Z rybackiej wioski do technologicznego imperium. Shenzhen – lustro przyszłości, w którym Europa widzi własne zapóźnienie

Jeszcze czterdzieści lat temu była tu rybacka wioska. Kilka tysięcy mieszkańców, niskie zabudowania, brak kanalizacji i żadnych powodów, by sądzić, że to miejsce odmieni losy XXI wieku. A jednak Shenzhen – dawny przyczółek biedy – wyrósł na ikonę nowoczesności. Dziś to megametropolia o populacji przekraczającej 17 milionów, z miejską strukturą dorównującą Tokio, cyfrową infrastrukturą przebijającą Dolinę Krzemową i polityką rozwoju, która może zawstydzić każde europejskie miasto, każde państwo i… całą Unię Europejską.

W 1979 roku Shenzhen liczyło mniej niż 30 tysięcy ludzi. Na tle sąsiedniego Hongkongu wyglądało jak podwórko przy wieżowcu. Wówczas jednak Deng Xiaoping – lider transformacji gospodarczej Chin – wyznaczył miasto na pierwszy eksperyment wolnorynkowych reform. Tak narodziła się Specjalna Strefa Ekonomiczna – model, który później powielono w wielu miejscach Chin. To właśnie w Shenzhen wszystko zagrało jak w zegarku: przyciągnięto inwestorów, dano wolność firmom, ograniczono ingerencję urzędników. Skutek? Niebywały rozwój, który trwa do dziś.

Po czterech dekadach Shenzhen to nie tylko centrum przemysłowe – to laboratorium przyszłości. Nie ma tu smrodu tanich fabryk produkujących plastikowe grzebienie. Zamiast tego: światowe centrum elektroniki, designu, oprogramowania, sztucznej inteligencji i robotyki. Firmy takie jak Huawei, DJI, ZTE, BYD czy Tencent nie tylko stąd pochodzą – tu właśnie projektują, testują, produkują i eksportują technologie, których Europa nie potrafi już tworzyć samodzielnie. Drony z Shenzhen służą straży pożarnej we Francji, panele słoneczne z Shenzhen instalują Niemcy, a samochody elektryczne z Shenzhen wjeżdżają masowo na europejskie drogi, wypierając miejscowych producentów.

To, co wydarzyło się w Chinach, jest głębokim systemowym przełomem. Państwo Środka przestało być „montownią świata” i stało się ośrodkiem wynalazczości. W 2023 roku Chiny zgłosiły więcej patentów niż USA, UE i Japonia razem wzięte. Shenzhen odpowiada za blisko 25% wszystkich chińskich zgłoszeń technologicznych. To nie są już kopiści – to teraz liderzy.

Gdy Europejczycy uważali produkty „Made in China” za symbol niskiej jakości, Chińczycy udoskonalali procesy produkcji, doskonalili komponenty, budowali własne marki. Huawei to obecnie jeden z największych graczy w technologii 5G i telefonii komórkowej, który przestawia się na 6G, a i pracuje nad 7G. DJI to hegemon rynku dronów – niemający sobie równych. BYD stał się jednym z najpotężniejszych producentów aut elektrycznych na świecie, eksportując je do 70 krajów i zagrażając niemieckim gigantom.

I nie chodzi tylko o skalę. Chodzi o jakość. Chińskie produkty, zwłaszcza te rodem z Shenzhen, nie są już „tańszą alternatywą” dla produktów z USA czy Niemiec. Często są lepsze – bardziej zaawansowane, szybciej dostępne, nowocześniej zaprojektowane.

W tym samym czasie Unia Europejska zachowuje się jak zmęczony cesarz w zbroi z minionej epoki. Debatuje, konsultuje, obmyśla i pisze strategie, a to wszystko, gdy Chiny budują 500 km szybkiej kolei w rok. UE debatuje np. nad tym, czy projekt może zaszkodzić siedliskom ptaków, gdy Shenzhen przekształca całe dzielnice w zielone, zasilane OZE mikrosieci. Bruksela obiecuje, że do 2050 roku… coś się zmieni. Gdy chińskie miasta wprowadzają systemy zarządzania energią oparte na AI, europejskie urzędy rozpisują przetargi na mapę potrzeb energetycznych lokalnych wspólnot.

