Tanie linie kontra droga linia: Michael O’Leary odpala silniki przeciw MetroLinkowi

Gdy Michael O’Leary zabiera głos, robi to jak zawsze – bez ceregieli, w stylu „no bulls*it”. Tym razem jego celem stał się MetroLink, flagowy projekt kolejowy rządu, który według ministra transportu Darragha O’Briena ma „przekształcić Dublin”. Szef Ryanaira widzi to inaczej: „to niepotrzebna fanaberia”, a jego koszt – jego zdaniem – „równy jest budowie dziesięciu szpitali dziecięcych”.
Lotnisko w Dublinie, według O’Leary’ego, nie potrzebuje żadnej kolejki. Autobusy wystarczą. Pasażerowie, mówi, i tak nie wsiądą do pociągu, bo już mają alternatywy i nie jest to stanowisko odosobnione – wśród części opinii publicznej od dawna panuje przekonanie, że MetroLink to megalomański projekt, który ma więcej wspólnego z politycznym prestiżem niż z realną potrzebą.
Minister Darragh O’Brien – polityk Fine Gael i człowiek, który „walczy” o rozwój transportu publicznego, nie dał się jednak zepchnąć do narożnika. W rozmowie z Patem Kennym odbił piłkę – twardo, merytorycznie i z polityczną pewnością siebie. MetroLink, stwierdził, to nie tylko linia do lotniska. To projekt systemowy, który ma objąć cały region Dublina, od Swords po Charlemont, i przewozić nawet 20 000 pasażerów na godzinę.
– Analiza kosztów i korzyści jest jasna – powiedział minister. – Na każde euro zainwestowane w MetroLink przypadają cztery euro zwrotu. Tego nie da się osiągnąć żadnym autobusem.
W istocie – chociaż lotnisko w Dublinie to najbardziej medialny punkt tej trasy – MetroLink został zaprojektowany jako trzon przyszłego systemu kolei miejskiej dla aglomeracji dublińskiej. Będzie zintegrowany z Luasem, DARTem i zwykłymi liniami kolejowymi. Będzie kursował co 3–4 minuty w godzinach szczytu. I będzie mieć ogromne znaczenie dla rozwoju mieszkalnictwa, zwłaszcza na północy Dublina – w rejonie Swords, gdzie liczba mieszkańców przekracza już skalę zwykłego przedmieścia.
O’Brien przypomina też, że mówimy o projekcie, który miał zostać zrealizowany już dwadzieścia lat temu. – Byłem na jego inauguracji w 2005 roku, jako młody kandydat. Minęły dwie dekady. Myślę, że MetroLink to doskonały przykład, jak NIE należy planować transportu publicznego. Ale teraz wreszcie rząd mówi: „robimy to”, i za tym idą pieniądze.
To mocne słowa, bo i stawka jest wysoka. MetroLink, którego koszt szacowany jest na ponad 9 miliardów euro, ma być największą publiczną inwestycją infrastrukturalną w historii Irlandii. To nie tylko linia. To deklaracja: Irlandia wchodzi w XXI wiek transportowy.
Michael O’Leary nie jest natomiast kimś, kogo można zbyć analizami kosztów i korzyści. W jego retoryce transport publiczny to konkurencja, nie partner. Ryanair to firma, która działa z chirurgiczną efektywnością, licząc każdy cent. I O’Leary wie, że kolej może zabrać mu pasażerów – nawet jeśli to tylko część podróżnych lecących z centrum Dublina na lotnisko. Jego sprzeciw nie jest więc tylko kwestią „opinii biznesmena”. To też realna walka interesów: tanie kontra drogie linie. Autobus kontra pociąg. Mobilność wolnorynkowa kontra infrastruktura publiczna. Rachunek zysków kontra wizja przyszłości.
Jednak ta dyskusja odsłania coś jeszcze. Irlandia boi się wielkich projektów. Po traumie budowy National Children’s Hospital – przekroczonych kosztach, opóźnieniach, politycznych wpadkach – każda inwestycja publiczna o dużej skali budzi nieufność. O’Leary gra właśnie na tej strunie. Mówi ludziom: po co pociąg, skoro można autobus? Po co kolej, skoro będzie kosztować jak dziesięć szpitali?
I w tym sensie minister O’Brien ma rację, gdy mówi, że MetroLink to projekt nie tylko infrastrukturalny, ale cywilizacyjny. To test: czy Irlandia potrafi zrealizować coś dużego, skomplikowanego i publicznego bez katastrofy. Czy potrafi przestać myśleć tylko krótkoterminowo? Czy przestanie być krajem, w którym metro planuje się przez 40 lat, a potem i tak buduje się parking?
O’Leary, jak zwykle, gra swoją grę i robi to dobrze, ale pamiętajmy, że MetroLink nie jest konkurencją dla Ryanaira – jest konkurencją dla korków, spalin, wykluczenia komunikacyjnego i chaosu urbanistycznego.
Pytanie tylko, czy Irlandia odważy się postawić na rozwój, który nie przynosi zysków od razu, ale odmienia kraj na dekady. I czy wytrzyma krzyk tych, którzy zawsze będą twierdzić, że taniej znaczy lepiej – nawet jeśli to „lepiej” – wg szefa Ryanair – oznacza utknięcie na M50 w godzinach szczytu, w autobusie, który i tak nie przyjechał.
Bogdan Feręc
Źr. News Talk
Photo by Chris Grafton on Unsplash