Zielona Wyspa i nowi przyjaciele. Co by było, gdyby Irlandia dołączyła do BRICS?

Wyobraźmy sobie Irlandię nie jako cichego, zachodniego pomocnika imperium transatlantyckiego, ale jako… drapieżnego konika trojańskiego wewnątrz Zachodu, który nagle zaczyna flirtować z „tamtymi”, czyli z BRICS. Z tą egzotyczną gromadką: Brazylią, Rosją, Indiami, Chinami i RPA, do której ostatnio dołączyły Arabia Saudyjska, Egipt, Etiopia, Iran, Zjednoczone Emiraty Arabskie, a chcą też inne państwa. Co by to oznaczało dla Zielonej Wyspy? Utopia, katastrofa, a może – upragniona emancypacja spod ciężkiego klosza Brukseli i Waszyngtonu?

Zacznijmy od tego, że Irlandia – pozornie niepozorna – jest dziś jednym z najbardziej lojalnych członków świata zachodniego. Członek UE, ale bez własnej armii; członek strefy euro, ale z podatkiem korporacyjnym, który doprowadza Berlin do białej gorączki; państwo neutralne, ale z lotniskiem Shannon pełnym amerykańskich żołnierzy w drodze na kolejne „misje pokojowe”. Irlandia, jak widać to kraj pełen paradoksów.

A teraz wyobraźmy sobie, bo cały czas jesteśmy w sferze teoretycznej, że ten sam kraj zaczyna się rozglądać za alternatywami. Zbliżenie z BRICS? A czemu nie? Może by tak rzucić wyzwanie Zachodowi, który traktuje Szmaragdową Wyspę trochę jak peryferyjną, grzeczną kolonię dla wielkich korporacji i tanich europejskich lotów Ryanairem?

Zacznijmy od handlu. Irlandia mogłaby przestać być zakładniczką jednego rynku i jednej waluty. Partnerstwo z BRICS to nie tylko gospodarki wschodzące, ale też dostęp do surowców energetycznych, rynku konsumenckiego miliardów ludzi i – przede wszystkim – alternatywa dla dolarowego monopolu. Wyobraźmy sobie irlandzką walutę – również cyfrową, ale powiązaną z walutą BRICS – zabezpieczoną złotem, nie spekulacjami.

Technologicznie? Indie i Chiny to przecież nie skansen, tylko cyfrowe potęgi. Irlandzcy programiści z Cork czy Galway mogliby pracować nie tylko dla Google’a, ale i dla Huawei. A może nawet – wyobraźmy to sobie – otwarto w przyszłości wspólne irlandzko-chińskie laboratoria i rozpoczęto prace nad AI w Dublinie. Skandal? Nie. Równowaga.

Tutaj jednak w pewnym momencie mogą zaczynać się schody, a chodzi o Stany Zjednoczone, Unię Europejską i NATO. Irlandia, choć formalnie neutralna, jest politycznie zakotwiczona po stronie Zachodu. W rzeczywistości to cicha baza logistyczna USA, miejsce do prania reputacji i kapitału. Wejście do BRICS – nawet jako obserwatora – byłoby jak plunięcie w twarz zarówno Brukseli, jak i Waszyngtonowi, a oni nie lubią, kiedy ich „poddani” mają fantazję.

Unia Europejska zareagowałaby nerwowo. Sankcje, wykluczenie z funduszy, a może brutalny szantaż finansowy, jak przy Brexicie? Przecież Irlandia dostaje miliardy z funduszy strukturalnych i uważana jest za integralną część UE. Republika to też państwo o jednym z najwyższych PKB per capita i o jednym z największych deficytów mieszkaniowych w Europie, czyli: bogaci, ale bezdomni. Może więc czas na rewolucję?

Największa zmiana nie nastąpiłaby w ekonomii ani w dyplomacji, tylko w mentalności. Irlandia z BRICS oznaczałaby, że można być państwem zachodnim, ale nie służalczo-zachodnim. Że można mieć kolonialną historię i nie całować pierścienia byłych kolonizatorów. Że można szukać nowych sojuszy – nie z miłości do Chin czy Rosji, ale z obrzydzenia do hipokryzji Zachodu.

BRICS – jakkolwiek nieidealne – staje się przestrzenią buntu. Buntu wobec hegemonii dolara, podwójnych standardów praw człowieka i eksportu „demokracji” za pomocą dronów. Irlandia, która doświadczyła głodu wywołanego przez kolonializm, może więc w swojej głębokiej historii mieć więcej wspólnego z globalnym Południem niż z pałacami Brukseli.

Oczywiście, dziś to wszystko brzmi jak political-fiction, bo jest moim wymysłem, ale czy można mówić, że jest to moja kolejna niedorzeczna imaginacja?

Rząd w Dublinie nie ma ani odwagi, ani ochoty, by się wychylać. Polityka zagraniczna Irlandii to obecnie raczej nerwowe tiki, żeby nikogo nie urazić, niż suwerenna strategia, ale świat się zmienia. BRICS rośnie, a Unia – zamiast się reformować, grzęźnie w ideologicznym samozachwycie i biurokratycznym paraliżu.

Może więc nie dziś, może nie jutro, ale nie wykluczajmy, że za dekadę jakiś młody, zbuntowany taoiseach nie powie: „We’ve been a colony long enough – time to be sovereign”.

A wtedy? Może flaga Irlandii zawiśnie wśród flag państw BRICS jako pierwszy zachodni kraj, który powiedział „nie” imperium i „tak” nowemu światu.

Bogdan Feręc

Fot. CC BY-SA 4.0 Tom Wilkinson

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Zielone światło dl
Rząd zarabia na two
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.