Na benzynie i nerwach: Jak niestabilne ceny paliw wpływają na kierowców?

W Irlandii nie tylko deszcz jest nieprzewidywalny, bo teraz także ceny na stacjach benzynowych, które przypominają teraz emocje z gry w rosyjską ruletkę. Kierowcy, którzy regularnie dojeżdżają do pracy, transportują towary lub jeżdżą poza miasto, odczuwają na własnej skórze presję finansową wynikającą z rosnących cen benzyny i oleju napędowego.
Choć zmiany miesięczne są raczej niewielkie, zaledwie kilka centów, to jednak dla wielu osób stanowią realne obciążenie. Zwłaszcza w czasach, gdy koszty życia i inflacja i tak nie dają oddechu. Po krótkim okresie stabilizacji w maju, kiedy cena benzyny spadła do 1,76 euro za litr (czyli o 4 centy), a oleju napędowego do 1,68 euro (spadek o aż 9 centów), ceny znów ruszyły w górę. Obecnie benzyna kosztuje średnio 1,77 euro, a olej napędowy 1,69 euro, a to wzrost o 1 cent w porównaniu do maja.
To może wydawać się niewiele, ale dla kierowców pokonujących setki kilometrów tygodniowo, różnica szybko się sumuje. Co gorsze, ten wzrost ma swoje korzenie w czynnikach globalnych, które są całkowicie poza kontrolą lokalnych sprzedawców paliw.
Główne powody niestabilności? To mieszanka międzynarodowej geopolityki, irlandzkiego systemu podatkowego oraz sezonowego wzrostu ruchu drogowego latem. Ceny ropy Brent, które są głównym punktem odniesienia dla światowych cen paliw, były ostatnio bardziej kapryśne niż pogoda w dublińskim porcie. W czerwcu, na skutek eskalacji napięć między Izraelem a Iranem, cena baryłki wzrosła do pięciomiesięcznego szczytu 81,40 USD, zanim zawieszenie broni zapowiedziane przez Donalda Trumpa ponownie ją obniżyło.
Problem w tym, że wahania cen ropy naftowej docierają do kierowców z opóźnieniem około dwóch tygodni. Co oznacza, że każdy wzrost czy spadek na rynku globalnym odbija się na dystrybutorach dopiero później, często zupełnie nieoczekiwanie.
Nie wszystko jednak zależy od ropy, ponieważ w Irlandii kierowcy płacą najwyższe podatki paliwowe w całej Unii Europejskiej. Z każdej złotówki (czy raczej euro) wydanej na litr benzyny, ponad jedno euro trafia do budżetu państwa – dzięki podatkom akcyzowym, podatkom węglowym i VAT-owi. „Podatki są jedynym aspektem, na który możemy mieć wpływ” – mówi Kevin McPartlan – dyrektor generalny organizacji branżowej Fuels for Ireland i dodaje ostrzegawczo: „Może to być korzystne z punktu widzenia wpływów, ale bardzo regresywne społecznie”.
Jedyną dobrą wiadomością jest fakt, że ceny ładowania pojazdów elektrycznych pozostają stabilne. Choć produkcja energii elektrycznej w Irlandii również w dużej mierze opiera się na gazie i ropie, to rynek EV nie odczuwa jeszcze tych samych wahań co tradycyjne paliwa. Dla wielu kierowców może to być pierwszy poważny powód, by rozważyć przejście na prąd.
Rynek paliw stał się dziś równie trudny do przewidzenia jak zachowanie irlandzkiego parlamentu, a inwestorzy reagują nie tylko na fakty, ale też na ryzyko, dlatego nawet przy braku rzeczywistego zagrożenia dostaw, ceny mogą skoczyć w górę. „Sugerowanie, co wydarzy się za kilka tygodni na naprawdę dynamicznym rynku, byłoby skrajną głupotą” – przyznaje McPartlan. Dlatego wiele zależy od tego, czy zawieszenie broni w regionie Persji się utrzyma, czy nie dojdzie do kolejnych zakłóceń w dostawach ropy, a także, jakie decyzje podejmie rząd w Dublinie.
Organizacja Fuels for Ireland wezwała rząd do powołania grupy ekspertów, która przeanalizuje aktualny system opodatkowania paliw. W skład tej grupy mogłyby wejść przedstawiciele branży, środowiska, ekonomiści, grupy konsumentów i osoby z obszarów wiejskich. Celem miałoby być opracowanie modelu, który byłby sprawiedliwy zarówno dla kierowców, jak i dla budżetu państwa. Minister finansów Paschal Donohoe zgodził się spotkać z organizacją, choć na razie nie ustalono daty.
*
Kierowcy w Irlandii żyją dziś w świecie pełnym niepewności: z jednej strony geopolityczne burze, z drugiej wysokie podatki, a z trzeciej brak alternatyw dla milionów osób, które nadal zależą od silników spalinowych. Bez konkretnych działań rządu i przeglądu systemu podatkowego, kierowcy będą nadal musieli liczyć centy przy każdym tankowaniu. A to nie jest żadna podróż przyjemności – to codzienna walka z portfelem i nerwami.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo by Marek Studzinski on Unsplash