykle cisza. W polityce – hipokryzja i pustosłowie, ale na ulicach Irlandii dzieje się coś, czego już nie da się zignorować. Irlandczycy zaczynają mówić wspólnym głosem: „Irlandia dla Irlandczyków nie jest hasłem nienawiści – to wezwanie do ochrony domu”!
Głos ulicy, nie marginesu
Ci, którzy dziś wyjdą na ulice Limerick, to nie „skrajna prawica”, jak lubią ich etykietować ci, którzy żyją w komfortowej bańce poprawności politycznej. To zwykli ludzie – matki i ojcowie, dziadkowie, studenci, właściciele firm, sąsiedzi. To ci, których nikt nie pytał o zdanie, gdy hotele zamieniano w ośrodki dla migrantów, gdy lokalne usługi publiczne zaczęły się dusić pod ciężarem nowej rzeczywistości, a irlandzka kultura zaczęła być przedstawiana jako „przestarzała” i „nietolerancyjna”.
Dziś mówią jasno: nie jesteśmy przeciwko ludziom, jesteśmy za Irlandią. Jesteśmy za tym, by przybysz adaptował się do nas, a nie my do niego. Jesteśmy za tym, by nie tracić naszych szkół, dzielnic i wartości w imię cudzych problemów. I jesteśmy za tym, by politycy wreszcie przestali udawać, że wszystko jest pod kontrolą.
Protest jako początek nowego rozdziału
14 czerwca może stać się symbolem. Jeśli nie politycznego przebudzenia, to przynajmniej społecznej mobilizacji. Limerick, miasto z twardym charakterem i bogatą historią, wysyła dziś wiadomość do całej Irlandii: „Nie jesteśmy sami. Jesteśmy razem. I nie będziemy się już wstydzić tego, że kochamy własny kraj”.
Organizatorzy apelują: przyjdźcie. Pokażcie, że Irlandia nie śpi. Że są jeszcze ludzie, którzy nie zapomnieli, skąd pochodzą i kim są. Że można kochać swój kraj, nie klękając przed modnymi hasłami multikulturalizmu, które w praktyce często oznaczają chaos, rozpad i wyparcie lokalnej tożsamości.
To nie koniec. To dopiero początek.
Dla establishmentu – ostrzeżenie.
Dla Irlandczyków – nadzieja.
Dla przyszłości – wybór.
Éirinn go Brách – Irlandia na zawsze!
Bogdan Feręc
Źr. The Liberal
Fot. CC BY-SA 4.0 MonikaKub