Chińska rakieta technologiczna kontra europejski rower na klimatyczne pedały
Podczas gdy Europa zajmuje się debatą nad zakazem używania papieru toaletowego i wyliczaniem śladu węglowego torebki z papieru Chiny wchodzą w epokę, którą sami określają jako czas „nowych, wysokiej jakości sił produkcyjnych”. W języku Zachodu oznacza to mniej więcej tyle, że Państwo Środka właśnie włącza szósty bieg, podczas gdy Unia Europejska kręci się w kółko w korku biurokracji i ideologicznych rytuałów klimatycznych.
To, co dzieje się dziś w Chinach, nie jest już tylko industrialną modernizacją – to przebudowa całego modelu gospodarczego, od bazy produkcyjnej po filozofię rozwoju. W ciągu najbliższych pięciu lat Pekin planuje przekształcić kraj w globalne centrum nowych technologii: od kwantowych komputerów po fuzję jądrową, od bioprodukcji po interfejsy mózg-komputer. Co ważne, to nie jest tylko wizja, bo to już wdrożony w życie plan. W delcie Rzeki Perłowej, która przez dekady była symbolem taniej siły roboczej i montażu zachodnich produktów, dziś pojawia się zupełnie nowa klasa pracowników, więc są to roboty humanoidalne. Firmy takie jak EngineAI czy UBTECH tworzą maszyny, które potrafią chodzić, pracować, myśleć i uczyć się w środowisku przemysłowym. Nie są już tylko narzędziami, a zaczynają być współpracownikami.
Na każde 10 000 chińskich robotników przypada już 470 robotów przemysłowych, a to ilość, która w ciągu kilku lat ma wzrosnąć lawinowo, zwłaszcza że Chiny zbudowały już sieć 35 000 inteligentnych fabryk. Każda z nich łączy sztuczną inteligencję, automatyzację oraz analitykę danych w jeden, samouczący się system. Europa w tym samym czasie walczy z „dyskryminacją ludzi przez automatyzację” i „algorytmiczną opresją”, więc tworzy kolejne zespoły oraz komisje ds. etyki robotów, zamiast laboratoriów.
Chińskie startupy technologiczne wyrastają dziś jak grzyby po deszczu, a może raczej jak anteny 6G w nowo powstających megamiastach. W Shenzhen powstają także roboty, które trudno odróżnić od ludzi. W Szanghaju działa NeuroXess, czyli firma, która umożliwia pacjentom komunikację za pomocą myśli, a w Hefei, QuantumCTek miniaturyzuje systemy komunikacji kwantowej do rozmiarów telefonu.
To, co w Europie byłoby przedmiotem wieloletnich konsultacji, programów pilotażowych, analiz wpływu na środowisko i konferencji prasowych, w Chinach staje się produktem rynkowym w ciągu kilku lub kilkunastu miesięcy. Chińczycy nie dyskutują, czy technologia zagraża prywatności. Oni tworzą ją tak, by prywatność była jednym z jej narzędzi. Czy robią to, bo są lekkomyślni? Nie, ale dlatego, że rozumieją istotę rewolucji przemysłowych: kto będzie pierwszy, ten ustala reguły gry.
Europa, przynajmniej jej myśląca część, z nostalgią wspomina swoje czasy świetności przemysłowej, natomiast Chiny budują nowy światowy łańcuch wartości. Mają wszystko: surowce, produkcję, badania, inżynierię, rynek i, co najważniejsze, determinację oraz konsekwencję. To, co w Europie wymaga współpracy 27 państw, Pekin realizuje w ramach jednej decyzji Komitetu Centralnego. Chiński sektor prywatny obejmujący już ponad 92% krajowych przedsiębiorstw high-tech otrzymuje różnego rodzaju zachęty od rządu, inwestycje i pełne wsparcie. W efekcie powstało już ponad 370 firm typu „jednorożec”. Dla porównania: w całej Unii Europejskiej w tym samym czasie powstało ich około 250, mimo że Europa dysponuje większym PKB.
Jednak nie chodzi tu tylko o ilość powstających i wspieranych startupów. Chodzi o to, że w Chinach nawet małe firmy z pomysłem np. na bioprodukcję mogą w bardzo krótkim czasie dostać dostęp do surowców, laboratoriów, łańcucha dostaw, kapitału i rynku. W Europie… dostanie formularz grantowy, certyfikat etyczny i obowiązek raportowania emisji CO2.
