Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego: Dlaczego państwo nie dopłaca do mojej produkcji?

Wesprzyj naszą pracę na Go Fund Me. Dziękujemy!

Gdybym używał do produkcji tylko polskich komponentów, nie przeżyłbym. Ponieważ kupuję też chińskie, mogę utrzymać się na rynku. Zatrudniam ludzi, sprzedaję/eksportuję, zarabiam i płacę podatki – to ja utrzymuję państwo polskie!

Tytułowe pytanie przyszło do mojej głowy producenta od strony „rolniczych” protestów. Postanowiłem sobie i Wam na nie odpowiedzieć.

Jestem producentem od wielu lat. Właściwie na potrzeby tego tekstu powinienem się nazywać krawcem, skoro producenci zbóż nazywają siebie rolnikami. Wcześniej byłem handlarzem. Trzykrotnie plajtowałem. Raz jedyny pomogło mi państwo polskie. Zaległy ZUS w wysokości 75 000 złotych, mogłem spłacać ratalnie przez 3 lata. Dzięki obniżonym o połowę odsetkom wpłaciłem tylko 135 000 złotych. Dziękuję, Polsko!😊

Nikt nigdy nie chciał mi dopłacać do produkcji, ani nawet nie zapytał o jej opłacalność. Największą świętością był/jest ZUS i Urząd Skarbowy, a nie moje zyski. Najpierw, po roku 2000 kupowałem do produkcji tkaniny polskich producentów. Po wstąpieniu do Unii Europejskiej w roku 2004 i zalewie polskiego rynku przez import z Chin, upadł polski przemysł lekki. Tkaniny z Chin były o połowę tańsze od polskich.

Współczułem polskim producentom tkanin i kupowałem chińskie. Nie dlatego, że nie jestem patriotą? Gdybym szył z polskich, dwukrotnie droższych tkanin, nikt by moich wyrobów nie kupił. Byłyby za drogie. Granice Polski zostały otwarte na oścież również na wyroby z mojego segmentu rynku. 

I wtedy do gry rynkowej przystąpiło państwo polskie. Zamiast zreformować jego strukturę po upadku komunizmu – zmienić system zarządzania państwem – politycy postkomunistyczni i patrioci postanowili się na nim uwłaszczyć. Zaczęła się rozbudowa systemu polityczno-urzędniczego, a wkrótce też polityczno-biznesowego, ze 110 000 urzędników w roku 1991 i garstki polityków do obecnego, 1,5 miliona osób tworzących czapę nowego państwa. Kosztuje on nas ok. 300 mld złotych rocznie.

Naszego biednego państwa nie stać było na takie luksusy. Dla polityków, odgórnie ustanowionych przez generała Kiszczaka, nie był to problem? Zaczęli nas zadłużyć na swoje próżniacze życie. W ten sposób Polska została wydana w łapy międzynarodowych spekulantów finansowych. W wyniku zalania Polski dolarami i euro nasza waluta zaczęła się umacniać. 

W roku 2001 1 USD kosztował 4,80 PLN, a w roku 2008 1 USD kosztował tylko 2,00 PLN. Import potaniał w stosunku do mojej, krajowej produkcji, prawie dwuipółkrotnie. Kupilibyście coś za 4,80, jak mogliście za 2 złote? 

Tylko dzięki uporowi, modlitwie i pomocy bożej przetrwałem, zamiast umrzeć z długami. Teraz nawet eksportuję część produkcji do sojuszniczej Wspaniałej Brytanii. Stało się to dzięki zerwaniu łańcuchów dostaw w czasie pandemii. Kupiec angielski postanowił znaleźć odbiorcę w Europie. Padło na Polskę i na mnie. Wcześniej kupował w Chinach, zatem zaproponował chińską cenę. A ja zacząłem ją obracać, oglądać i wyszło mi, że się zmieszczę z zyskiem (oczywiście, że się targowałem), o ile kupię jeden stalowy komponent dwa razy taniej niż produkowany w Polsce. Sprowadzam go z Chin, statkiem, pociągiem, albo samolotem. Nawet samolotem kosztuje mnie 2 razy taniej niż produkt polski. Jest też lepszej jakości. 

