Dom z gipsu, blachy i kartonu. Irlandzki rząd buduje sobie alibi z prefabrykatów

Kiedy państwo wprowadza nowe przepisy umożliwiające obywatelom szybsze i tańsze budowanie własnych domków z modułów dostępnych na rynku, można by pomyśleć: to przecież świetna wiadomość! Przełom! Innowacja! Rozwiązanie na miarę XXI wieku! Ale kiedy spojrzymy na ten „przełom” w kontekście irlandzkiej polityki mieszkaniowej ostatnich dwóch dekad, trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia nie tyle z udogodnieniem, ile z planem ratunkowym i rozpaczliwym aktem abdykacji.
Rząd Irlandii nie tyle proponuje rozwiązanie, ile oddaje ster. Mówi obywatelom: „Nie potrafimy. Nie umiemy. To teraz wy się tym zajmijcie”. I daje ludziom do ręki instrukcję z IKEI.
Tak wygląda właśnie koniec pewnej epoki – epoki złudzeń, że irlandzkie państwo jest w stanie strategicznie planować cokolwiek, co ma fundamenty. W tym także, a może przede wszystkim, fundamenty pod dach nad głową.
Domy modułowe, czyli auto-budownictwo społeczne
Przyspieszone procedury, ułatwienia prawne, specjalne ulgi – oto pakiet, z którym rząd wystąpił z dumą godną odkrywcy nowego lądu. Właściwie już teraz, każdy, kto ma kawałek ziemi i ochotę na życie w aluminiowym pudełku, może wznosić swój mały pałac błyskawicznie, w zaledwie kilka tygodni. To brzmi jak rewolucja – tyle że w rzeczywistości jest to znak zupełnie innego procesu: delegowania odpowiedzialności z państwa na jednostkę.
Nie potrafimy zbudować wystarczającej liczby mieszkań socjalnych? Nie umiemy stworzyć regulacji, które zatrzymałyby dziką spekulację cenami nieruchomości? Nie mamy pomysłu na to, jak w miastach o dramatycznie ograniczonej przestrzeni zmieścić potrzebujących? To nie szkodzi. Teraz niech budują sami – przecież da się taniej, szybciej, na swoim. A najlepiej na tyłach domu, żeby nie rzucało się w oczy z ulicy.
To mniej więcej tak, jakby szpital – nie mogąc poradzić sobie z kolejkami – zaczął rozdawać pacjentom poradniki opatrzone tytułem „Mały Chirurg”. Bo przecież każdy może nauczyć się wycinać sobie wyrostek, zaszywać ranę i nakładać gips na złamaną nogę – prawda? Taniej i szybciej.
Państwo, które oficjalnie się poddało
To, co obserwujemy obecnie, nie jest kreatywną odpowiedzią na kryzys. Jest symbolicznym uniesieniem rąk w geście poddania. Rząd, zamiast przejąć inicjatywę, wprowadzić rygorystyczne plany budownictwa publicznego, uderzyć w spekulantów ziemią i zreformować archaiczne procedury planistyczne, woli przerzucić odpowiedzialność na ludzi. Zamiast działać – daje pozwolenie. Zamiast budować – „dereguluje”. Zamiast prowadzić – usuwa się w cień.
Tak oto kończy się mit irlandzkiego państwa opiekuńczego. Mieszkaniec Szmaragdowej Wyspy nie może już liczyć, że państwo zapewni mu bezpieczny dach nad głową. Ma go sobie zapewnić sam. Najlepiej jak najszybciej. Najlepiej z katalogu. Można to nazwać liberalizmem w czystej postaci, ale byłby to komplement niezasłużony. To raczej rodzaj strategicznej kapitulacji. Długo udawano, że sytuacja jest „pod kontrolą”, a teraz – gdy już nikt nie wierzy w bajki o „50 tysiącach nowych mieszkań rocznie” – postanowiono stworzyć warunki, w których państwo nie będzie musiało niczego więcej udowadniać. Bo to już nie jego sprawa.
Buduj sobie sam, tylko nie zawracaj głowy
Zwolennicy tej koncepcji powiedzą: „Przecież ludzie chcą mieć własne domy! Przecież to szansa dla tych, którzy nie mogą pozwolić sobie na kredyt u dewelopera!”. I jest w tym ziarnko prawdy. Ale za tym ziarnem kryje się cały łan problemów.
