Waszyngton grozi ograniczeniem lotów z Irlandii

Administracja Trumpa ostrzega przed „barierą handlową” na lotnisku w Dublinie i sugeruje odwet, jeśli Zielona Wyspa nie zniesie limitu pasażerskiego. Irlandia milczy, linie lotnicze się niepokoją, a Unia Europejska jak zwykle śpi.
Nad irlandzkim niebem gromadzą się czarne chmury – i nie są to chmury deszczowe znad Atlantyku, ale geopolityczno-gospodarcze. Po mocnym oświadczeniu sekretarza transportu Stanów Zjednoczonych Seana Duffy’ego Irlandia znalazła się pod presją jednej z największych potęg świata.
USA oficjalnie zapowiedziały możliwość ograniczenia lotów transatlantyckich z Irlandii, jeśli nie zostanie zniesiony obowiązujący na lotnisku w Dublinie limit 32 milionów pasażerów rocznie.
Ostrzeżenie padło wprost i bez ozdobników – w stylu typowym dla administracji Trumpa. Waszyngton uznał ten limit za „niepraktyczny, przestarzały i coraz częściej postrzegany jako bariera handlowa”. W dodatku, jak zasugerował Duffy, Irlandia nie jest jedynym krajem członkowskim UE, który może spodziewać się „środków wzajemnych”, jeśli ograniczenia operacyjne będą postrzegane jako szkodliwe dla interesów amerykańskich przewoźników.
Limit jak z poprzedniej epoki
Problem zaczyna się na tutejszym gruncie i jest obowiązującym od lat, bo limit ruchu pasażerskiego na lotnisku w Dublinie, ustalony administracyjnie na 32 miliony pasażerów rocznie, miał pierwotnie na celu ograniczenie ruchu samochodowego, hałasu i zachowanie równowagi środowiskowej w rozwijającym się regionie Fingal. Jednak od czasu pandemii liczba pasażerów ponownie dynamicznie wzrasta – w 2024 roku lotnisko obsłużyło już blisko 31,9 mln podróżnych, co stało się przyczynkiem do znacznie większego zapotrzebowania na loty międzynarodowe.
W praktyce oznacza to, że rozwój irlandzkiego sektora lotniczego został zablokowany, a nowe trasy – szczególnie transatlantyckie – mogą zostać zawieszone, opóźnione lub anulowane.
Dla przewoźników, takich jak Aer Lingus, Ryanair czy amerykańskie linie United, Delta, American Airlines oznacza konieczność walki o sloty, ograniczenie ekspansji i spadek konkurencyjności.
Dla Irlandii – ryzyko utraty statusu europejskiego węzła komunikacyjnego i prestiżowego programu US pre-clearance, który czyni z Dublina jedno z najbardziej efektywnych lotnisk w relacjach z Ameryką Północną.
Waszyngton się nie patyczkuje
Sean Duffy przemawiając w Waszyngtonie na forum Rady ds. Lotnictwa Cywilnego, podkreślił, że USA uważnie monitorują działania państw UE, które „wprowadzają nieuzasadnione ograniczenia operacyjne, mające wpływ na dostęp do rynku i wolną konkurencję”. W jego ocenie polityka Irlandii może nosić znamiona dyskryminacji wobec zagranicznych przewoźników. – Administracja Donalda Trumpa nie będzie tolerować sytuacji, w której amerykańskie firmy tracą rynki z powodu lokalnych ograniczeń, których nie da się obiektywnie uzasadnić – powiedział Duffy. – Odpowiedzią może być ograniczenie dostępu do rynku amerykańskiego dla partnerów stosujących takie środki.
To jasny sygnał, że zasady wzajemności, z których znana jest administracja prezydenta Trumpa, zostaną przywrócone także w sektorze lotniczym. Takie podejście może oznaczać realne ograniczenia liczby slotów dla irlandzkich przewoźników na amerykańskich lotniskach albo nowe regulacje utrudniające ekspansję Aer Lingus w USA.
DAA bije na alarm, rząd milczy
Dublin Airport Authority (DAA) nie kryje frustracji. Rzecznik lotniska przyznał w oficjalnym oświadczeniu, że „Stany Zjednoczone mają pełne prawo być zaniepokojone”. – Limit obowiązujący na lotnisku w Dublinie jest przestarzały i coraz częściej postrzegany jako bariera handlowa. To ograniczenie uderza zarówno w pasażerów, jak i w przewoźników, którzy chcieliby inwestować w Irlandii – zaznaczył rzecznik.
