Kasa płynie szerokim strumieniem, ale tylko do Skarbu Państwa. Obywatel? Niech dalej zaciska pasa

Gospodarstwa domowe zmagają się z rekordowymi kosztami życia, czynsze są horrendalnie wysokie, system ochrony zdrowia pęka w szwach, a kryzys mieszkaniowy zdaje się nie mieć końca, ale jest w Irlandii jedna instytucja, która ma się lepiej niż kiedykolwiek. Skarb Państwa. Według najnowszych danych Departamentu Finansów dochody z podatków nadal rosną, a państwowe konto bankowe puchnie jak dawno niewidziany bożonarodzeniowy indyk.
Minister finansów Paschal Donohoe prezentując tzw. białą księgę, nie krył zadowolenia, ponieważ w przyszłym roku rząd spodziewa się zebrać dodatkowe 2 miliardy euro z tytułu podatku od osób prawnych. Co więcej, długoterminowe prognozy wskazują, że w 2026 roku wpływy z samego podatku dochodowego od firm mają wynieść aż 34 miliardy euro, czyli o 2 miliardy więcej niż zakładano na ten rok.
Innymi słowy: nawet jeśli cała reszta gospodarki będzie kręcić się w miejscu, „fiskalna drukarka” w Dublinie ma dalej rytmicznie wypluwać banknoty.
Jednocześnie jednak Paschal Donohoe mając w ręku najlepsze od lat karty przed nadchodzącym budżetem, nie zamierza… obniżać podatku dochodowego dla obywateli. Krótko mówiąc – państwo nadal będzie inkasować rekordowe pieniądze, ale niekoniecznie zamierza się nimi dzielić. Oficjalne uzasadnienie to ostrożność fiskalna, stabilność, zrównoważony rozwój, budowanie odporności na przyszłe szoki gospodarcze. Tym samym rząd sugeruje – obywatelu, zrozum, że twoje pieniądze są potrzebne państwu bardziej niż tobie.
Wychodzi też na to, że klasyczna irlandzka logika budżetowa: „Nie martw się, inwestujemy w przyszłość. Tylko że to wciąż twoje pieniądze”, o których nie do końca wiadomo, kiedy ponownie się pojawią.
Najciekawsze w całej sytuacji jest jednak to, że przy tak spektakularnych dochodach państwa trudno wskazać dziedziny, w których obywatele realnie odczuwają tę obfitość. Kolejki do lekarzy się nie skróciły. Czynsze nie spadły. Transport publiczny nie stał się tańszy i nie jeździ regularniej, a rachunki za prąd czy ogrzewanie – nie są niższe. Rosną jednak dochody państwa, ale poziom życia obywateli – niekoniecznie. Wniosek nasuwa się sam: rząd nie ma problemu z pozyskiwaniem pieniędzy. Ma problem z tym, by je „uczciwie” oddawać społeczeństwu w postaci odczuwalnych usług publicznych lub ulg podatkowych.
Paschal Donohoe przedstawia sytuację jako sukces i rzeczywiście, z punktu widzenia Departamentu Finansów to prawdziwa żyła złota, ale z perspektywy podatnika brzmi to raczej jak zapowiedź kontynuacji polityki „płać więcej – dostanie tyle samo albo mniej”. Jeśli wpływy z podatków są rekordowe, a obciążenia mieszkańców nie maleją, to być może mamy do czynienia nie z odpowiedzialnym zarządzaniem finansami publicznymi, lecz z systemowym uzależnieniem rządu i od ciągłego drenowania portfeli obywateli oraz firm?
Irlandzcy podatnicy siedzą jednak cicho i nawet nie przyjdzie im do głowy, aby zadawać rządowi pytania, by ten odkrył wszystkie karty, a nie wciąż mówił tylko, że jest źle, choć wpływy są wyższe.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Zlaťáky.cz on Unsplash