Trzeba jednak patrzeć na ręce
Ileż razy mógłbym to powiedzieć, ile razy napisać i mieć satysfakcję, że nie myliłem się w swoich osądach. Ile razy można patrzeć na świat polityki, przewijać kolejne nazwiska i myśleć sobie: „To już było, nic nowego się nie wydarzy”. A jednak… Życie potrafi mnie wciąż zaskoczyć, i czasem w najmniej spodziewanym momencie pojawia się ktoś, kto sprawia, że zapomniane słowa zachwytu wracają do łask.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o kandydaturze Karola Nawrockiego, pomyślałem, że to jakiś człowiek znikąd. Znacie to uczucie? Jakby ktoś rzucił w powietrze nazwisko, a ty myślisz: „No dobrze, a kto to w ogóle jest?”. Wtedy zaczyna się ta fascynująca podróż – internet, archiwa, stare wywiady, zapisy debat, każda wypowiedź jak kawałek puzzla, który ma złożyć obraz człowieka.
Zacząłem więc szukać informacji o kandydacie i po kilku jego wypowiedziach stwierdziłem, że ten człowiek mi się podoba. Nie chodziło o typowy entuzjazm wyborcy, nie chodziło też o to, że zgadzam się ze wszystkim, co mówi. Chodziło o coś głębszego – o spokój, pewność siebie, poczucie odpowiedzialności. O to, że w świecie, gdzie słowa często nie mają wagi, on swoje słowa waży, a w tym momencie pomyślałem: może być całkiem poważnym kandydatem i wygrać.
Kiedy został prezydentem, bez mojego udziału, bo przecież nie miałem swojego typu w wyborach prezydenckich, już pierwszymi słowami udowodnił, że będzie przywódcą. Nie w sensie wybujałej retoryki, nie w sensie dramatycznych gestów, ale w sposób, który trudno zignorować: konkretnie, spokojnie, odpowiedzialnie. I tu pojawia się element, którego nie sposób przecenić w dzisiejszej polityce: wiarygodność.
Co ważne, śledzę medialnie Nawrockiego, staram się wysłuchać jego najważniejszych wypowiedzi, analizować jego decyzje i gesty, więc dlatego jestem zdania, że nie pomyliłem się w swojej pierwotnej nocie o prezydencie. W świecie, w którym każdy może być krytykiem, a każdy post może stać się polem bitwy, obserwowanie osoby, która działa z sensem i konsekwencją, daje pewien rodzaj spokoju. Daje poczucie, że ktoś naprawdę rozumie, co oznacza przywództwo.
Tutaj dygresja, ale pod adresem służb prezydenta, bo wciąż jeszcze macie wiele do zrobienia. Nieustająco od samego początku powtarzam, żebyście zdjęli ten sztuczny czasami uśmiech z Nawrockiego i nauczyli go chodzić.
Jeszcze ciekawiej zrobiło się kilka dni temu, gdy jeden z najważniejszych polskich portali internetowych, a nie można go kojarzyć z obozem prawicy, opublikował badanie, w którym to młodzi zabrali głos. 73% popiera Karola Nawrockiego – to pokolenie Z, czyli ludzie wychowani na TikToku, na telefonach komórkowych i do niedawna stroniący od wydarzeń politycznych. Przypomnijcie sobie, ile razy politycy próbowali dotrzeć do tej grupy, ile razy mówiono o „przyciąganiu młodych” i efekt był mizerny. A tu proszę – młodzi mówią jasno: „Tak, on jest naszym człowiekiem”.
I to jest moment, w którym robi się naprawdę ciekawie. Bo tu nie chodzi już tylko o politykę, o partie, o ideologie. Tu chodzi o coś głębszego – o przywracanie Polakom poczucia własnej wartości i dumy. W świecie, w którym często czujemy się bierni wobec globalnych decyzji, wobec bloków politycznych i ekonomicznych, wobec szumu informacyjnego, pojawia się postać, która przypomina, że można wierzyć, że nasze państwo i my sami możemy znaczyć coś w Europie i na świecie.
Przypomnijcie sobie, jak powiedziałem, że Nawrocki może przywrócić Polsce i Polakom dumę narodową. Chyba to się właśnie dzieje, a wszyscy ci, którzy myśleli o wiernopoddaństwie wobec innych narodów i sojuszy, mogą swobodnie o tym zapomnieć. Bo widzimy, że polityka może mieć twarz człowieka, który nie ucieka od wyzwań, który nie poddaje się presji medialnej, który słucha, ale i w ramach swoich kompetencji decyduje.
Oczywiście, życie polityczne jest pełne niespodzianek, a każdy przywódca ma swoje ograniczenia, ale warto zauważyć coś, co rzadko podkreśla się w komentarzach i mówię to już teraz z przekonaniem: Nawrocki nie szuka taniej popularności, nie próbuje robić spektaklu z każdej decyzji, choć od czasu do czasu… Jest prezydentem, który działa i, co najważniejsze, inspiruje do działania innych. W tym właśnie sensie jego rola jest większa niż tylko polityczna – jest taką trochę społeczną lekcją odpowiedzialności.
Zwyczajowo, kończąc felieton o Nawrockim, powiem lepiej, żeby tego nie spie*rzył, bo obserwacja tej prezydentury to nie tylko śledzenie polityki, to również śledzenie zmiany w sposobie, w jaki Polacy myślą o sobie, o swojej roli, o swojej ojczyźnie i przyszłości. To moment, w którym można poczuć, że polityka nie musi dzielić, że może łączyć – przynajmniej w sferze wartości i zaufania.
Patrząc na te wszystkie aspekty, nie mogę być wolny od wniosku, że czasem pojawia się człowiek, który zmienia nasze spojrzenie na wiele aspektów, w tym na politykę, który przypomina, że przywództwo nie jest tylko funkcją, lecz odpowiedzialnością, obecnością i konsekwencją. Karol Nawrocki udowodnił, przynajmniej do tej pory, że można łączyć tradycję z nowoczesnością, doświadczenie z odwagą, słowa z czynem. Natomiast w świecie, w którym polityka często jest szarą codziennością, to wyjątkowe doświadczenie – warto to zauważyć, docenić i obserwować, by później ewentualnie wypomnieć – skrytykować.
Tak całkiem na koniec – pod rozwagę Pałacu Prezydenckiego, bo może nadszedł czas, aby uruchomić proces tworzenia Trójmorza na pełną skalę i zaproponować Polakom referendum w kwestii współpracy z Unią Europejską na wzór szwajcarski? Prezydent, jako przedstawiciel narodu i z jego całkiem dużym poparciem, ma przecież pełne prawo wnoszenia inicjatyw, a nawet może na mocy przepisów z Art. 125 Konstytucji RP – zgodnie z innymi przepisami, zarządzić referendum w tej sprawie.
Bogdan Feręc