Po pierwsze – to nie państwo daje ludziom ziemię. Ziemi nie przybyło. Grunty nadal są pieczołowicie gromadzone przez inwestorów, spekulantów i fundusze, które nie zniknęły z rynku, tylko dlatego, że pozwolono Johnowi i Mary postawić domek zlepiony z kontenerów na tyłach ogrodu u teściowej. Ziemia jest wciąż za droga, zbyt skomplikowana prawnie i zbyt oporna planistycznie, by zwykły obywatel mógł na niej bezproblemowo zacząć cokolwiek budować.
Po drugie – domy modułowe to nie jest rozwiązanie dla każdego. Wymagają dostępu do mediów, planów, choć w ograniczonej formie i nie wszędzie da się je wcisnąć. A tam, gdzie się da – zwykle nie ma szkoły, sklepu ani autobusu. To nie polityka mieszkaniowa, to urbanistyczna prowizorka.
Po trzecie – i najważniejsze – jeśli państwo wycofuje się z zapewniania mieszkań, pozostaje już tylko rynek i indywidualna inicjatywa. A ta, jak wiemy, działa tylko dla tych, którzy mają zasoby finansowe. Zamiast państwa gwarantującego podstawowy standard życia, mamy państwo, które proponuje cięcie kosztów jako obywatelską ideę.
Prefabrykowane getta?
Wyobraźmy sobie Irlandię za dziesięć lat. Osiedla złożone z aluminiowo-drewnianych skrzynek, przyklejonych do siebie jak puzzle, z płytami OSB zamiast balkonów i z ogrzewaniem na baterie słoneczne, które działają tylko w maju i lipcu. Brak planu przestrzennego, brak estetyki, brak funkcji wspólnych. Nowa forma slumsów – tyle że w wersji „ekologicznej”. Bo właśnie to grozi wyspie, kiedy państwo rezygnuje z całościowego myślenia. Modułowość nie jest sama w sobie zła – przeciwnie, może być rozwiązaniem tymczasowym, awaryjnym, uzupełniającym. Ale kiedy staje się główną strategią mieszkaniową, przestaje być innowacją, a zaczyna być maską dla porażki.
I jeszcze jedno: prefabrykowane domy w krajach takich jak Niemcy, Holandia czy Szwecja funkcjonują w zupełnie innym ekosystemie prawnym, logistycznym i społecznym. Tam państwo nie znika, tylko organizuje – planuje, projektuje, pilnuje. A w Irlandii? Obywatel dostaje zielone światło i… powodzenia.
Co robi Europa, gdy my rzeźbimy z kontenerów?
Nie trzeba szukać daleko. Austria inwestuje w mieszkania komunalne jak w dobro narodowe. Niemcy rozwijają mieszkalnictwo spółdzielcze i podnajmy instytucjonalne. Francja subsydiuje najem dla młodych. Nawet Hiszpania, przez lata spóźniona, zaczęła aktywnie inwestować w budownictwo państwowe. Irlandia zaś ogłasza, że pozwala obywatelom budować sobie „micro homes”, najlepiej z kartonu i styropianu, na tyłach czyjegoś domu, byle tylko zniknęli ze statystyk bezdomności. I wmawia wszystkim, że to proces dawania autonomii.
To nie jest empowerment. To jest eksmisja z obywatelstwa pełnej kategorii. Państwo, które nie potrafi zapewnić ludziom podstawowych warunków mieszkaniowych, przestaje być państwem, niech będzie, że nowoczesnym. Wówczas staje się jedynie administracją od wydawania licencji.
Epilog z gwoździem w dłoni
Można budować szybciej, można budować taniej, można nawet budować mądrze z prefabrykatów, ale nie można – nie wolno – budować na kłamstwie. A największym kłamstwem irlandzkiej polityki mieszkaniowej jest dziś to, że domy modułowe są odpowiedzią na wszystko.
Nie są!
Są jedynie odpowiedzią na pytanie, które rząd sam sobie zadał: „Jak możemy wycofać się z odpowiedzialności i nie stracić twarzy?” Odpowiedź: oddajmy młotek i gwóźdź ludziom. Niech sobie sami radzą.
Cóż – będą musieli. Ale nikt nie powinien tym wszystkim modułowym mieszkańcom wmawiać, że to dzięki rządowi. To raczej pomimo niego.
Bogdan Feręc
Fot. CC BY-SA 4.0Joecd