Jak podaje Agencja TASS – czyli bluza, która zdradziła wszystko

Są w życiu dziennikarza chwile wielkie i podniosłe: pierwszy wywiad z prezydentem, pierwsze pytanie zadane premierowi, no i – oczywiście – moment, w którym rosyjski minister spraw zagranicznych pojawia się w hotelowym lobby w białej bluzie z napisem CCCP, jakby właśnie skończył trening z drużyną piłkarzy Dynamo Mińsk.
Scena niby zwyczajna: samochód, drzwi, Ławrow wysiada, idzie, nie przewraca się – tragedii nie ma. Ale nagle, niczym w thrillerze Hitchcocka, kamera zachodnich mediów robi zoom… i pojawia się ona: bluza, która mówi o człowieku, a może o narodzie i jego sposobie myślenia wszystko.
Nie była to bluza „za siedem koła”, którą lansuje Fagata, ani wystrzałowa stylizacja z „Pudelka”, ale Ławrow zaskoczył stylizacją. Eksperci modowi mogliby uznać, że to totalny vibe Bloku Wschodniego. Była to bluza z przesłaniem ideologicznym – coś pomiędzy manifestem politycznym a pamiątką z kolonii w Soczi.
Na pierwszy rzut oka napis „CCC”. Można by pomyśleć: „Coś Ciekawego Czeka”? Albo „Cebula Cebula Cebula”? Ale ‒ uwaga ‒ czwarta litera ukryta pod kamizelką zmienia w tej stylizacji wiele. Nie była okrągła. Nie była też uśmiechniętą emotką. Była za to prostą linią i kto choć raz w życiu otworzył elementarz języka rosyjskiego, wie, że to ostatnie „P” wraz z trzema rosyjskimi literami „C” oznacza jedno – skrót Союз Советских Социалистических Республик, czyli Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Tak, tego Związku, który – według podręczników – podobno upadł.

Tymczasem bluza Ławrowa dyskretnie szeptała: „My nadal tu jesteśmy”.
Nie powiem – jako wychowanek ustroju, który kazał nam zapoznawać się z egzemplarzami miesięcznika „Весёлые картинки” (Wiesiołyje kartinki) i wlepiać do zeszytów naklejki z Gagarinem, poczułem umiarkowaną nostalgię. W myślach odżył zapach octu i smak oranżady w proszku. Jednak tu chodzi o coś więcej niż sentyment – to przecież czysta deklaracja polityczna! Bluza-ultimatum. Bluza-dyplomata.
I tutaj dochodzimy do właściwej puenty. Zdarza mi się w radiu – czy to Wnet, czy Deon w Chicago – powiedzieć „Związek Radziecki” zamiast „Federacja Rosyjska”. I zaraz pojawiają się oburzeni słuchacze: „Proszę pana! Ten Związek dawno się rozpadł!”. A ja wtedy muszę im cierpliwie tłumaczyć, że owszem, na mapach go nie ma, ale bluza Siergieja Ławrowa nie kłamie.
Jeśli minister spraw zagranicznych państwa, które teoretycznie nazywa się Federacją Rosyjską, chodzi dumnie w odzieży z napisem CCCP, to jakim cudem ja miałbym czuć się zobowiązany do używania słowa „Federacja”? To byłoby wręcz sprzeczne z logiką i podstawowym kanonem mody geopolitycznej!
Co więcej – kiedy ktoś zarzuci mi po audycji, że „Związek Radziecki nie istnieje”, teraz już mogę spokojnie wyjąć zdjęcie z 15 sierpnia 2025 roku i powiedzieć: „A to co? Pamiątka z wyprzedaży w Moskwie?”
Bluza Ławrowa pokazuje zatem prostą prawdę: Związek Radziecki może i zrezygnował z centralnego planowania, ale nie z garderoby. Być może w Moskwie trwa renesans radzieckiego streetwearu. Za chwilę zobaczymy Putina w dresie z sierpem i młotem, Gierasimowa w czapce-uszance z liternictwem w stylu Bauhausu, a na TikToku wybuchnie moda na #RetroCCCPChallenge.
Dlatego drodzy słuchacze, drodzy obywatele tzw. wolnego świata: nie wierzcie w to, że Związek Radziecki przeminął. On po prostu przeszedł jak choroba, w stan utajenia.
A wszystko zaczęło się od niewinnej białej bluzy. 😉
Bogdan Feręc
Fot. TASS / Public domain Supreme Dragon