Bramki śmierci. Irlandzka Straż Pożarna bezradna wobec zamkniętych osiedli

Dublin rośnie, a razem z nim ilość strzeżonych i ogrodzonych osiedli. Eleganckie apartamentowce i automatyczne bramy mają dawać mieszkańcom poczucie bezpieczeństwa. Problem w tym, że tam, gdzie zaczyna się luksus prywatności, kończy się czasem możliwość ratowania ludzkiego życia.
Podczas dochodzenia w sprawie śmierci 27-letniego Chrisa Dignam-Healy’ego – siostrzeńca legendy irlandzkiej muzyki Christy’ego Dignama wyszło na jaw, że Straż Pożarna w Dublinie ma coraz większe trudności z dotarciem na miejsce akcji. „To poważne ryzyko dla życia” – ostrzegł John Guilfoyle – zastępca dyrektora generalnego DFB. 23 stycznia 2023 roku Dignam-Healy zasłabł podczas wizyty w apartamencie w Gracepark Manor w Whitehall. Wezwanie pod numer alarmowy 999 zakwalifikowano jako najwyższy priorytet, czyli „Delta”. Mimo to pierwsza karetka przybyła dopiero 19 minut później i… nie mogła dostać się do środka.
Załoga utknęła przed bramą. Nikt nie odebrał telefonu, nikt nie otworzył furtki. Po kilkunastu minutach ratownicy zostali wezwani do kolejnego przypadku. Druga karetka, która przyjechała później, wjechała już bez przeszkód – przez hotel Bonnington, ale czas płynął nieubłaganie. Pacjentem zajęto się dopiero o 12:53, więc ponad pół godziny po pierwszym zgłoszeniu. O 13:40 trafił na oddział ratunkowy szpitala Mater. Lekarze nie zdołali go uratować.
Guilfoyle nie owijał w bawełnę: problem narasta, a w Dublinie nie brakuje miejsc, do których służby ratunkowe nie mogą się dostać. Prywatne systemy zabezpieczeń i brak kogoś, kto otworzy bramę w krytycznym momencie, to – jak mówi – „realne zagrożenie dla życia”.
DFB interweniowała w 2023 roku 80 tysięcy razy, a w 3300 przypadkach nie udało się nawet nawiązać kontaktu z nikim na miejscu. Fałszywe zgłoszenia, narkotyki, chaos – to też codzienność, która miesza się z dramatami prawdziwych pacjentów, co może niepokoić nas wszystkich.
Koroner dr Cróna Gallagher przyznała otwarcie: nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy życie młodego ojca dałoby się uratować, gdyby pomoc nadeszła szybciej. Sekcja zwłok wykazała obecność kokainy, metadonu, benzodiazepin i tabletek nasennych. Oficjalnie uznano, że zgon nastąpił w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Jednak sam przebieg akcji ratunkowej rzucił światło na problem, który dotyczy tysięcy mieszkańców Dublina.
Czy luksus prywatności ma prawo kosztować życie? W teorii elektroniczne bramy mają chronić mieszkańców przed intruzami, a w praktyce coraz częściej blokują dostęp tym, którzy niosą pomoc. Straż pożarna nie wyważa bram, jeśli nie ma „oczywistego, bezpośredniego zagrożenia”, a zatrzymane serce w apartamencie po drugiej stronie płotu nie spełnia tego kryterium. To paradoks, który budzi grozę.
Historia Chrisa Dignam-Healy’ego to nie tylko osobista tragedia rodziny, ale i sygnał ostrzegawczy. Jeśli strzeżone osiedla mają być standardem, to bez nowych procedur ratunkowych Dublin czeka poważny kryzys. Bo każda minuta zwłoki w dotarciu do chorego, płonącego mieszkania czy dziecka w potrzebie może zamienić bramę bezpieczeństwa w bramę śmierci. Pamiętajmy też, że to dotyczy całej Irlandii, bo strzeżonych bramami osiedli jest tu wiele.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News
Fot. CC BY-SA 2.0 D464-Darren Hall