Biją, grożą, wyzywają, a oni dalej gaszą i ratują
Są ludzie, którzy wbiegają w ogień, gdy inni wybiegają na zewnątrz i kiedy wydaje się, że większego sprawdzianu odwagi już nie ma, życie pisze nowy akt, bo strażak gasi pożar, a ktoś w tym czasie gasi mu godność. To tak, jak z ratownikami medycznymi, bo zamiast słów podziękowania otrzymują groźbę utraty zdrowia. Witamy w Dublinie, gdzie heroizm spotyka agresję na ulicznym ringu absurdu.
42 ataki w dwa lata. Fizyczne, słowne, psychiczne, siniaki, otwarte rany, pogróżki, opluwanie, agresja to statystyka tak brzydka, że aż lśni. W 2023 odnotowanych było 17 takich incydentów, a w 2024 już 25, czyli dynamika rośnie. To nie są natomiast sceny z filmu, tylko Finglas, Ballymun, Ballinteer, Portobello, a konkretnie oddziały ratunkowe szpitali Mater, Connolly i Tallaght. Niby zwykłe dzielnice i zwykłe noce, które zamieniają się w teatr przemocy, gdy na scenę wjeżdża karetka albo czerwony wóz strażacki.
Strażak z Tallaght kończy dyżur z otwartą raną ręki, inny wraca do domu z tym podartej kurtce, bo tam potrzeba też planu ewakuacji, który dołączy do planu gaszenia płonącego samochodu. Wystarczy, że przyjedziesz pomagać, a ktoś stwierdzi, że to idealny moment, by urządzić awanturę.
Nie każdy raport kończył się hospitalizacją, ale każdy zaczynał się dehumanizacją. Wyzwiska, groźby, napaści, te właśnie znajdują się w kartotekach nazwane chłodnym urzędowym terminem „przemoc i agresja”, ale między wierszami krzyczą słowa, że „ktoś atakuje tych, którzy ratują nam życie”. Rada Miasta Dublina właściwie milczy, więc brak jest wciąż komentarza, nie ma dodatkowych wyjaśnień brak, trochę jakby temat był gorący, ale nie na tyle, by go dotknąć.
Przedstawiciel strażackiego związku SIPTU Luke McCann mówi wprost: ryzyko jest wpisane w ten zawód, ale czasem „trafia się na złoczyńców”. To jednak nie brzmi już jak wandal z osiedla, ale jak bohater negatywny rodem z legend. Tyle że legendy zwykle mają morał, tu morału nadal brak.
Społeczeństwo chyba zapomniało o jednym staroświeckim prawidle: strażak i ratownik medyczny to świętość ulicy. To ludzie, którzy podchodzą do ciebie w najgorszym momencie życia i mówią „już jestem”, ale teraz sami potrzebują, żeby ktoś stanął obok nich i powiedział „już nie jesteś sam”. Jeżeli natomiast będziemy biernie się temu przyglądać, a konkretnie, jak system toleruje agresję wobec tych, którzy ratowali naszą przyszłość, to skończymy jak cywilizacja, która zaczynała od ognia, a skończyła na płonących zapałkach trzymanych przez dzieci.
Nikt nie wymaga, by rzucać im róże pod nogi, bo wystarczyłoby, żeby nikt nie rzucał kamieni, butelek i gróźb.
Dlaczego? Ratownicy medyczni i strażacy to nie gąbki na frustrację społeczeństwa, to ostatnia linia obrony, zanim zrobi się naprawdę źle. A miasto może płonąć na różne sposoby, czasami także od środka, co właśnie dzieje się w Dublinie.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News
Photo by Ian Taylor on Unsplash
