Friendly Bistro w Galway – Opinia
Rzadko się zdarza, żebym pisał coś na temat gastronomii w Irlandii, a jeżeli już do tego dochodzi, musi to być coś wyjątkowego.
Od czasu do czasu napadnie człowieka, aby zjeść coś, co przypominać będzie dom rodzinny, zostawioną kilka lat temu ojczyznę, a nie ma specjalnej ochoty na gotowanie, więc musi znaleźć jakiś przybytek smakowej rozkoszy, by przypomnieć sobie nadwiślański smak.
Dzisiaj od rana chodził za mną schabowy z ziemniakami, ale tak specjalnie iść do sklepu nie miałem ochoty, przywlec połeć mięsa do domu, pastwić się nad nim tłuczkiem i smażyć.
Żeby zagłuszyć w sobie to nieprzeparte pragnienie schaboszczaka, wybrałem się do centrum Galway, bo to i dobrej kawy można się napić, ciastko zjeść, więc i ochota na tradycję przechodzi. Nie przeszła.
![](https://www.polska-ie.com/wp-content/uploads/2023/03/335879216_235997388798987_3134113184838024225_n.jpg)
Wtedy przypomniałem sobie słowa mojego kolegi Dawida, konesera jadła i napoju, że kilka razy mówił mi już o pewnej polskiej knajpce, która nawiasem mówiąc, znajduje się jakieś 100 metrów od Studia Riverside Radia Wnet. Wracając z miasta autobusem, bo stawiam na ekologiczny transport, spojrzałem przez zapaprane błotem ekologiczne okno i ów przybytek był już otwarty, więc wkroczyłem doń pewnym krokiem, mając wytyczony cel, a tym był oczywiście schaboszczak z ziemniaczkami. Do tego zamówiłem bukiet surówek, by i zdrowia sobie dodać, ale bez przesady, bo i napojem imperialistów z Zachodu* miałem dopełnić obiadu.
Zamówiłem, siadłem przy wybranym stoliku, zaczęła się kuchenna krzątanina, a wyraźnie słyszałem, że schabowy nie jest jakimś wyciągniętym z folii badziewiem, bo świeżo przygotowywany. Ziemniaki były gotowe i dumnie spoczywały w podgrzewaczu, a tuż obok znajdowała się lada chłodnicza z surówkami.
Kiedy wszystko było już gotowe, miła raczej kelnerka, mówię raczej, bo mogła być też niemiła, przytransportowała to wszystko do stolika, który raczyłem okupować. Ziemniaczki posypane koperkiem, schabowy z lekka ociekający tłuszczykiem, uśmiechnięte, jak rozanielona rozmową z klientami kelnerka, surówki.
Uczta zaczęła się dokonywać i przyznam, że każdy kęs przenosił mnie coraz bliżej Polski, bo doznania smakowe były takie, jak w moim domu rodzinnym. Kotlet schabowy mile chrupiący – rozpływał się w ustach, podobnie, jak purée z ziemniaków, a surówki…
Tym trzeba chyba poświęcić nieco więcej czasu, bo było ich kilka. Była więc mizeria ze śmietaną, trafiona w mój gust smakowy, do tego surówka z pora, jakże łagodna swoją ostrością, ale były też buraczki z dodatkiem cebulki, więc pychota. Uzupełnieniem była surówka z kiszonej kapusty i to taka, jaką robiła moja mama. Była też surówka z warzyw mieszanych, również perfekcyjnie przyprawiona, czyli nawet gdybym chciał, nie mogę się do niczego przyczepić. O ile sobie przypominam, była jeszcze jakaś surówka, ale w szale konsumpcjonizmu gastronomicznego, jakoś mi umknęła, a może za szybko zjadłem, żeby zapamiętać. A już sobie przypomniałem… To była surówka z marchewki, soczysta i słodka z lekkim cytrynowym tłem, chociaż ja dodałbym tam odrobinę ananasa, który wyniesie to zwykłe warzywo na szczyty kulinarnej finezji.
![](https://www.polska-ie.com/wp-content/uploads/2023/03/337257626_188242700593963_4147692892792465577_n.jpg)
Co do tego wszystkiego dodać, chyba tylko tyle, że zarówno mieszkańcy Galway, ale i przyjezdni, bezapelacyjnie powinni odwiedzić Friendly Bistro, ponieważ smaki przeniosą ich ponownie do Polski, a nie muszą już wtedy korzystać z usług Ryanaira, który może tylko marzyć, żeby na pokładach jego samolotów podawano takie rozkosze podniebienia.
Friendly Bistro to nie tylko domowe polskie obiady, albowiem o ile dobrze przejrzałem ulotkę reklamową, można raczyć się też pizzą, a o ile jest taka, jak podawany schabowy, nie będzie się równać z żadną inną w Irlandii.
Jaka pizza jest we Friendly Bistro, to dopiero sprawdzę, ale muszę odczekać kilka dni, bo porcja była zabójcza, więc ledwie doszedłem do domu, wypełniony radością jedzenia.
Polecam ten lokal, jak i zapoznanie się z ofertą Friendly Bistro oraz zachęcam do polubienia facebookowej strony tej doskonałej knajpki na gastronomicznej mapie Galway.
Teraz mogę się przyznać, że ten facet w zielonej bluzie z kapturem i nieodłącznym plecakiem, to byłem ja i nie była to moja ostatnia wizyta, a pamiętajcie, że „Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie”. Księga Objawienia.
* W czasach świetności PRL-u, czyli Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, tak mawiano na Coca Colę, a że jestem już stary, to pamiętam komunistyczną Polskę.
Bogdan Feręc
Fot: Friendly Bistro