Cichy zwrot na czterech kołach. Dlaczego następny samochód coraz częściej jest elektryczny
Zmiana samochodu jeszcze niedawno była wyborem estetycznym albo czysto praktycznym. Dziś coraz częściej staje się decyzją strategiczną – finansową, energetyczną i cywilizacyjną. Irlandzka Agencja ds. Zrównoważonej Energii (SEAI) nie owija w bawełnę, jeśli ktoś planuje zakup nowego auta w 2026 roku, powinien poważnie rozważyć przesiadkę na pojazd elektryczny.
To nie jest już futurystyczna wizja ani fanaberia wąskiej grupy entuzjastów technologii. Dane są jednoznaczne. Co piąty nowy samochód sprzedawany dziś na świecie to w pełni elektryczny pojazd bateryjny (BEV). Irlandia nie tylko nadąża za tym trendem, ale zaczyna go współtworzyć. W 2025 roku sprzedaż elektryków wzrosła tu o 36 procent rok do roku, a ich udział w rynku osiągnął 19 procent, po raz pierwszy wyprzedzając samochody z silnikiem Diesla.
SEAI zachęca kierowców nie hasłami, lecz liczbami. Kupujący kwalifikujący się pojazd elektryczny mogą liczyć na wsparcie rządowe sięgające 3800 euro, obejmujące zarówno dopłatę do zakupu auta, jak i instalację domowej ładowarki. W samym 2025 roku agencja wsparła ponad 18 600 zakupów elektryków oraz 16 000 instalacji ładowarek w domach na terenie całego kraju. To nie pilotaż. To masowa zmiana.
Argument ekonomiczny jest dziś jednym z najmocniejszych. Według szacunków SEAI, przy średnim przebiegu około 18 tysięcy kilometrów rocznie, kierowcy mogą zaoszczędzić blisko 900 euro rocznie w porównaniu z samochodem benzynowym lub wysokoprężnym. Niższe koszty paliwa, tańsze utrzymanie, mniejsze podatki – to matematyka, nie ideologia. Dodatkowo dostawcy energii coraz częściej oferują preferencyjne taryfy nocne, dzięki którym ładowanie samochodu poza godzinami szczytu staje się jeszcze tańsze.
Dyrektor ds. mobilności i sieci inteligentnych w SEAI Ruth Buggie mówi wprost, nigdy nie było lepszego momentu na zakup pojazdu elektrycznego. Wskazuje przy tym na szybki postęp technologiczny. Średni zasięg nowych modeli wynosi dziś od 350 do 550 kilometrów, co skutecznie podważa jeden z najczęściej powtarzanych mitów o „niepraktyczności” elektryków. A domowa ładowarka zmienia codzienność: zamiast stacji paliw – poranek z pełnym akumulatorem.
Zmiana ma także wymiar systemowy. Unia Europejska jasno wskazuje kierunek transformacji transportu, a Irlandia, podobnie jak Wielka Brytania i Niemcy, notuje porównywalne tempo wzrostu zakupu pojazdów elektrycznych. To nie chwilowa moda, lecz korekta kursu po dekadach uzależnienia od paliw kopalnych. SEAI, co podkreśla, nie zostawia konsumentów samych z tą decyzją. Agencja udostępnia internetowe narzędzie porównawcze, które pozwala zestawić koszty eksploatacji i emisje samochodów elektrycznych, benzynowych i dieslowskich w perspektywie 2026 roku. To zaproszenie do chłodnej kalkulacji, ale bez presji i bez sloganów.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat SEAI wsparła ponad 85 tysięcy zakupów pojazdów elektrycznych i 80 tysięcy instalacji ładowarek domowych. Skala robi wrażenie, ale jeszcze ważniejsze jest tempo. Elektryfikacja transportu nie nadchodzi, bo ona już tu jest.
*
W ramach ciekawostki można dodać, że Chińczycy, bo któż inny mógłby to zrobić, opracowali nowy rodzaj baterii do samochodów elektrycznych, które nie tylko są bezpieczniejsze, więc zmniejszyli ryzyko zapłonu, ale gwarantują przejechanie ponad 900 kilometrów na jednym ładowaniu, a to trwa nieco ponad piętnaście minut.
Bogdan Feręc
Źr. Business Plus
Photo by Ernest Ojeh on Unsplash


