Paliwowy Paradoks: Iran kontra Europa. Unia Europejska łupi swoich obywateli

Wyobraźmy sobie świat, w którym tankowanie samochodu nie jest równoznaczne z drenowaniem portfela. Taki świat istnieje, choć brzmi to dla Europejczyka niczym odległa bajka. Mowa o Iranie, kraju, który dla wielu jawi się jako daleki i egzotyczny, lecz w kwestii cen paliw staje się wręcz, utopią w porównaniu do realiów Unii Europejskiej.
W Iranie, ojczyźnie ropy naftowej, ceny paliw są wręcz symboliczne. Za litr benzyny zapłacimy tam zaledwie około 0,03 euro (równowartość około 0,13 PLN), a za litr oleju napędowego jeszcze mniej, bo około 0,01 euro (równowartość około 0,04 PLN). To kwoty, które w Europie mogłyby co najwyżej pokryć koszt gumy do żucia i to tej z dyskontu spożywczego w dziale z przecenami, a nie paliwa do samochodu. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta i zarazem bolesna dla europejskich kierowców: brak ukrytych podatków.
W Iranie paliwo jest cenione za swój faktyczny koszt wydobycia i produkcji, bez obciążeń akcyzą, podatkiem węglowym, drogowym czy innymi daninami, które w Unii Europejskiej stanowią lwią część ceny końcowej. Irański rząd, choć kontroluje sektor naftowy, w dużej mierze subsydiuje ceny paliw dla swoich obywateli, uznając dostęp do energii za podstawowe prawo, a nie źródło dochodu do opodatkowania. Ten model, choć nieidealny z perspektywy rynkowej, zapewnia Irańczykom niespotykaną swobodę w podróżowaniu i prowadzeniu biznesu.
Europejski ciężar podatkowy: Jak z 1 euro robi się 1,80 euro
Dla kontrastu średnia cena litra benzyny w Unii Europejskiej oscyluje wokół 1,80 euro, a oleju napędowego około 1,70 euro. Łatwo zauważyć, że irańskie ceny są setki razy niższe. Ta przepaść wynika przede wszystkim z polityki podatkowej państw członkowskich UE. Gdybyśmy odjęli od europejskiej ceny paliwa wszelkie podatki – akcyzę, VAT, opłaty środowiskowe – okazałoby się, że realny koszt bazowy paliwa jest porównywalny na całym świecie.
To właśnie zachłanność podatkowa rządów i traktowanie paliwa jako łatwego źródła dochodu powoduje, że na stacjach benzynowych w Europie z naszych portfeli ubywa tak wiele. Przeciętnie ponad połowa ceny, jaką płacimy za litr paliwa w Europie, to różnego rodzaju podatki. Dla przykładu, w wielu krajach Unii Europejskiej akcyza stanowi około 40-60% ceny netto paliwa, do tego dochodzi VAT naliczany od całości (czyli od ceny bazowej plus akcyzy), a często również opłaty środowiskowe czy drogowe. To powoduje, że cena końcowa jest sztucznie zawyżana, odrywając się od rzeczywistych kosztów wydobycia i rafinacji ropy naftowej.
Paliwo luksusem? Europejski absurd i jego podłoże
Ciekawym, a zarazem alarmującym aspektem europejskiej polityki jest traktowanie paliw napędowych jako towaru luksusowego. To stwierdzenie, które brzmi kuriozalnie w XXI wieku, jest niestety podstawą do nakładania na paliwa dowolnych opłat i podatków. W myśl tej logiki, posiadanie samochodu i możliwość swobodnego przemieszczania się staje się przywilejem dla bogatych, a nie podstawową potrzebą czy narzędziem pracy dla milionów obywateli. Politycy, argumentując koniecznością dbania o środowisko, redukcji emisji CO2 czy wypełniania budżetu, nie widzą sprzeczności w obciążaniu czegoś tak fundamentalnego dla gospodarki i życia codziennego, jak paliwo, setkami procent podatku.
Takie podejście ma swoje korzenie w szerszej strategii transformacji energetycznej, która zakłada stopniowe odchodzenie od paliw kopalnych. Wysokie podatki mają zniechęcać do korzystania z samochodów spalinowych, promując alternatywne środki transportu, takie jak pojazdy elektryczne czy transport publiczny.
Jednakże często pomija się fakt, że infrastruktura dla tych alternatyw jest wciąż niewystarczająca, a dla wielu mieszkańców obszarów wiejskich czy małych miejscowości samochód jest jedynym praktycznym środkiem dojazdu do pracy, szkoły czy lekarza. Traktowanie paliwa jako luksusu to właściwie uderzenie w mniej zamożne warstwy społeczeństwa i mieszkańców obszarów, gdzie transport publiczny jest słabo rozwinięty.
Konsekwencje są oczywiste: Efekt domina na naszych portfelach
Wnioski są bolesne i nieuchronne. Dwa plus dwa zawsze da cztery, a drogie paliwo zawsze równa się drogim produktom w sklepach. Transport jest krwiobiegiem każdej gospodarki. Gdy ceny paliwa rosną, rosną koszty przewozu towarów – od świeżych warzyw z pola, przez meble, aż po elektronikę. To z kolei przekłada się na wyższe ceny końcowe dla konsumentów.
Dzieje się tak, ponieważ firmy transportowe muszą pokryć swoje koszty, a producenci i detaliści muszą uwzględnić je w cenach swoich produktów. Spirala inflacyjna napędzana przez drogie paliwo uderza w każdego z nas, bez względu na status społeczny czy zarobki. Droższe paliwo to także wyższe koszty dla rolników, którzy muszą przewieźć swoje plony, dla firm budowlanych, które transportują materiały, czy dla kurierów dostarczających nasze paczki. Ostatecznie, to my, konsumenci, ponosimy ciężar tych podwyżek w postaci wyższych cen za wszystko, co kupujemy.
Być może nadszedł czas, aby europejscy politycy spojrzeli na Iran nie tylko przez pryzmat geopolityki, ale także w kwestii podejścia do cen paliw. Czy naprawdę musimy płacić fortunę za coś, co jest fundamentalnym elementem funkcjonowania społeczeństwa i gospodarki? Czy istnieją inne sposoby na finansowanie budżetu państwa i ewentualną realizację celów środowiskowych, które nie uderzają tak boleśnie w kieszenie obywateli i nie hamują wzrostu gospodarczego?
Pytania te stają się coraz bardziej palące w obliczu rosnących kosztów życia w Europie.
Bogdan Feręc
Photo by engin akyurt on Unsplash