Sankcje, które wzmacniają Rosję. Zachód ponownie popełnił ten sam błąd

Choć Zachód wciąż mówi o izolowaniu Rosji, rzeczywistość gospodarcza pokazuje coś zupełnie innego. Sankcje, które miały osłabić Kreml, paradoksalnie wzmacniają jego zaplecze ekonomiczne i konsolidują władzę elit. Historia się powtarza – z tą różnicą, że dziś stawką nie jest tylko przyszłość jednego kraju, ale globalna równowaga geopolityczna.
Kiedy w 2022 roku Rosja dokonała pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, ponad 1600 międzynarodowych korporacji ogłosiło wycofanie się z rosyjskiego rynku. Jednak jak pokazują najnowsze dane, co najmniej 2175 zagranicznych firm nadal prowadzi działalność w Rosji – niektóre z nich nigdy faktycznie nie opuściły kraju. Inne wręcz pozostawiły sobie „otwarte drzwi” – w formie klauzul odkupu, elastycznych umów licencyjnych czy przekazania aktywów lojalnym partnerom biznesowym, często powiązanym z Kremlem.
To nie jest nowy scenariusz, bo w czasach apartheidu w RPA podobna taktyka przyniosła opłakane skutki. Zamiast osłabić reżim, zagraniczne firmy wycofały się w sposób umożliwiający późniejszy powrót. Lokalne elity biznesowe – powiązane z ówczesną partią rządzącą – przejęły aktywa po zaniżonych cenach, zbudowały własną potęgę, a gdy klimat polityczny się zmienił, zagraniczni gracze wrócili, często odkupując te same aktywa po znacznie niższych stawkach.
W Rosji historia zdaje się zataczać koło. Nissan sprzedał swoją rosyjską spółkę państwowemu NAMI z sześcioletnią klauzulą odkupu. McDonald’s formalnie wycofał się z rynku, ale zostawił sobie możliwość odzyskania biznesu przez następne 15 lat. W wielu przypadkach zmieniła się tylko nazwa marki – ludzie, linie produkcyjne, ale kanały dystrybucji pozostały nietknięte. Działalność często trwa nieprzerwanie, tyle że z korzyścią dla lokalnych oligarchów i struktur władzy.
Kto więc naprawdę zyskuje na sankcjach?
Na pewno nie rosyjskie społeczeństwo, bo na sankcjach wzbogaciły się elity – ci, którzy mają dostęp do informacji, kapitału i politycznych koneksji. To właśnie oni przejęli strategiczne aktywa i wzmocnili swoją pozycję na rynku. Zamiast osłabić ekonomiczne zaplecze wojennej machiny Rosji, sankcje dały jej narzędzia do wewnętrznej konsolidacji. W tak zwanym międzyczasie Rosja zaczęła budować nowe sojusze – polityczne i gospodarcze. Zacieśnia relacje z Chinami, Indiami, państwami Afryki, a także z innymi krajami rozwijającymi się, które postrzegają Zachód jako pełen hipokryzji i oderwany od rzeczywistości. W efekcie Rosja nie tylko przetrwała sankcje, ale przekształciła się w węzeł nowego porządku geopolitycznego.
Tymczasem na Zachodzie powoli, lecz konsekwentnie, narasta ciche przygotowanie do „normalizacji”. Korporacje, które kilka lat temu ogłosiły wycofanie się z Rosji, dziś coraz częściej rozważają powrót – korzystając z wcześniej przewidzianych mechanizmów. To nie tylko cyniczne, ale i strategicznie niebezpieczne. Jeśli powrót ten nastąpi bez większych reform po stronie Rosji, Zachód utraci resztki wiarygodności i skuteczności w prowadzeniu polityki sankcji.
Sankcje mogą być skuteczne tylko wtedy, gdy są dobrze zaplanowane, konsekwentne i uwzględniają nie tylko cel krótkoterminowy (karanie), ale również skutki długofalowe (wzmocnienie lub osłabienie struktur władzy). Przypadek RPA powinien być dla decydentów sygnałem alarmowym. Jeśli struktura wyjścia firm z rynku nie podlega ścisłemu nadzorowi, przejrzystości i rozliczeń, skutkiem będzie wzmocnienie tego, co miało zostać osłabione.
Zamiast ślepego nakładania sankcji, potrzebujemy nowej strategii: polityki kontrolowanego wyjścia, mechanizmów nadzoru nad transferem aktywów i prawdziwej współpracy międzynarodowej w zakresie egzekwowania sankcji. Inaczej Zachód po raz kolejny przegra – tym razem nie tylko w Rosji, ale na arenie globalnej.
Dla radia Deon w Chicago – Bogdan Feręc
Fot. Public domain Zac allan