Ludzie pytają, ile jeszcze pieniędzy rząd wyśle na Ukrainę, zanim pomoże własnym obywatelom
Irlandia gotuje się pod powierzchnią i gniew, który przez ostatnie lata narastał powoli jak ciśnienie w źle konserwowanej kotłowni, dziś uderza jak wściekły wiatr znad Atlantyku. W mediach społecznościowych, w pubach, w kolejkach do lekarzy i na zatłoczonych rynkach wynajmu powtarza się jedno pytanie: dlaczego rząd bez mrugnięcia okiem wysyła kolejne miliony euro na Ukrainę, podczas gdy w całym kraju ponad 16 tysięcy ludzi nie ma gdzie mieszkać?
Premier Micheál Martin ogłosił nową transzę – 125 milionów euro z kieszeni irlandzkich podatników, a to kolejne cegły dokładane do finansowego muru, który oddziela obywateli i rezydentów od tego państwa. Jakby 500 milionów przelanych na wschód od 2022 roku nie było wystarczającym obciążeniem w kraju, gdzie rachunki za energię dosłownie przyprawiają o palpitacje, a kryzys mieszkaniowy dawno przekroczył punkt krytyczny.
Władza powtarza, że to „moralny obowiązek”. Tymczasem obywatele widzą coś innego, widzą ludzi śpiących w samochodach, rodziny zapakowane do hoteli, samotnych seniorów odcinających ogrzewanie, by zmieścić się w budżecie. Niektórzy mówią już otwarcie w mediach społecznościowych, że prawdziwa moralność nie zaczyna się od przelewów za granicę, lecz od troski o własny dom.
Tymczasem irlandzka polityka otwartych drzwi generuje coraz większe napięcia i ponad 80 tysięcy ukraińskich uchodźców nadal korzysta z państwowych usług – od zakwaterowania po świadczenia socjalne.
Rząd stara się pudrować problemy, skracając pobyt uchodźców w hotelach czy zachęcając prywatnych gospodarzy stawką 600 euro miesięcznie, ale nawet oni zaczynają jednak mówić „dość”, bo presja finansowa i organizacyjna stała się nie do udźwignięcia.
To wszystko odbywa się w cieniu zakończonej wizyty Wołodymyra Zełenskiego. Uśmiechy, deklaracje współpracy, oklaski w Dáil Éireann – polityczny teatr, do którego rząd podchodzi z entuzjazmem nastolatka na festiwalu. W tym samym czasie zwykli ludzie robią swoje obliczenia, bo to oni finalnie pokrywają koszty tej dyplomatycznej szczodrości.
Trzeba to powiedzieć wprost: rząd nie ma prawa ignorować gniewu społeczeństwa. Gniewu ludzi, którzy widzą 125 milionów euro kolejny raz odlatujące w kierunku Kijowa, podczas gdy ich własny kraj wygląda jak pole bitwy: mieszkaniowy chaos, astronomiczne ceny energii, brak lekarzy, brak bezpieczeństwa socjalnego. Tak się po prostu nie buduje zaufania obywateli do państwa.
Irlandia była narodem solidarności, była krajem, który pomagał innym, bo wiedział, jak wygląda bieda, emigracja i krzywda, ale solidarność nie polega na osłabianiu własnego fundamentu. Jeśli ponad 16 tysięcy ludzi żyje w bezdomności, to państwo ma obowiązek najpierw zatroszczyć się o nich. To nie jest narodowy egoizm. To zdrowy rozsądek.
Gdy Zełenski leci dalej po europejskich stolicach, w Irlandii zostają rachunki – rachunki do zapłacenia i rachunki moralne, a coraz więcej osób pyta głośno: skoro rząd potrafi znaleźć 125 milionów na wsparcie dla państwa oddalonego o dwa tysiące kilometrów, to czemu nie potrafi znaleźć choćby ułamka tej kwoty, by zdjąć z ulic bezdomnych?
W pewnym momencie każda rachuba dochodzi do ściany i mieszkańcy Irlandii czują, że właśnie się o nią obijają. Gniew rośnie, bo władza zapomniała, że lojalność musi działać w obie strony.
Bogdan Feręc
Źr. The Liberal
Fot. X – Micheal Martin TD