Pojawiła się ostatnio nadzieja, że kupię ten półprodukt na Ukrainie, w cenie zbliżonej do chińskiej. Niestety będzie to możliwe dopiero po wojnie, bo fabryka produkuje dla wojska. Ani chwili nie będę się wahał, gdy to już będzie możliwe, bo jestem prawdziwym producentem i przedsiębiorcą. Bo tak postępuje prawdziwy producent i przedsiębiorca. 

Tak postępuje również producent paszy, drobiu, wieprzowiny, wyrobów przetworzonych. Jeżeli będzie chciał produkować z najdroższego surowca, to nie utrzyma się na rynku. Im tańsze mamy surowce i półprodukty do naszej produkcji, tym lepszą możemy zaproponować cenę. Tym większy jest nasz wolumen sprzedaży i zysk. Dzięki niemu możemy rozwijać nasze firmy, zatrudniać pracowników – wydawać pieniądze, które pomnażają bogactwo nas wszystkich. 

Polscy producenci zbóż odgrywają teraz rolę rolników-patriotów („żywią i bronią”). Przyjmujemy tę starą kalkę jak rzeczywistość, a ta wygląda zgoła inaczej. Małe gospodarstwa wiejskie już prawie nie istnieją. Ich właściciele, żeby przeżyć wyjeżdżają na roboty sezonowe. Najczęściej do Niemiec. Wcześniej, gdy zamordystyczne przepisy Unii Europejskiej wykańczały drobnych rolników i uniemożliwiały hodowlę w małych gospodarstwach, nie słyszałem protestu producentów zbóż. 

Nie zrozumcie mnie źle. Unia Europejska działa ideologicznie bardzo rozważnie. Niszczy najpierw najsłabszych, a potem posuwa się dalej. Teraz przyszła kolej na trochę większych, na producentów zbóż. Jeżeli jednak rząd przyjmie ich postulaty dotyczące embarga na surowce potrzebne do produkcji zwierzęcej i przetwórstwa spożywczego, to doprowadzi do zniszczenia tej produkcji w Polsce. A my będziemy kupować w niemieckim Lidlu, portugalskiej Biedronce, a nawet w polskim Dino produkty z importu, ciesząc się, że nie są z Ukrainy. 

Jak podał Bartosz Jasiński parę dni temu, polski przemysł rolno-spożywczy wyeksportował towarów za prawie 52 mld euro (240 mld zł). Poza tytoniem, 90% wartości stanowiła produkcja przetworzona. Zboża nie stanowiły nawet 5% i nie wygląda na to, żeby były sprzedane z zyskiem.

To co? Zniszczymy teraz ten dochodowy dział polskiej gospodarki, żeby spełnić oczekiwania hałaśliwej i dobrze zorganizowanej grupy obrony interesu własnego? 

Z podatków od dochodów polskich przedsiębiorców, również przetwórstwa spożywczego, powinna być budowana od podstaw potęga naszego państwa. Tak zbudowane państwo nie musi się finansować zewnętrznymi pożyczkami. Nie musi przecież utrzymywać 1,5 milionowej warstwy urzędniczej i wydawać na nią 300 mld rocznie. Musi być jednak zupełnie inaczej zarządzane. W sposób wymuszający uczciwość i oszczędność na każdym jego szczeblu.

Czy takie państwo, czy takie polskie państwo jest możliwe i kto powinien je zbudować napiszę następnym razem. 

Jan Azja Kowalski

Zdjęcie ThisIsEngineering

Wesprzyj naszą pracę na Go Fund Me. Dziękujemy!
© POLSKA-IE: MATERIAŁ CHRONIONY PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Ryanair tnie siatkę
Ile wart jest park h

Irlandzka trasa koncertowa Dory Goli: Galway - 13 kwietnia, Clare - 27 kwietnia, Wicklow - 18 maja, Limerick - 31 maja.

Bilety są już dostępne na stronach internetowych Monroe's Galway, Port Duggans, The Whale Theatre, Upstairs at Dolan's i przy wejściach. Zapraszamy!!!

Irlandzka trasa koncertowa Dory Goli: Galway - 13 kwietnia, Clare - 27 kwietnia, Wicklow - 18 maja, Limerick - 31 maja.

Bilety są już dostępne na stronach internetowych Monroe's Galway, Port Duggans, The Whale Theatre, Upstairs at Dolan's i przy wejściach. Zapraszamy!!!