Rok zwłoki, rok milczenia: Irlandia odkłada prawo o urlopie po poronieniu

Kraj chwali się postępem społecznym i wrażliwością na prawa kobiet, ale trudno uwierzyć, że temat tak delikatny i bolesny jak poronienie wciąż pozostaje poza ramami ustawowego wsparcia. Irlandzki rząd postanowił odroczyć o 12 miesięcy prace nad ustawą, która gwarantowałaby kobietom pięć dni płatnego urlopu po utracie ciąży. To opóźnienie – w świetle liczby poronień, które każdego roku dotykają tysięcy kobiet – wywołało uzasadnione rozczarowanie i sprzeciw.
Senator Sinn Féin Nicole Ryan, która zaproponowała tę ustawę, nie kryje zawodu decyzją rządu. Jej projekt przewidywał nie tylko kilkudniowy urlop dla kobiet, ale także dwa i pół dnia dla partnerów. Ustawa zakładała również utworzenie dobrowolnego, poufnego rejestru dla osób, które doświadczyły poronienia – kroku, który mógłby pomóc w budowaniu bardziej empatycznego i rozumiejącego systemu.
Tymczasem państwo, które potrafi działać szybko w sprawach podatkowych, w kwestii urlopu po poronieniu postanowiło wcisnąć pauzę. „Dwanaście miesięcy to bardzo długi czas, a wiele kobiet poroni w tym czasie. To trudne do zaakceptowania” – mówi senator Ryan.
Poronienie, choć statystycznie częste, wciąż pozostaje tematem tabu w irlandzkich miejscach pracy. Kobiety, które straciły ciążę przed 23. tygodniem, często zderzają się nie tylko z osobistą tragedią, ale także z brakiem zrozumienia ze strony pracodawców. – Niektórzy okazują współczucie. Inni pytają, kiedy wrócisz, jakbyś nie przeżyła właśnie końca świata – relacjonuje Ryan i dodaje: – To nie jest tylko 'spóźniona miesiączka’. To proces żałoby. Kobieta traci nie tylko ciążę – traci wizję przyszłości, którą nosiła w sobie od chwili pozytywnego testu.
Ze słów senator wynika jasno, że opóźnienie ustawy nie jest jedynie problemem legislacyjnym, lecz społecznym i kulturowym. Kobiety w Irlandii nadal obawiają się mówić pracodawcom o poronieniu, bojąc się zwolnienia, przedłużenia okresu próbnego lub innej formy retorsji. Tragedia bywa więc ukrywana pod pozorem zwykłego przeziębienia, a dni wolne – zdobywane są z trudem i wstydem, często bez ujawniania prawdziwej przyczyny.
Doświadczenia senator Ryan z własnej straty ujawniły nie tylko emocjonalne spustoszenie, ale także zdumiewający brak opieki medycznej i informacyjnej. – Powiedziano mi: 'weź ten lek, będzie jak silna miesiączka’. Ale to nie była miesiączka. To była cisza, ból, krew i samotność. A przede wszystkim – kompletna niewiedza o tym, co mnie czeka. Brak edukacji, empatii i jasnych protokołów medycznych pogłębia traumę, z której kobiety często muszą wychodzić same, bez wsparcia instytucjonalnego i bez ram prawnych.
Wiele osób zasiadających w Seanad przyznało, że dopiero własne doświadczenia pozwoliły im zrozumieć, jak poważna jest ta luka w systemie wsparcia. Co więcej, kobiety coraz częściej dzielą się w przestrzeni publicznej bolesnymi historiami – nie po to, by epatować cierpieniem, lecz by uświadamiać. Ta szczerość, choć trudna, pozwala wyciągnąć temat poronienia z cienia – i zamienić go z prywatnej tragedii w element publicznej debaty o prawach pracowniczych, zdrowiu psychicznym oraz ludzkiej godności.
Proponowany urlop nie miałby charakteru terapeutycznego ani leczniczego – to nie pełna rekonwalescencja, lecz gest uznania. Pięć dni. Tylko tyle – i aż tyle – by powiedzieć: twoja strata ma znaczenie. Jesteś więcej niż trybikiem w firmowej machinie. Dziś, bez takiego prawa, kobiety pozostają z bólem i poczuciem niewidzialności.
Rząd tłumaczy opóźnienie potrzebą dalszych analiz i konsultacji.
Senator Nicole Ryan mówi wprost: – Wyrządzamy kobietom krzywdę, nie oferując im nawet najbardziej podstawowego wsparcia, ani informacji.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News
Photo by Ahtziri Lagarde on Unsplash