Wolność w kapciach (do czytania po zmroku)
Przyszła do mnie znajoma, może więcej niż znajoma, bo chyba bardziej przyjaciółka i to taka, co zwykle trzyma pion, a jak już coś ją wzrusza, to tylko dobre kino albo książka. Tym razem jednak usiadła naprzeciwko mnie, skulona jak ktoś, komu świat właśnie przestał mieścić się w kieszeniach, a do oczu napłynęły jej łzy.
A ja… cóż, swoje już przeżyłem i „siwizna” nauczyła mnie jednego, że gdy człowiekowi łamie się serce, nie ma sensu rzucać złotych rad. Można jedynie podać słowa, które kiedyś komuś innemu pomogły przetrwać własne trzęsienie ziemi. Dlatego wyjąłem plik notatek i przeczytałem jej cytat z Andrzeja Grabowskiego, zdanie tak proste, że aż boli, a jednocześnie jest tak prawdziwe, że wchodzi pod skórę na resztę życia.
Zgasiłem światło nad stołem, bo takie słowa lepiej pracują w półmroku.
„No i co, zostałeś sam… ale to chyba nie jest takie straszne co? Troja nie spłonęła, piekło nie zamarzło, ale na wszelki wypadek możesz naostrzyć łyżwy, bo wiesz, w życiu nigdy nie wiadomo, kiedy się znowu zrobi ślisko. Jak już raz komuś serce pęknie, to więcej nie pęka, tylko trzeszczy, także nie dramatyzuj… Samotność to nie wyrok, samotność to wolność, wolność w kapciach, także wyciągnij z tego wnioski, a przede wszystkim wyciągnij z tego tę swoją drzazgę…”.
Widziałem, jak w jej twarzy coś się zmienia, uspokaja, nie od razu, nie cudownie, ale tak, jak uspokaja się morze po sztormie. Fale jeszcze napierają, lecz już wiadomo, że łódź nie zatonie.
Samotność…, powiedziałem. Zbyt często mówimy o niej jak o karze, którą trzeba odsiedzieć. Tymczasem to tylko przestrzeń, pusta na początku jak nowe mieszkanie bez mebli, gdzie echo odbija się od ścian, a człowiek chodzi po kątach i szuka sensu. Dopiero z czasem zaczyna ją wypełniać własnymi dźwiękami, własnym krokiem, własnym oddechem. Niektórzy odkrywają wtedy, że cisza może być łaskawa, a bycie samemu nie oznacza bycia opuszczonym.
„Serce, kiedy już raz pęknie, nie pęka ponownie”, ono nabiera za to tej charakterystycznej chropowatości, trochę jakby odporności. Kłuje, owszem, ale nie kruszy się tak łatwo, jak kiedyś. To nie wada, to pamięć materiału, jak drewno w starym domu – skrzypi, bo żyje.
Może właśnie teraz zaczyna się ta Twoja część życia, która nie musi nikomu imponować. Część życia, w której wolno chodzić w kapciach o czwartej po południu, wolno mówić „nie chcę”, wolno być dla siebie kimś więcej niż uzupełnieniem kogoś innego. Wolność w kapciach – ta najbezpieczniejsza z wolności…
A drzazga? Każdy ją ma, niektórzy wiele, ale to jak małe fragmenty dawnego świata, wbite gdzieś między wspomnienia a tęsknotę… i trzeba je w końcu kiedyś wyjąć. Czasem bolą, ale dopiero wtedy rana zaczyna goić się naprawdę.
Kiedy wychodziła, nadal była smutna, ale w jej krokach nie było już tego bezradnego potknięcia. Raczej coś w rodzaju ostrożnej równowagi, jakby te słowa Grabowskiego trzymały ją za łokieć, wspierały i prowadziły w nową drogę.
I może właśnie o to chodzi w takich chwilach, żeby nie obiecywać cudów, nie udawać proroka. Wystarczy jedno zdanie, które ktoś kiedyś zostawił na później – dla siebie, dla kogoś, dla świata. Zdanie, które w odpowiednim momencie staje się latarnią migoczącą na początku całkiem nowej drogi.
Bogdan Feręc – Alicji, żebyś zapamiętała dzieciaku na całe życie.
Photo by mahabis footwear on Unsplash

