Trzy razy drożej i trzy razy głupiej, czyli jak irlandzkie firmy energetyczne robią nas w konia

Irlandzcy właściciele domów dostali ostatnio „dobrą wiadomość” – regulator ogłosił obniżenie jednej z opłat na rachunkach za prąd. Problem polega na tym, że to niewiele zmienia, bo zanim ktokolwiek poczuje ulgę, większość gospodarstw domowych już doświadczy podwyżek sięgających 200 euro rocznie, a wszystko kraju, który i tak płaci najwięcej za energię w całej Europie.
W zeszłym tygodniu Irish Independent ujawnił i choć wszyscy podejrzewali, ale nikt oficjalnie nie chciał powiedzieć, że irlandzkie firmy energetyczne zatrzymują dla siebie spadek cen energii na rynku hurtowym. Światowa Międzynarodowa Agencja Energetyczna potwierdziła, że ceny detaliczne w Irlandii są trzy razy wyższe niż hurtowe, a to jedna z największych różnic na świecie. Różnica między kosztami produkcji a tym, co płacą klienci, także bije rekordy, więc jeśli istnieje dyscyplina olimpijska „drenowanie portfeli”, Zielona Wyspa właśnie zdobyła złoto.
Komisja Regulacji Usług Komunalnych (CRU) poinformowała, że opłata PSO – ta, która z założenia ma wspierać odnawialne źródła energii – zostanie obniżona. Pierwotnie miała wynosić 24 euro rocznie od grudnia, teraz spadła do 17,52 euro. W porównaniu z zeszłorocznymi 39 euro brzmi to jak sukces, ale tylko na papierze. Co ciekawe, CRU musiało poprawiać swoje obliczenia, bo – jak samo przyznało – otrzymało błędne dane i jeszcze zrobiło błąd we własnych kalkulacjach. W efekcie miesięczna opłata ma spaść do 1,46 euro (1,59 z VAT), co w skali roku daje właśnie te 17,52 euro.
Daragh Cassidy z Bonkers.ie entuzjastycznie ogłosił, że to „dobra wiadomość”. Pytanie: dla kogo? Bo jeśli w tym samym czasie dostawcy windują ceny o 200 euro rocznie, to ta cała „obniżka” jest, jak wyciągniecie z oceanu wiadra wody, by obniżyć jego poziom.
W zeszłym tygodniu premier Micheál Martin powiedział, a zabrzmiało jak przypadkowy moment szczerości w polityce, że firmy energetyczne uwzględniają rządowe dopłaty w swoich cennikach, czyli zamiast realnego odciążenia klientów mamy mydlenie oczu. Państwo dopłaca, a korporacje reglamentują ulgę tak, by przypadkiem nikt nie zyskał. Mary Lou McDonald zwróciła uwagę, że konsumenci płacą trzykrotność kosztów hurtowych. Martin, zamiast zaprzeczyć, właściwie tylko potwierdził, że część tych dopłat wraca do… firm energetycznych.
Oto brutalne fakty:
- Ponad milion gospodarstw domowych zapłaci więcej już w tym miesiącu.
- Średni rachunek rośnie o 200 euro rocznie.
- Różnica między kosztami prądu a ceną dla klienta jest jedną z najwyższych na świecie.
- Opłata PSO spada o kilkanaście euro, ale to jedynie statystyczna kosmetyka.
- Regulator tłumaczy się błędnymi danymi i przeliczaniem w locie, jakby chodziło o listę zakupów, a nie rachunki całego kraju.
Jednym słowem: rynek energii w Irlandii działa jak kasyno, w którym klient nie tylko zawsze przegrywa, ale jeszcze dziękuje za możliwość wzięcia udziału w grze.
Zyski firm energetycznych rosną, ceny hurtowe spadają, a konsumenci słyszą, że „od grudnia będzie kilka euro taniej”. Gdyby nie było to prawdziwe, można by uznać za satyrę i to w kraju, który chwali się odnawialną energią, technologicznym postępem i europejską nowoczesnością, a stoi na podium cenowych absurdów. W imię „zielonej transformacji” pobiera się opłaty, które potem się koryguje „bo ktoś się walnął w obliczeniach”, a gdy Międzynarodowa Agencja Energetyczna mówi, że płacimy trzy razy więcej, niż trzeba – zapada niezręczna cisza.
W konsekwencji… CRU poprawia tabelki, firmy poprawiają cenniki, a obywatel poprawia budżet, zastanawiając się, czy włączyć światło, czy telefon ładować w pracy.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by shraga kopstein on Unsplash