Zaczynam wtedy, gdy inni już kończą

Felietony to jedna z najprzyjemniejszych form pisania. Głównie dlatego, że nie trzeba trzymać się zasad, a ograniczenia są tak luźne, że aż niewidoczne. Temat można potraktować dowolnie – z ironią, humorem, melancholią, albo po prostu napisać o tym, co akurat chodzi po głowie, czyli o… urlopie. Bo przecież każdemu należy się chwila wytchnienia, a pora roku jeszcze nie pozostawia złudzeń: lato wzywa, słońce kusi, a my – cóż – czasem musimy przynajmniej udawać, że potrafimy odpoczywać.

Ostatnie dni przed urlopem to czas szczególny. To właśnie wtedy odkrywamy, że „wyłączenie telefonu” nie jest proste, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto zadzwoni na chwilę i tak mija godzina. Tak, urlop teoretycznie zaczynamy w sobotę, bo nie tylko ja, ale praktycznie cała redakcja, a przez te kilka lat zebrało się kilka osób. Niestety, rzeczywistość wygląda tak, że najpierw trzeba odfiltrować zaległe maile, zadzwonić do kilku redakcji, z którymi współpracujemy, sprawdzić, czy wszystko w porządku i… w końcu spakować walizkę.

Pakowanie to zresztą sztuka sama w sobie. Trzeba zmieścić w walizce zarówno jakiś luźny – typowo wakacyjny strój, jak i marynarkę na wszelki wypadek. Musi być coś do ogarnięcia człowieka, jakaś książka, ulubiona malutka poduszka, bo bez niej nie da się spać. Można też przygotować się na odcięcie od świata. Tak, świat bez internetu to dla niektórych prawie horror, a urlop bez sprawdzenia, czy wszystkie wiadomości zostały przeczytane, to dla nich urlop, ale ryzykowny. Dla mnie nie, a właściwie czas, na który czekam przez cały rok.

Sama definicja urlopu jest zabawna. Z jednej strony to czas, kiedy w teorii przestajemy myśleć o pracy. Z drugiej – w praktyce myślimy o niej cały czas i ręce aż się rwą, żeby postukać w klawiaturę.

Nie oszukujmy się – urlop w domu też ma swój urok, choć jest bardziej… przewrotny. Z jednej strony: brak przerażenia w oczach z powodu cen biletów, brak lotnisk i brak podróżnego stresu. Z drugiej: „domowy urlop” oznacza, że wszyscy są w domu, więc spokój, który miał zapewnić odpoczynek, jest iluzoryczny i zawsze znajdzie się coś do zrobienia. Ten urlop będzie właśnie w domu, ale nie moim, a mojej mamy, czyli wracam do korzeni. Urlop w domu rodzinnym to też taki czas, kiedy dorosły człowiek znowu staje się dzieckiem i wraca myślami do czasów, kiedy ten dom był jego całym światem.

A przecież prawdziwy urlop to coś więcej niż tylko typowo fizyczna przerwa. To też czas na refleksję, na złapanie dystansu do samego siebie, do codziennej gonitwy. Niestety, często ta refleksja zaczyna się od myśli: czy na pewno wszystko zostawiłem w porządku? Czy coś nie wybuchnie, gdy mnie nie będzie? I tak z dwóch tygodni urlopu zostaje w praktyce tydzień, kilka godzin w hamaku i jedno popołudnie z książką.

Co ciekawe, planowanie urlopu jest równie fascynujące, co sam urlop. Szukamy inspiracji, sprawdzamy prognozy pogody, przeglądamy opinie o miejscach, w które się udajemy, mapy, recenzje restauracji, bo będzie też jedna recenzja, a odwiedzę pewną knajpkę na zaproszenie jej właściciela i jednocześnie słuchacza Studia Dublin Radia Wnet. Wszystko po to, żeby finalnie spędzić połowę czasu na pakowaniu i planowaniu, a drugą połowę – myśleniu, jak dobrze by było… nie myśleć. Urlop staje się wówczas paradoksem: im więcej go planujemy, tym mniej odpoczywamy.

Jednak najważniejsze w urlopie jest jedno: świadomość, że jest, że można odłożyć codzienne obowiązki, przestać myśleć o terminach, mailach, mikrofonach i pozwolić sobie na kilka dni całkowitej nonszalancji. Bo w głębi serca każdy wie, że urlop to nie tyle ucieczka od pracy, ile możliwość ułożenia się ze światem na własnych warunkach.

Tak więc – drodzy Czytelnicy i Słuchacze – życzę sobie i Wam, aby ten urlop był prawdziwym oddechem. Niech będzie czasem, kiedy można spojrzeć na życie z lekkim uśmiechem i pomyśleć: tak, jeszcze potrafię się cieszyć, jeszcze potrafię odpoczywać. A potem – jak zawsze – wrócimy do naszych standardowych obowiązków, spotkań, audycji we Wnecie, Deonie, Near.FM, pisania dla siebie i do gazet, jak np. Magazyn MIR, ale też do innych wydawnictw o Zielonej Wyspie, a może w końcu nawet skończę pisać moją książkę o Irlandii… Ale póki co… książka – ta już napisana, a będzie to coś „lekkiego”, czyli „Cienie moich czasów” Bronisława Wildsteina, domowe polskie jedzenie i kilka minut, które są tylko moje.

Bo urlop – nawet jeśli trwa „tylko” dwa tygodnie, a w praktyce krócej – to jeden z tych nielicznych momentów, kiedy można udawać, że wszystko jest idealne. I w tym właśnie jego największy urok.

Urlop portalu „Polska-IE” zaczyna się jutro 23 sierpnia i potrwa do 5 września – niestety tego roku, kiedy powrócimy do sieci, na radiowe anteny i życia publicznego na Szmaragdowej Wyspie.

Bogdan Feręc

Photo by John McArthur on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Niebezpieczny trend
Prezydent Nawrocki w

Kontakt w sprawach nagłych: info@polska-ie.com

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Kontakt w sprawach nagłych: info@polska-ie.com

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.