To przepaść nie tylko w tempie, ale i w mentalności. Europejska klasa polityczna – oderwana od realiów innowacji i gospodarki – zachowuje się jak kapłani starego porządku. Prawie nikt z nich nie zbudował firmy, a niewielu zna realia globalnych łańcuchów dostaw. Natomiast ich odpowiedzią na chińską dominację nie jest własna konkurencyjność, ale protekcjonizm, zakazy, bariery, co tylko pogłębia słabość.

Shenzhen nie jest cudownym miastem, bo ktoś rzucił na nie magiczne zaklęcie. Stało się tym, czym jest, dzięki temu, że państwo dało przestrzeń rozwoju, odsunęło polityków, a przyciągnęło inżynierów. To miasto funkcjonuje jak startup – szybko, z rozmachem, bez biurokratycznych krępujących pęt. Inwestorzy dostają tu grunty w 24 godziny, nowe firmy rejestruje się online w kilkanaście minut, a nowe technologie testuje się na realnych ulicach, nie w symulacjach.

Tymczasem w Europie? Stare fabryki zamykane są z powodu tzw. zielonych limitów emisji, nowe są blokowane z powodu „hałasu środowiskowego”, a jakikolwiek rozwój podlega debacie, której finałem są dokumenty, nie inwestycje. Chiny, ucząc się od Zachodu, dogoniły go, a Europa, zapatrzona w siebie, straciła impet i od lat jedzie na oparach własnej legendy.

Nie jest prawdą, że Europa nie ma potencjału. Ma kapitał, ma infrastrukturę, ma talenty, ale nie ma odwagi oraz odpowiednich przywódców. Od lat Unią rządzą ludzie, których ambicją jest nie tyle rozwój, ile zachowanie status quo. Ich horyzontem są ramy prawne, procedury konsultacyjne i spójność wartości. To piękne słowa, które w praktyce oznaczają stagnację.

Chiny nie są demokracją – i to ich słabość w wielu wymiarach, jednak są państwem, które potrafi w sposób spójny, długofalowy i efektywny realizować strategię rozwoju. Europa jest natomiast zakładnikiem populizmu, krótkowzroczności i niekończących się kompromisów politycznych. Nawet największe pomysły – jak Europejski Zielony Ład – toną w chaosie, bo nikt nie wie, jak to wszystko wykonać.

Shenzhen nie jest futurystyczne dlatego, że ma świecące wieżowce. Jest nowoczesne, bo tam przyszłość już nadeszła – i działa. Można tam płacić bezgotówkowo za wszystko. Poruszać się cichymi, elektrycznymi autobusami. Wynajmować robota kurierskiego, otrzymać dostawę dronem. Spotkać się z lekarzem w wirtualnej przestrzeni.

W tym czasie Europa celebruje przeszłość. Trzyma się przepisów, które pasują do świata sprzed wielu lat. Duma się o wysokich standardach, które są dla świata atrakcyjne – ale tylko do czasu, aż okaże się, że za tymi standardami nie idzie już realna siła gospodarcza i są pustymi słowami.

Pora powiedzieć to wprost: Unia Europejska potrzebuje wstrząsu. Potrzebuje przebudzenia, które zmusi ją do zmiany mentalności. Nie potrzebujemy kolejnych funduszy „na cyfryzację”, nie potrzebujemy kolejnych raportów „o potrzebach młodych przedsiębiorców”. Potrzebujemy wolności gospodarczej, odważnych decyzji i polityków, którzy przestaną bać się ryzyka. Potrzebujemy miast, które będą Shenzhen Europy – odważnych, twórczych, dynamicznych.

Dopóki tego nie zrobimy, będziemy z zazdrością patrzeć, jak dzieci rybaków z Shenzhen projektują świat, w którym nasze dzieci będą tylko jego użytkownikami.

Bogdan Feręc

Photo by Robert Bye on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Putin i Trump rozmaw
Sebastian Kaleta: Wy
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.