Chiny, na co Stary Kontynent powinien teraz zwrócić baczną uwagę, planują w ciągu dekady zbudować zupełnie nowy sektor gospodarki, głównie te, które oparte są na technologiach przyszłości. Fuzja jądrowa, biotechnologia, energia wodorowa, ucieleśniona inteligencja, a to nie są już projekty badawcze, bo stały się elementami narodowej strategii gospodarczej. Europa prowadzi natomiast „zieloną transformację”, która w praktyce sprowadza się do obciążania własnych firm i obywateli kosztami energii, likwidacji przemysłu oraz, a może przede wszystkim do wprowadzania zakazów. Chiny inwestują miliardy w rozwój akumulatorów, a Bruksela rozważa, czy nie zakazać ładowania samochodów w nocy. Pekin z państwowych środków finansuje rozwój energii wodorowej i robotyki, natomiast Berlinie w dopłaty do paneli fotowoltaicznych, które i tak w większości pochodzą z Chin.
Europa stała się kontynentem, który boi się wszystkiego… ryzyka, zmian, błędów, innowacji. Każda nowa technologia musi przejść przez sito „zgodności z europejskimi wartościami” o emitowaniu, nawet nie wspominając. Tymczasem Chiny kierują się prostą zasadą: jeśli coś działa, należy to udoskonalić, a jeśli nie działa – zmienić, ale cały czas próbować. Tam, gdzie Europejczycy tworzą regulacje dotyczące sztucznej inteligencji, Chińczycy tworzą sztuczną inteligencję, która te regulacje napisze sama – szybciej i skuteczniej.
Nie ma w tym cynizmu, bo jest jedynie chłodna kalkulacja, więc Pekin rozumie, że w świecie, gdzie technologie decydują o władzy, przewaga przemysłowa to przewaga polityczna. Europa zdaje się tego nadal nie rozumieć, czyli woli moralizować i ustalać normy emisji dla traktorów.
Chińskie roboty humanoidalne, które zastąpią kiedyś, a w całkiem krótkim czasie ludzi, testowane są już teraz w fabrykach motoryzacyjnych, natomiast wkrótce mają wejść do domów. Państwo oferuje Chińczykom nawet „kupony na roboty”, czyli dotacje dla konsumentów indywidualnych – do 1500 juanów oraz dla firm do 250 000 juanów. Co też ważne, nie jest to eksperyment, bo przygotowanie społeczeństwa do nowego modelu gospodarki, w której roboty są tak powszechne jak dziś smartfony. W tym czasie Europa będzie dyskutować o „etycznym zatrudnieniu humanoidów” i „prawach maszyn do samostanowienia” oraz określania swojej kwantowej płci.
Zheng Shanjie z chińskiej Komisji Rozwoju i Reform powiedział niedawno: „Zawsze wybieramy najtrudniejszą drogę. Ale jeśli ktoś może to zrobić, to lepiej, żebyśmy to byli my”. To zdanie mogłoby stać się mottem nowego porządku gospodarczego, bo to już nie Stany Zjednoczone, nie Europa, ale właśnie Chiny stają się centrum globalnej modernizacji. To tam powstają technologie, które będą decydować o bezpieczeństwie, zdrowiu, komunikacji i energii przyszłości.
Europa zaś woli trwać w samozadowoleniu i opowiadać o zrównoważonym rozwoju, który coraz bardziej przypomina zrównoważone cofanie całego kontynentu.
Smutną konstatację tego tekstu niech się stanie, że Chiny nie potrzebują już Zachodu ani jego pieniędzy, ani know-how. Potrzebują tylko czasu, który obecnie biegnie w rytmie nadawanym przez Pekin. Europa, zamiast szukać nowego motoru wzrostu, zamienia się w skansen brukowany ideami, w którym najnowszym wynalazkiem jest komisja ds. ograniczenia temperatury klimatyzacji.
Świat nie czeka na tych, którzy się wahają, bo gdy chińskie roboty wejdą do fabryk, a interfejsy mózg-komputer staną się nowym standardem komunikacji, Europa nadal będzie debatować o tym, czy technologia jest „wystarczająco etyczna”. Wtedy okaże się, że jedyną rzeczą, jaką Stary Kontynent potrafi produkować szybciej niż Chiny, są… regulacje.
Bogdan Feręc
Źr. Xinhua