DAA od wielu miesięcy apeluje do władz o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego, który zawiera kontrowersyjne ograniczenia. Proponuje jego zniesienie lub przynajmniej zawieszenie na czas szczytu sezonu. Jednak irlandzki rząd nie spieszy się z reakcją.
Minister transportu zachowuje ostrożność – nie chcąc otwarcie poprzeć zniesienia limitu ze względu na zobowiązania klimatyczne i presję lokalnych społeczności. Tymczasem premier unika jednoznacznych deklaracji, kierując sprawę do „właściwych procedur planistycznych”. Efekt? Cisza, która w obliczu narastającej presji międzynarodowej może kosztować Irlandię znacznie więcej niż tylko kilka lotów dziennie.
Gra o wysoką stawkę
Eksperci nie mają wątpliwości – potencjalne ograniczenie lotów przez USA byłoby ciosem w reputację Irlandii jako kraju otwartego na inwestycje i partnera transatlantyckiego. – Dla Amerykanów to nie jest tylko kwestia slotów na lotnisku. To pytanie o to, czy ich partnerzy stosują zasady fair play. Jeśli Irlandia utrzymuje barierę administracyjną, która szkodzi amerykańskim firmom, to może się to skończyć retorsjami – komentuje prof. John Whitman – analityk ds. polityki handlowej z Uniwersytetu Georgetown.
Amerykańskie linie lotnicze już sygnalizują niezadowolenie. Media branżowe w USA cytują anonimowe źródła w Delta Airlines, według których planowano uruchomić dwie nowe trasy z Dublina do Stanów Zjednoczonych jeszcze w 2025 roku. Projekty zostały wstrzymane z powodu braku gwarancji slotów.
Unia się przygląda, czyli nie robi absolutnie nic
Komisja Europejska, zapytana o ocenę sytuacji, ograniczyła się do krótkiego komentarza: – Swoboda przepływu usług w ramach rynku lotniczego UE musi być respektowana. Państwa członkowskie są jednak odpowiedzialne za lokalne planowanie przestrzenne i decyzje środowiskowe.
Innymi słowy: Bruksela nie zamierza interweniować, dopóki nie będzie formalnej skargi. To z kolei oznacza, że Irlandia zostaje sama – między amerykańskim młotem a unijnym kowadłem i nie bardzo wie, co z tym zrobić.
Przyszłość pod znakiem zapytania
Jeśli sytuacja nie zostanie rozwiązana w najbliższych tygodniach lub najdalej miesiącach, możliwe są trzy scenariusze:
- USA wprowadzą ograniczenia, ograniczając np. sloty dla Aer Lingus w Nowym Jorku lub Bostonie.
- Amerykańscy przewoźnicy sami ograniczą działalność w Dublinie, przenosząc się do Londynu, Frankfurtu czy Madrytu.
- Irlandia pójdzie po rozum do głowy i zmieni plan zagospodarowania, przywracając wzrost sektora lotniczego i neutralizując groźbę kryzysu.
Każdy dzień zwłoki działa jednak na niekorzyść Irlandii.
Kiedy lokalna nieudolność staje się problemem międzynarodowym
Historia limitu pasażerów w Dublinie to podręcznikowy przykład tego, jak decyzje lokalne i administracyjne mogą wywoływać efekt domina na arenie międzynarodowej. Nikt w Fingal nie przypuszczał, że zatwierdzony przed laty limit pasażerów może stać się tematem interwencji amerykańskiego sekretarza transportu. Jednak w świecie, gdzie mobilność i logistyka są kluczowymi elementami globalnej gry o wpływy, każde ograniczenie ma znaczenie.
Administracja Trumpa wraca do retoryki siły – i nie zawaha się jej użyć, co Biały Dom sygnalizuje teraz otwarcie, a Irlandia… Jeśli chce zachować twarz i wiarygodność, musi wyjść ze strefy komfortu – przestać udawać, że „to tylko plan zagospodarowania” i zająć stanowisko na miarę kraju o aspiracjach globalnych. Bo w całej tej sprawie nie chodzi już tylko o sloty. Chodzi o to, czy Irlandia potrafi grać w lidze, do której sama się zapisała.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. Dublin Airport