Dzieci jako narzędzie polityki? Deportacje spotkały się z falą krytyki

Ostatni lot deportacyjny z Irlandii do Nigerii stał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń ostatnich tygodni. Mimo że rząd liczył na szybkie i sprawne przeprowadzenie procedury, cała operacja wywołała burzę emocji – nie z powodu liczby deportowanych, lecz sposobu, w jaki potraktowano dzieci.
Wśród 35 osób deportowanych do Lagos znalazło się pięcioro nieletnich, w tym dwójka chłopców, którzy uczęszczali do szkoły podstawowej w Dublinie. To właśnie ich odebranie ze szkoły w trakcie zajęć przez funkcjonariuszy Krajowego Biura Imigracyjnego wywołało powszechne oburzenie – zarówno wśród nauczycieli, jak i opinii publicznej.
Dyrektor szkoły podstawowej St. James w Dublinie 8 Ciarán Cronin opowiedział mediom o swoim doświadczeniu z dziećmi, które zostały deportowane. Przypomniał, że szkoła przyjęła dzieci mieszkające tymczasowo w hotelu Red Cow – właśnie dlatego, że była najbliżej i oferowała stabilne warunki.
Wspominał, że chłopcy byli częścią szkolnej społeczności przez trzy lata i stanowili jej prawdziwe ubogacenie. Wyraził głęboki niepokój z powodu traumy, jaką przeżyły dzieci w chwili deportacji. Porównał tę sytuację do przeżycia śmierci – z emocjonalnymi bliznami, które mogą pozostać na całe życie.
Minister sprawiedliwości Jim O’Callaghan, który publicznie wypowiadał się na temat deportacji, został oskarżony o próbę zdobycia politycznych punktów poprzez twardą narrację. W swoich komentarzach podkreślał, że system azylowy stanie się nie do utrzymania, jeśli dzieci zostaną wyłączone spod możliwości deportacji. Z jego wypowiedzi wynikało, że takie podejście mogłoby zachęcić więcej rodzin do przyjazdu z dziećmi – licząc na ochronę przed wydaleniem.
Jednak wielu komentatorów uznało takie stanowisko za bezduszne. Zdaniem posła socjaldemokratów Gary’ego Gannona dzieci stały się „ofiarami państwa, które chce uchodzić za twardziela”. Krytykował on brak empatii i wykorzystywanie losu nieletnich do politycznych celów.
Poseł Paul Murphy z partii People Before Profit poszedł jeszcze dalej, zarzucając ministrowi „okrucieństwo”, czyli działanie mające na celu wzmocnienia własnej pozycji politycznej kosztem najbardziej bezbronnych. Stwierdził, że Jim O’Callaghan chwali się publicznie działaniami, które de facto uderzają w dzieci, tylko po to, by zyskać popularność wewnątrz własnej partii.
Władze tłumaczą, że dzieci były deportowane jako część rodzin, zgodnie z obowiązującym prawem. Jednak coraz więcej głosów wskazuje, że sposób przeprowadzenia operacji, a zwłaszcza obecność służb w szkołach – był nie tylko niepotrzebny, ale i głęboko niehumanitarny. Krytycy podnoszą, że w Irlandii brakuje wyraźnych standardów dotyczących ochrony dobra dziecka w przypadku deportacji rodzin. A przecież mówimy o państwie, które deklaruje przestrzeganie praw człowieka i stawia dobro najmłodszych na pierwszym miejscu.
Na koniec pozostaje jedno trudne pytanie: czy nie należało deportować tylko rodziców, a dzieci – zwłaszcza te wychowane i zintegrowane ze społecznością szkolną – objąć ochroną i umożliwić im dalsze życie w Irlandii? To pytanie zyskuje na znaczeniu szczególnie teraz, gdy coraz więcej dzieci uchodźczych uczęszcza do irlandzkich szkół, mówi po angielsku i nie zna innego kraju poza Irlandią. Deportowanie ich do kraju, którego nie znają, może być dla nich równie szokujące i niezrozumiałe, jak dla każdego innego dziecka – oderwanie od przyjaciół, nauczycieli i codziennego życia.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News
Photo by Dieter Pelz on Unsplash