Gaz śmiechu, skutki śmiertelne. Podtlenek azotu wymyka się spod kontroli i zatruwa Irlandię
Zaczyna się niewinnie, balon, śmiech, kilka sekund odrealnienia, a kończy się na oddziale ratunkowym, na wózku inwalidzkim albo na cmentarzu. Irlandia ma coraz większy problem z podtlenkiem azotu, czyli tzw. gazem rozweselającym, który z legalnego produktu medycznego i gastronomicznego stał się tanim, łatwo dostępnym narkotykiem, rozprowadzanym przez zorganizowane grupy przestępcze, a masowo używanym przez młodzież.
Urzędnicy Urzędu Skarbowego i Celnego nie mają wątpliwości, skala zjawiska rośnie gwałtownie i co tydzień w irlandzkich portach, głównie w Dublinie i Rosslare konfiskuje się ponad tysiąc dużych kanistrów z podtlenkiem azotu. Nie są to już drobne, kilkunastogramowe naboje znane z kuchni i cukierni, lecz przemysłowe pojemniki o pojemności ponad 600 gramów, które, jak przyznają służby, nie mają żadnego „uzasadnionego zastosowania”. Thomas Talbot – szef wydziału dochodzeniowego Służby Celnej mówi wprost: to biznes zorganizowanej przestępczości. Gaz trafia do Irlandii hurtowo, jest dystrybuowany w całym kraju i generuje zyski kosztem zdrowia publicznego. Samo niszczenie skonfiskowanych kanistrów kosztowało państwo 1,6 mln euro w ostatnich latach i to tylko za połowę przejętej ilości. Reszta krążyła lub krąży po ulicach.
Równolegle na alarm bije służba zdrowia. Neurolodzy obserwują zjawisko, które jeszcze kilka lat temu było marginalne. Dr Hugh Kearney ze szpitala St. James’s w Dublinie mówi o wyraźnym wzroście liczby pacjentów trafiających na SOR z powodu nadużywania podtlenku azotu. Co tydzień zajmuje się dwoma–trzema przypadkami neurotoksyczności – od mrowienia palców po całkowity paraliż.
Mechanizm działania jest brutalnie prosty. Podtlenek azotu blokuje witaminę B12, kluczową dla produkcji mieliny i osłony nerwów. Bez niej układ nerwowy dosłownie się odsłania i ulega uszkodzeniu. Skutki bywają trwałe. Pacjent może stracić zdolność poruszania się, orientacji własnego ciała w przestrzeni, samodzielnego funkcjonowania. To nie jest zła decyzja, a neurologiczna ruina.
Co gorsza, skala problemu jest słabo udokumentowana, bo Narodowe Centrum Badania Narkotyków i Alkoholu nie zbiera danych dotyczących podtlenku azotu, więc ta luka statystyczna zakrywa realny kryzys. Pracownicy młodzieżowi mówią jednak jasno, że gaz jest dziś głęboko zakorzeniony w kulturze nastolatków. Jest tańszy niż alkohol, łatwiejszy do zdobycia i w powszechnym przekonaniu „bezpieczny”.
Instagram i WhatsApp stały się nieformalnymi kanałami handlu. Użytkownicy mają po 14–17 lat, czasem mniej. Gaz pojawia się na imprezach, parkingach i w parkach, a puste kanistry walają się po osiedlach, polach i terenach rekreacyjnych. Dla wielu młodych ludzi to po prostu „alternatywa” i sposób na relaks w świecie, w którym wszystko inne drożeje. Media społecznościowe dolewają oliwy do ognia i jak podkreśla dr Kearney, krąży tam dezinformacja, według której „większa dawka uodparnia”. To kompletna bzdura! To nie infekcja, tylko proces biochemiczny, bo gdy zapasy witaminy B12 się wyczerpią, uszkodzenie następuje niezależnie od tego, czy było to raz, czy sto razy.
Do tego dochodzi kwestia bezpieczeństwa na drogach. W całej Europie podtlenek azotu powiązano z tysiącami kolizji. Holandia wprowadziła ogólnokrajowy zakaz po fali wypadków. We Francji niedawno troje nastolatków utonęło po tym, jak samochód wpadł do basenu, a w środku znaleziono balony i kanistry po podtlenku azotu. W Irlandii takich danych się nie zbiera, a Garda nie testuje kierowców pod kątem obecności podtlenku azotu. Prawo po prostu za nim nie nadąża.
Symbolem tej bezradności jest śmierć 23-letniego Dylana Killalee-Mahera potrąconego w 2023 roku przez samochód pędzący dwukrotnie szybciej niż dozwolona prędkość. W pojeździe znaleziono balony i puste pojemniki z po tym gazie. Nie udowodniono, że kierowca go używał, ale dla matki Dylana sprawa jest jasna, jej syn padł ofiarą świata, w którym ten gaz krąży bez realnych barier i konsekwencji.
Podtlenek azotu nie jest objęty ustawą o nadużywaniu narkotyków. Można go kupić legalnie „do celów gastronomicznych”. W praktyce to furtka, przez którą wchodzi ogólnokrajowy problem, więc mamy do czynienia z sytuacją, w której substancja powodująca porównywalne szkody neurologiczne jak alkohol funkcjonuje niemal poza systemem kontroli.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Fot. CC BY-SA 4.0 Matankic


