Catherine Connolly – prezydentka z Galway, którą Irlandia już wybrała (choć komisja jeszcze nie policzyła wszystkich głosów)

Nie trzeba być prorokiem ani znawcą irlandzkiej polityki, żeby wyczuć, że sprawa jest właściwie przesądzona. Kiedy Heather Humphreys – jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Fine Gael – wychodzi przed kamery i mówi: „Catherine będzie prezydentem nas wszystkich, będzie też moim prezydentem”, to nie jest to lapsus językowy. To nie emocje kampanii ani gafa z nadmiaru uprzejmości. To jest, jak mawiają politycy w kuluarach, „miękkie uznanie wyniku”. Innymi słowy: Irlandia ma już nową głowę państwa, nawet jeśli formalnie urny jeszcze nie są opróżnione do końca.

Catherine Connolly, kobieta z zachodu, posłanka i senator z Galway, niezależna dusza i idealistka w czasach, gdy idealizm jest towarem deficytowym, stoi dziś u progu Áras an Uachtaráin. Wygrała nie z systemem, ale mimo systemu, a to w Irlandii znaczy więcej niż tysiąc kampanijnych sloganów. Wygrała z partiami, które przez dekady dzieliły się władzą jak rodzinny spadek, z mediami, które nie bardzo wiedziały, jak ją sklasyfikować („trochę lewica, trochę niezależna, trochę niepokorna”), i z opinią publiczną, która o dziwo zapragnęła kogoś spoza układu.

Heather Humphreys, w swoim typowym północnym pragmatyzmie wyraziła po prostu wcześniej, zanim zrobi to Komisja Wyborcza: „Catherine będzie moim prezydentem”. To zdanie można by oprawić w ramkę i powiesić w sali obrad Dáil, jako dowód, że nawet wśród politycznych rywali czasem zdarza się przebłysk szczerości. To też klasa polityczna, której brakuje w Polsce.

Connolly nie będzie raczej typowym irlandzkim prezydentem, bo nie ma w sobie patosu Mary McAleese, nie emanuje poetycką charyzmą Michaela D. Higginsa, nie gra na instrumentach narodowej nostalgii. Jest raczej jak westchnienie ulgi, czyli symbol tego, że Irlandia nie musi już wybierać między partyjnymi dinozaurami a plastikowymi produktami marketingu politycznego. W jej stylu jest coś z dawnej Irlandii, tej rozmownej, obywatelskiej, zapatrzonej w sprawiedliwość społeczną, ale też coś nowego, kobiecość bez ideologicznego patosu, uczciwość bez kalkulacji, emocje bez histerii.

To, że gratulacje popłynęły z ust Humphreys, jest w tym wszystkim szczególnie wymowne. Bo Fine Gael, więc partia establishmentu, dawno nie miała w zwyczaju gratulować niezależnym, zwłaszcza takim, którzy ich symbolicznie ograli. W normalnych okolicznościach premier lub minister czeka, aż komisja wyborcza wypowie formułę: „I hereby declare…” Tym razem nie trzeba było czekać. Wszyscy wiedzą, że to koniec wyścigu.

Niektórzy próbują doszukiwać się w słowach Humphreys gafy, że może powiedziała za dużo, że może „chciała tylko pogratulować kampanii”, ale w Irlandii politycy nie gratulują kampanii, kiedy czują, że wynik wciąż wisi na włosku. Gratulują, gdy wszystko już jasne, gdy ostatnie głosy liczy się nie dla wyniku, ale dla statystyki. A Heather Humphreys nie jest amatorką, wie, co mówi, i wie, kiedy można już wypuścić z ust słowo „prezydent”.

W ten sposób Irlandia wchodzi w nowy rozdział swojej historii z prezydentką, która nie ma zaplecza partyjnego, nie nosi w klapie przypinki żadnego ugrupowania, nie zawdzięcza swojej kariery spin doktorom i PR-owcom. Catherine Connolly wygrała autentycznością. Jej głos z Galway, ten delikatny, zachodni akcent, który przez lata rozbrzmiewał w Dáil przy pytaniach o prawa kobiet, mieszkalnictwo czy sprawiedliwość społeczną, został w końcu usłyszany w całym kraju. I to, paradoksalnie, jest największy sukces irlandzkiej demokracji ostatnich lat.

A może i coś więcej, znak, że Irlandia zmęczona równaniem wszystkich z tym samym establishmentowym pędzlem, chce znowu wierzyć w politykę ludzi, a nie w politykę partii. Bo Connolly nie była kandydatką, którą ktoś „wystawił”. Jest kandydatką vel prezydentem-elektem, że wyprzedzę fakty, którą ludzie sami sobie wybrali.

Dlatego dziś, nawet jeśli formalnie nie ma jeszcze ogłoszenia wyników, można już mówić z 99-procentową pewnością: Catherine Connolly jest prezydentem Irlandii.
Heather Humphreys po prostu powiedziała to pierwsza, i za te słowa wielki dla niej szacunek.

Bogdan Feręc

Źr. RTE

Fot. Facebook – Catherine Connolly

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Felieton sobotni Jan
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.