Zarośnięta nieodpowiedzialność: Irlandzkie żywopłoty stają się śmiertelnym zagrożeniem

Irlandia ma problem i nie chodzi tym razem o inflację, migrację ani suszę. Chodzi o żywopłoty – te wiejskie zielone zasłony płotów i murów, które coraz częściej stają się nie murami ochronnymi dla bioróżnorodności, ale parawanem zasłaniającym brak wyobraźni i decyzyjności władz lokalnych.
Według Irlandzkiego Stowarzyszenia Transportu Drogowego (IRHA) sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Przewoźnicy mają dość – dosłownie i mówią o tym dosadnie. Gałęzie, jeżyny i zarośnięte żywopłoty przy drogach wiejskich blokują widoczność, przysłaniają znaki drogowe, zagrażają pieszym i rowerzystom, a kierowców ciężarówek zmuszają do ryzykownych manewrów. Efekt? Wypadki, straty, nerwy, czasami – ludzkie życie.
– Kierowcy ciężarówek często muszą przejeżdżać przez środkową linię drogi, żeby uniknąć uderzenia w zarośla – mówi prezes IRHA Ger Hyland. – Przeciętny przewoźnik średniej wielkości traci dwa lusterka tygodniowo. To koszt około 1000 euro, który ponoszą prywatne firmy z powodu czego? Zaniedbania i urzędniczej bezczynności.
Zamiast efektywnie zarządzać przydrożną zielenią – szczególnie w miejscach newralgicznych, takich jak skrzyżowania – samorządy wydają się być sparaliżowane własnymi procedurami. Przepisy zakazujące przycinania żywopłotów od 1 marca do 31 sierpnia mają na celu ochronę okresu lęgowego ptaków i zachowanie różnorodności biologicznej. Nie sposób się nie zgodzić, że przyroda wymaga ochrony, ale czy rzeczywiście musi się to odbywać kosztem bezpieczeństwa ludzi?
Przepisy dopuszczają jednak wyjątki, jeśli nadmierna roślinność zagraża bezpieczeństwu na drodze. Problem w tym, że lokalni urzędnicy zdają się nie zauważać tego zagrożenia – chyba że ktoś zginie albo dojdzie do spektakularnego karambolu. W tzw. międzyczasie mieszkańcy i przewoźnicy mają „kontakt z naturą” w najbardziej brutalnej możliwej formie: utrata lusterek, przerysowane kabiny, kolizje na „ślepych zakrętach” i rowerzyści spychani z drogi przez jeżyny rosnące wprost na ich ścieżkach.
Jak słusznie zauważa IRHA, artykuł 70 ustawy o drogach z 1993 r. jasno nakłada obowiązek utrzymywania żywopłotów na właścicieli gruntów przyległych do drogi, ale to tylko teoria. W praktyce brakuje egzekucji, natomiast władze lokalne nie chcą „wchodzić w konflikty” z właścicielami ziemi. Czyli znów: wygoda urzędnicza góruje nad bezpieczeństwem publicznym.
Tymczasem liczba ofiar śmiertelnych i rannych w wypadkach drogowych na drogach wiejskich nie maleje. Niektóre z tych tragedii można by było powstrzymać, gdyby znaki nie były ukryte za zasłoną zieleni, a widoczność nie kończyła się półtora metra przed maską samochodu.
W tej sprawie nie chodzi o konflikt między ciężarówką a sikorką, to nie jest też walka człowiek kontra natura. To dramatyczna konsekwencja braku równowagi, gdzie priorytetem nie jest ani życie ludzkie, ani środowisko – tylko uniknięcie odpowiedzialności. Można – i trzeba – dbać o różnorodność biologiczną, jednocześnie zapewniając bezpieczeństwo ruchu drogowego. Jednak do tego potrzeba czegoś, czego w irlandzkim zarządzaniu lokalnym najwyraźniej brakuje: odwagi, by podejmować decyzje i egzekwować prawo.
Zarośnięty żywopłot to nie tylko problem estetyczny. To symbol administracyjnej bierności i lekceważenia obywateli, a czasem – dosłownie – kurtyna, zza której nadjeżdża śmierć.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo by Florian Brody on Unsplash