Biznes na ludzkim dramacie. Jak właściciele nieruchomości zarabiają miliony na migrantach
W cieniu haseł o solidarności i humanitaryzmie powstał w Irlandii nowy rynek, który wydaje się wyjątkowo lukratywny, a przy tym wyjątkowo delikatny moralnie. To rynek „tymczasowego zakwaterowania”, w którym część właścicieli nieruchomości nauczyła się zarabiać krocie na migrantach i osobach ubiegających się o azyl. Płaci za to państwo, czyli jak zawsze podatnicy.
Historia restauracji Lemongrass z Citywest może być tutaj symbolem czegoś znacznie większego niż lokalny spór biznesowy. To prawdopodobnie obraz systemu, w którym publiczne pieniądze wylewają się szerokim strumieniem do prywatnych kieszeni, a etykieta „kryzysu humanitarnego” służy jako doskonały parasol ochronny dla przedsięwzięć czysto komercyjnych.
Właścicielka restauracji Lemongrass Camilla Grey prowadzi ją w Citywest od 2009 roku, a przetrwała recesję, pandemię i galopujące koszty energii. Nie przetrwała natomiast decyzji inwestora nieruchomości, który w środku zamieszek postanowił zamknąć jej lokal – rzekomo „z przyczyn bezpieczeństwa”. Grey twierdzi, że był to tylko pretekst.
Właścicielem kompleksu jest firma Tetrarch, znana z wielkich operacji na rynku nieruchomości w Dublinie. To właśnie ona sprzedała rządowi znaczną część kampusu Citywest za astronomiczną kwotę 148 milionów euro, zamieniając dawny hotelowy raj w ośrodek dla osób ubiegających się o azyl. Oficjalnie mówiło się przed transakcją o duchu pomocy, natomiast nieoficjalnie o znakomitym interesie, który gwarantuje stały, pewny strumień pieniędzy z budżetu państwa. Grey przekonuje jednak, że Tetrarch od lat dąży do usunięcia jej z budynku, by móc przekształcić go w obiekt tymczasowego zakwaterowania. Tym samym nie restauracja, nie społeczność, nie goście, tylko pokoje, łóżka i umowy z rządem, a zyski z takich operacji są pewniejsze niż jakikolwiek biznes gastronomiczny. W dokumentach sądowych czytamy wprost: firma „generowała bardzo duże dochody i zyski kosztem Lemongrass”.
Warto dodać, że Tetrarch, jak wiele podobnych firm, zyskała na współpracy z państwem już w czasie pandemii. Wtedy część kompleksu Citywest przekształcono w centrum reagowania kryzysowego HSE. Gdy pandemia się skończyła, obiekt nie wrócił do dawnej funkcji, bo stał się częścią sieci zakwaterowania dla migrantów i uchodźców, którą nadzoruje IPAS (International Protection Accommodation Service).
W praktyce wygląda to tak, że rząd płaci miliony euro miesięcznie właścicielom nieruchomości za udostępnienie budynków, które często nie spełniają standardów długoterminowego zakwaterowania, ale idealnie nadają się na „tymczasowe centra pomocy”. Tymczasowe to jednak słowo klucz, ponieważ „tymczasowość” w irlandzkim systemie pomocy migrantom potrafi trwać latami, a właściciele budynków nie mają najmniejszej motywacji, by to zmieniać.
Tetrarch nie jest jedyny i podobne modele biznesowe pojawiły się w całym kraju od Cork po Donegal. Właściciele hoteli, pensjonatów, a także dawnych akademików podpisują wieloletnie kontrakty z państwem, zapewniając zakwaterowanie tysiącom osób przybyłych do Irlandii. Dla rządu to wygodne, gdyż można pochwalić się reakcją na kryzys, a odpowiedzialność za warunki życia spoczywa na podmiotach prywatnych. Dla biznesu to złoty interes, czyli zero rynkowego ryzyka, gwarantowany najemca i zero pustostanów.
Sęk w tym, że gdzieś po drodze gubi się idea solidarności. Migranci stają się towarem, źródłem dochodu, kartą przetargową w umowach oraz pretekstem do zamykania lokali takich jak Lemongrass. Bo jeśli rząd płaci więcej niż lokalna restauracja, ekonomia wygrywa z ludzką przyzwoitością. Camilla Grey opowiada, że mimo zamknięcia lokalu wciąż wypłaca pensje 35 pracownikom. Dostała natomiast… fakturę za czynsz w wysokości 9225 euro miesięcznie i to bez dostępu do lokalu, bez klientów i bez przychodów. Właściciel budynku powołuje się przy tym na „decyzję An Gharda Síochána”, by uzasadnić zamknięcie, ale sama Garda zaprzecza, że cokolwiek nakazywała.
Sytuacja wygląda obecnie jak groteska, gdzie prywatna firma zarabia na państwowych kontraktach, zamyka prywatny biznes i jeszcze próbuje schować się za mundurem policji. Wszystko to w kraju, który z dumą ogłasza, że kieruje się zasadami empatii i równości. Zresztą raport, który trafił do Rady Hrabstwa South Dublin, pokazuje, że problem może być znacznie szerszy. Wskazuje on, że Tetrarch przypuszczalnie naruszył przepisy planistyczne, adaptując część hotelu Golf na dłuższy pobyt dla „osób przesiedlonych i ubiegających się o ochronę międzynarodową”. Innymi słowy, zamienił hotel w coś w rodzaju quasi-hostelu dla uchodźców, bez stosownego pozwolenia.
Jeżeli to prawda, mamy do czynienia z podwójnym mechanizmem zysku: najpierw rząd płaci miliony za zakwaterowanie migrantów, a potem lokalne władze przymykają oko na to, jak dokładnie właściciele wykorzystują swoje nieruchomości. Kto miałby w końcu odwagę zakwestionować inicjatywę, która oficjalnie „pomaga w kryzysie”?
Warto tu przypomnieć, że w 2023 roku rząd Irlandii wydał na zakwaterowanie migrantów ponad 2,4 miliarda euro, a w 2024 roku wydatki te wzrosły, więc już tylko to uprawdopodabnia fakt, że branża hotelarska i deweloperska ma stały dopływ gotówki. Dla społeczeństwa to z kolei kolejne miliardy publicznych środków wpływające do kieszeni biznesmenów bez przetargów, bez przejrzystości i bez jasnych kryteriów.
Camilla Grey mówi, że nie zamierza się poddać. Złożyła pozew do Sądu Najwyższego, a w tym domaga się 5,8 mln euro odszkodowania, ale nawet jeśli wygra, problem nie zniknie – on pozostanie, ponieważ Irlandia stworzyła system, w którym im większy kryzys, tym większy zysk dla tych, którzy mają odpowiednie nieruchomości.
W kraju, w którym coraz trudniej znaleźć przeciętnemu mieszkańcowi zwykły dom lub apartament, rośnie liczba tych, którzy na „tymczasowości” i „kryzysie” budują trwałe fortuny. Restauracja Lemongrass jest tylko jedną z ofiar tego systemu.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. lemongrasscitywest.ie

