Prawda? Nie, dziękuję. Polityka w epoce permanentnego kłamstwa

Podobno prawda wyzwala, podobno jest fundamentem demokracji, podobno politycy powinni mówić prawdę, bo podczas przysięgi bajali coś o dobru wspólnym, konstytucji i służbie narodowi. Otóż nie do końca i jeśli naprawdę ktoś wierzy, że współczesny polityk mówi prawdę, to równie dobrze może wierzyć w jednorożce rozdające dotacje unijne pod supermarketem.
Świat polityki działa dziś według jednej prostej zasady: mów cokolwiek, byleby jutro nikt tego nie pamiętał. To nie jest kwestia narodowości, partii ani ideologii. Demokraci, republikanie, konserwatyści, liberałowie, socjaliści i zieloni, oni wszyscy tańczą w tym samym teatrze lalek i potrzebnej na ich użytek iluzji. I tu właśnie może pojawić się zdanie, że scenografia się zmienia, ale trik pozostaje ten sam.
Ameryce ich prezydent obiecał „drastyczne obniżki podatków dla każdego Amerykanina”. Efekt? Tak drastyczny, że budżet federalny wyglądał jak sito po huraganie. Inflacja? „To chwilowe”, mówił. Po chwili dolar taniał szybciej niż jego własna reputacja. W Wielkiej Brytanii tamtejszy premier sprzed lat zapewniał, że Brexit będzie „bez chaosu”. Chaos miał swoją premierę i, niestety, był wysoko płatny dla podatników. Mieszkaniec Pałacu Elizejskiego powtarzał przez całe lata, że reforma emerytur jest „sprawiedliwa dla wszystkich”. Dla kogo? Dla elit, które zyskiwały na reformie, czy dla obywateli, którzy wyłażą na ulice, protestując? Niemcy też nie są ewenementem, więc kanclerz – dla części osób na szczęście były, obiecywał „stabilność i bezpieczeństwo energetyczne”. Dziś niemiecki konsument płaci rachunki, które przypominają raczej składki do niewidzialnego funduszu wojennego.
A w Irlandii było, czy też jest inaczej? Weźmy tylko jeden przykład, bo już czterech szefów rządów mówiło, że tymczasowy podatek USC zostanie zniesiony. I co, został?
Polityk kłamie, gdy mówi o podatkach („obniżymy je!” – po czym podnosi, ale nazywa to „redystrybucją”), więc wciąż aktualne jest powiedzenie, że jak polityk mówi, że nie da – to nie da, ale jak mówi, że da – to mówi. Kłamie, gdy mówi o wojnie („to tylko misja stabilizacyjna”), o gospodarce („wzrost gospodarczy jest wspaniały, jeśli nie liczyć inflacji, bezrobocia i długu”), o klimacie („zielona transformacja to czysty zysk!” – chyba że ktoś policzy rachunki za prąd). W Polsce premier chwali się sukcesami programu mieszkaniowego, a ludzie stoją w kolejkach na wynajem przez lata. Ten lub ów polityk ogłasza inwestycje infrastrukturalne, a mieszkańcy mijają niedokończone drogi, zapomniane mosty i ruiny domów straszące latami.
Najbardziej irytujące jest jednak to, że kłamstwo polityczne nie jest już nawet eleganckie. Kiedyś Churchill czy De Gaulle potrafili ubrać półprawdy w patetyczne frazy, które pachniały historią. Dziś polityk kłamie wprost, jak uczeń przyłapany na ściąganiu: z głupawym uśmieszkiem, a potem z przekonaniem, że i tak nikt nie zwróci uwagi. A jeśli ktoś zwróci? Od czego są kontrolowane media i eksperci „objaśniający”, że czarne jest odcieniem białego.
Weźmy sobie na tapet taki klimat. Politycy chwalą się ambitnymi celami klimatycznymi, a chwilę później podpisują kontrakty na węgiel lub gaz. Mówią, że ochrona środowiska jest priorytetem, a finansują kopalnie, które w teorii powinny należeć już do historii. To jak obiecać dziecku cukierka i zamiast niego podać marchewkę w złotym papierku – wygląda efektownie, ale smakuje inaczej.
Pandemia ujawniła prawdziwe oblicze permanentnego kłamstwa. Politycy mówili: „Maseczki są obowiązkowe dla waszego bezpieczeństwa”. Kiedy trzeba było tłumaczyć własne niekonsekwencje? „Eksperci się mylili”. Szczepionki? „Dla dobra ludzkości”. A jeśli ludzkość pyta o skutki uboczne? „To wyjątkowe przypadki, których nie należy brać pod uwagę”. Mówiliśmy prawdę? Nie, dziękuję. Była to starannie opakowana półprawda w marketingowym papierku, a papier szybko wylądował w koszu.
Gospodarka to kolejny poligon permanentnego mijania się z prawdą. Polityk ogłasza wzrost PKB, a inflacja pożera pensje obywateli. Mówi o programach społecznych, ale dotacje trafiają głównie do firm powiązanych z rządzącymi. Programy „wsparcia dla młodych” czy „dopłaty do mieszkań” brzmią świetnie w telewizji, a w praktyce młodzi emigrują, bo nie mogą założyć bez własnego kąta rodziny.
Równie absurdalne jest kłamstwo w polityce międzynarodowej. „Sojusze gwarantują pokój” – mówi polityk, „a świat płonie” wokół, państwa stosują selektywne sankcje i własne interesy maskują pod sztandarem „globalnego bezpieczeństwa”. Ukraina, Syria, Bliski Wschód, Ormuz – wszystko jest pięknie opakowane w dyplomatyczną retorykę, podczas gdy prawda jest brutalna i niewygodna.
Największe mistrzostwo świata w permanentnym kłamstwie osiągnęli politycy Unii Europejskiej. „Demokracja, prawa człowieka, wolność słowa” – brzmi jak hymn, ale w praktyce unijni urzędnicy potrafią wprowadzić przepisy, które zamieniają platformy internetowe w cenzorskie narzędzia. Digital Services Act, Digital Markets Act, kodeks dezinformacyjny – wszystkie brzmią mądrze, a tak naprawdę ograniczają krytykę, debatę i zwykłą wolność wypowiedzi.
I tak dochodzimy do sedna: politycy kłamią, bo im na to pozwalamy. My – wyborcy – jesteśmy uzależnieni od ich kłamstw, jak dzieci od bajek na dobranoc. Polityk, który mówi prawdę, nie ma szans na wygraną, bo prawda boli. Kłamstwo natomiast gładzi po ramieniu, daje nadzieję, a przede wszystkim – daje rozrywkę. Żyjemy w epoce permanentnego kłamstwa, gdzie polityka stała się stand-upem na temat rzeczywistości, a prawda – zbyt niebezpiecznym rekwizytem, by ktoś się odważył ją wprowadzić na scenę. Współcześnie, a nie tylko w polityce, prawda nie jest już narzędziem, lecz komfortem, na który nikt nie może sobie pozwolić.
Kiedyś mawiano: „Polityka to sztuka możliwego”. Dziś właściwsze byłoby: „Polityka to sztuka kłamstwa, w które da się uwierzyć przynajmniej przez jeden cykl wiadomości”. Prawda? Nie, dziękuję. W polityce obowiązuje zasada, że kto mówi prawdę, ten już przegrał. Bo w świecie polityki nie liczy się moralność ani logika. Liczy się umiejętność sprzedania iluzji, natomiast iluzja, jak wiemy, zawsze jest tańsza niż prawda – i niestety, dla polityków, znacznie bardziej opłacalna.
Bogdan Feręc
Photo by Phil Botha on Unsplash