Inwazja ekonomiczna: Irlandia na granicy upadku tożsamości i rynku mieszkaniowego

Irlandia stoi dziś na krawędzi. Niegdyś, który potrafił przetrwać wieki kolonialnego ucisku, dusi się dzisiaj pod ciężarem własnych elit i programu, który wielu określa wprost: wymiana ludności. To nie przesada ani teoria spiskowa – to dane, które nie kłamią. Między styczniem 2023 roku a lipcem 2025 roku do Irlandii przybyło 62 894 obywateli Indii, a w samym październiku 2024 roku odnotowano rekordowy napływ 5316 osób. Dla porównania – liczba ta przewyższa dynamikę urodzeń na wyspie.
„To nie imigracja, to inwazja użyta jako broń przez rząd, który za wszelką cenę chce wymazać naszą tożsamość” – piszą coraz liczniej użytkownicy mediów społecznościowych. I trudno się dziwić temu językowi, skoro rzeczywistość wygląda coraz bardziej dramatycznie.
Irlandzki rynek mieszkaniowy już od lat znajduje się w stanie kryzysu, który wielu ekspertów określa mianem katastrofy. Dziś jednak otrzymał śmiertelny cios. W niektórych rejonach kraju powstaje zaledwie 20 domów miesięcznie – to dramatycznie mało. Te nieliczne nieruchomości nabywane są przez przybyszów, którzy dysponują gotowymi wkładami własnymi i szybkim dostępem do kredytów. Irlandzkie rodziny zostają wypchnięte na margines – ich marzenia o własnym domu stają się mrzonką, niszczoną przez biurokratyczną obojętność i chciwość rynku.
Tymczasem elita polityczna, banki i deweloperzy bogacą się bezwstydnie na tych operacjach. Młodzi ludzie z Irlandii, zamiast budować przyszłość we własnym kraju, uciekają za granicę – zmuszeni do emigracji przez niskie płace i astronomiczne czynsze. Ci, którzy zostają, muszą walczyć o przetrwanie w kraju, gdzie dom stał się luksusem, a mieszkanie – towarem zarezerwowanym dla tych, którzy przybyli z daleka.
Oficjalnie nazywa się to „legalną migracją”. W praktyce jest to najważniejsza broń w procesie demograficznej transformacji. Programy wizowe, zezwolenia na pracę, a przede wszystkim mechanizmy łączenia rodzin działają jak pompa ssąca, zasysając dziesiątki tysięcy osób rocznie. Wszystko to bez żadnej debaty społecznej, bez planu, bez przygotowania infrastrukturalnego.
Według Rady Irlandzko-Indyjskiej społeczność hinduska liczy dziś już ponad 91 000 osób – a infrastruktura, którą dysponuje państwo, nie była nigdy projektowana na tak gwałtowny i jednostronny napływ. Szpitale, szkoły, transport publiczny – to wszystko już dziś działa na granicy wydolności. To nie jest „multikulturalizm” – to planowe zastępowanie narodu irlandzkiego, zdrada ze strony własnego rządu, który realizuje globalistyczne cele kosztem obywateli, których miał chronić.
Podkreślę, że Hindusi są jedną z nielicznych grup społecznych, która jest tutaj szanowana i nie bez przyczyny, gdyż akurat oni nie są ukierunkowani na korzystanie z irlandzkiego systemu ochrony socjalnej. Są pracowici, wykształceni i cenieni, więc sama ich obecność w kraju, nie stanowi problemu, o czym należy pamiętać. Jednak coraz większa ilość Irlandczyków zaczyna rozumieć, że stoją w obliczu historycznego punktu zwrotnego. Jeśli nie powstaniemy i nie zażądamy natychmiastowych decyzji – takich jak #ResignHarris czy #ResignMartin – Irlandia, jaką znamy, może przestać istnieć.
To nie jest straszenie. To ostrzeżenie. Jeśli teraz nie zostanie podjęte działanie, jeśli rząd nie zostanie zmuszony do zmiany kursu, wkrótce obudzimy się w kraju, którego nie będziemy już rozpoznawać. Czas działać jest teraz. Jutro może być już za późno, więc Irlandczycy, nadal powinni pozostawać panami tej ziemi.
*
Tak na marginesie, również ja mam jak najlepsze zdanie o obywatelach Indii, z którymi spotykam się zawodowo codziennie, więc doskonale wiem, jak diametralnie różni są od innych nacji napływowych.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News
Photo by Lewis J Goetz on Unsplash