Polka, która chce nauczyć Irlandię integracji. Czy Teresa Buczkowska przełamie tabu, czy rozjuszy tłum?

Gdy Polka mówi irlandzkiemu rządowi, co robi źle – można się spodziewać poruszenia. Gdy mówi to w imieniu imigrantów, w kraju, który pęka w szwach od napięć wokół migracji – szykujmy się na burzę. Teresa Buczkowska, nowa dyrektor generalna Rady Imigrantów Irlandii (Immigrant Council of Ireland), przemówiła jasno: Irlandia nie ma spójnej strategii integracji migrantów – i czas najwyższy, by to się zmieniło.
Brzmi rozsądnie? Być może, ale nie wszyscy będą klaskać. Nawet nie wszyscy Polacy mieszkający w Irlandii.
„Bez planu, bez komunikacji, bez sensu”
W przemówieniu wygłoszonym podczas konferencji w prestiżowym King’s Inns w Dublinie, Buczkowska nie owijała w bawełnę: brakuje ram strukturalnych, które pomogłyby lokalnym władzom, organizacjom i samym społecznościom skutecznie przyjmować migrantów.
– Jeśli rząd wcześniej komunikuje, co się dzieje, wyjaśnia wpływ na daną społeczność, dostarcza zasobów i informacji – wszystko przebiega dobrze – mówiła Buczkowska.
W całej Irlandii lokalne społeczności wyrażają niezadowolenie – nie tylko z samych fal migracyjnych, ale z chaosu organizacyjnego, braku jasnej informacji, nieprzygotowania infrastruktury. To nie bunt przeciwko uchodźcom, to bunt przeciwko bezładnej polityce.
Polka, która mówi „My” zamiast „Oni”
To, co szczególnie wyróżnia Teresę Buczkowską, to fakt, że mówi nie tylko jako przedstawicielka organizacji pozarządowej. Mówi jako osoba, która sama przeszła proces migracji, zna irlandzką rzeczywistość od podszewki i – co może niektórych boleć – doskonale rozumie potrzeby uchodźców z Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu. Mówi „my”, nie „oni”.
Tyle że dla wielu rodaków mieszkających w Irlandii, to już za dużo.
„Nie w naszym imieniu”
Część Polaków pracujących na irlandzkich budowach, w hotelach i szpitalach patrzy na to z mieszanymi uczuciami. Jedni podziwiają, że ich rodaczka doszła do takiego stanowiska i ma odwagę mówić wprost. Inni mają wrażenie, że mówi w imieniu kogoś innego, że ustawia się po stronie „nowych” – kosztem „starych”.
– My tu jesteśmy od lat, płacimy podatki, nie potrzebowaliśmy żadnych ram integracji. Po prostu się ogarnęliśmy – mówią. – A teraz przyjeżdżają ludzie, którzy od razu mają roszczenia, i jeszcze nasza rodaczka mówi, że to Irlandia musi się zmienić?
Ten rozdźwięk to nie tylko spór o migrację. To konflikt pokoleniowy, kulturowy i klasowy, a także geopolityczny.
Nowi uchodźcy, stare napięcia
Sibusiso Tshuma – uchodźca wspierający osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową w Donegal, opisał dramatyczne realia: brak wsparcia, chaos informacyjny, praca słabo płatna lub jej brak, ludzie pozostawieni samym sobie. To nie są słowa wyssane z palca. To rzeczywistość.
– Zostajesz wrzucony na głęboką wodę. Nie wiesz, co masz robić. Musisz sobie radzić sam – mówi Tshuma. – I wielu nie daje rady.
Pytanie brzmi: czy Irlandia naprawdę ma narzędzia, by tym ludziom pomóc? A jeśli nie, to czy apel Buczkowskiej pomoże je stworzyć — czy tylko doleje oliwy do ognia?
Minister Brophy uspokaja… ale nikt nie jest spokojny
Minister stanu ds. migracji Colm Brophy zapewnia, że krajowa strategia integracji jest w agendzie rządu i wszystko idzie w dobrym kierunku, ale to nie wystarczy. Społeczności lokalne chcą konkretów. Eksperci chcą planu, a opinia publiczna – jasnej wizji. W praktyce słowa Brophy’ego brzmią jak polityczna uspokajanka, a nie konkretna odpowiedź na to, co dzieje się w miastach i na wsiach. To właśnie w tej pustce pojawia się głos Teresy Buczkowskiej – mocny, konkretny, wymagający, ale bardzo ryzykowny.
Czy Teresa Buczkowska zapłaci cenę za odwagę?
Nie da się ukryć: jej postawa podzieli społeczeństwo. Będzie bohaterką dla wielu migrantów i aktywistów. Będzie też celem dla środowisk antyimigracyjnych, sfrustrowanych obywateli, a nawet niektórych polskich migrantów, którzy nie chcą być „wrzucani do jednego worka”. Jej nazwisko zagości w irlandzkich debatach. Być może także w polskich i nie każdemu się to spodoba.
Bo nie wszyscy lubią, gdy ktoś z zewnątrz mówi, jak mają żyć. Nawet jeśli ten „ktoś” mówi z sercem, doświadczeniem i wizją przyszłości. Tylko jakiej przyszłości…
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo by Manoj Poosam on Unsplash