Wyspa na wietrze, kraj na gazie. Irlandzka energetyka zderza się z rzeczywistością
Irlandia miała być zieloną latarnią Europy, wyspą, na której wiatr wieje nieustannie, turbiny kręcą się jak paciorki różańca nowej wiary, a prąd płynie czysty, tani i moralnie nieskazitelny. Problem w tym, że fizyka nie czyta strategii klimatycznych, a pogoda nie głosuje w wyborach.
Listopadowe dane Gas Networks Ireland są jak zimny prysznic o szóstej rano. Momentami odnawialne źródła energii w Irlandii produkowały bardzo mało prądu albo… nie produkowały go wcale. Zero. Cisza w kablach, bo wiatr postanowił nie współpracować. W tym samym czasie gaz, to paliwo, które miało być tylko „pomostem”, stał się fundamentem systemu. Aż 42 procent energii elektrycznej w listopadzie pochodziło właśnie z gazu. Bywały dni, gdy jego udział sięgał 79 procent i ani razu nie spadł poniżej 16 procent. To nie jest margines bezpieczeństwa energetycznego, a kręgosłup i nikt już nie powinien mieć co do tego złudzeń.
Energia wiatrowa? Owszem, 35 procent w skali miesiąca. Brzmi nieźle, dopóki nie zajrzymy pod maskę, bo są chwile, gdy zarówno wiatr, jak i słońce niemal znikają z bilansu. W takich momentach nie ratują nas ani slogany, ani konferencje prasowe. Ratuje nas gaz!
Listopad był też zimniejszy, a popyt na gaz wzrósł o 15 procent w porównaniu z poprzednim miesiącem, więc każdy spadek temperatury o jeden stopień oznacza dodatkowe 55 MW zapotrzebowania na energię elektryczną. To są twarde liczby, a nie opinie. EirGrid ostrzega, że nadchodzące zimy będą jeszcze bardziej wymagające. Prognozowany szczyt zapotrzebowania na sezon 2025/2026 to ponad 6000 MW. Każdy tydzień ma bić rekordy, a my wciąż udajemy, że wystarczy „więcej wiatraków”. Nie wystarczy, bo system energetyczny nie działa w średnich miesięcznych, tylko w sekundach i minutach. W mroźny, bezwietrzny wieczór, wtedy, gdy ktoś włącza ogrzewanie, szkoła świeci światłem, a sklepy nie mogą zgasnąć „dla planety”.
*
Irlandzki przypadek obnaża szerszy problem europejskiej polityki energetycznej, mylenie celów klimatycznych z prawami natury. Transformacja oparta na niestabilnych źródłach bez wystarczającego zaplecza sterowalnego nie jest odważna. Jest ryzykowna.
Gaz, czy się to komuś podoba, czy nie, pozostaje kluczowym stabilizatorem systemu i im szybciej politycy to przyznają, tym mniejsze będzie ryzyko, że kolejna zima zamieni energetyczne ambicje w blackouty i paniczne importy prądu. Wiatr jest piękny. Zielone hasła brzmią dobrze, ale prąd musi być wtedy, gdy jest potrzebny, a nie wtedy, gdy akurat zawieje.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by American Public Power Association on Unsplash


