Martin broni się jeszcze
Micheál Martin jeszcze stoi, jeszcze odpowiada oświadczeniami, jeszcze prostuje, jeszcze podkreśla, że „nie widział raportu”, ale nad jego głową zbierają się coraz ciemniejsze chmury i nawet w Fianna Fáil słychać już pomruki burzy, a nie tylko zwyczajowe partyjne pomruki niezadowolenia.
Lider Fianna Fáil ostro skrytykował medialne doniesienia dotyczące analizy nieudanej kampanii prezydenckiej swojej partii. Raportu, który formalnie wciąż nie został mu przedstawiony, choć krąży w strzępach, przeciekach i półsłówkach po korytarzach władzy. Martin zaznaczył, że chce „absolutnie jasno” powiedzieć jedno: dokumentu jeszcze nie otrzymał.
Według niego komentarze z ostatnich dni były „wybiórcze i niedokładne”, a część weekendowych publikacji miała opierać się na fałszywych twierdzeniach. Zapewnił, że gdy tylko raport trafi na jego biurko, zostanie przekazany członkom partii, a następnie zwołane zostanie posiedzenie parlamentarnej grupy Fianna Fáil w celu jego omówienia, wraz z wnioskami i rekomendacjami na przyszłość.
Tyle wersja oficjalna. Problem w tym, że wewnątrz partii cierpliwość wyraźnie się kończy.
Dość otwarcie mówią o tym partyjni weterani: Willie O’Dea, Seán Ó Fearghaíl oraz Pat „the Cope” Gallagher. Ich przekaz jest chłodny, rzeczowy i bardzo znaczący, bo członkowie partii, szczególnie parlamentarzyści, „zasługują na przejrzystość i szacunek”. Potrzebują czasu, by zapoznać się z całością raportu, przemyśleć jego wnioski i odbyć „szczerą i rzeczową dyskusję” na specjalnym posiedzeniu.
W języku polityki oznacza to, że nie mamy do czynienia z szeptem z tylnego rzędu, a publicznym domaganiem się rozliczenia.
Raport ma odpowiedzieć na kluczowe pytanie, jak doszło do wyboru Jima Gavina na kandydata Fianna Fáil w wyborach prezydenckich i na jakich podstawach oparto tę decyzję. Zdaniem posła O’Dea dokument powinien zostać opublikowany w całości, bo krążące plotki „odciągają uwagę partii i rządu od realnych problemów kraju”.
Presja czasu też nie jest przypadkowa. Starsi działacze chcą publikacji raportu jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, by sprawa nie ciągnęła się przez okres świąteczno-noworoczny. Państwo, jak podkreślają, nie może pozwolić sobie na rząd sparaliżowany wewnętrzną wojną nerwów. Martin sam wcześniej zapowiadał, że raport ujrzy światło dzienne przed świętami. Co istotne, komitet nadzorujący przegląd ma się zebrać w najbliższym czasie, by dopiąć formalności, ale im bliżej publikacji, tym głośniej mówi się o przeciekach, które, jak przyznają sami partyjni liderzy, „poważnie szkodzą reputacji Fianna Fáil”.
Padają mocne słowa o braku szczerości, podważonym zaufaniu, niedopuszczalnych praktykach i, co najgroźniejsze, sugestia, że ten sam brak transparentności doprowadził do obecnej katastrofy wyborczej. Na domiar symboliki wszystko dzieje się w roku stulecia Fianna Fáil. Partii, która chce wchodzić w „drugi wiek służby narodowi irlandzkiemu”. Problem polega na tym, że zanim ruszy naprzód, musi spojrzeć w lustro. Bez retuszu, bez przecieków, bez zamiatania spraw pod dywan.
Micheál Martin jeszcze się broni. Jeszcze kontroluje przekaz. Jeszcze mówi o procedurach i terminach, ale w polityce obowiązuje stara zasada, gdy własna partia zaczyna mówić o „odpowiedzialności”, to nie jest już tylko kwestia raportu. To zapowiedź rozliczenia, a może nawet zmiany wodza.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Fot. X – Micheal Martin TD


